Jedni studiują opasłe księgi i latami nie opuszczają bibliotek czy swych pracowni, inni mają we krwi nie tylko magię, ale i żądzę przygód/ I zawsze chcieliby wiedzieć co znajduje się za górami i lasami.
Ahearn należał do tych ostatnich i nie wyobrażał sobie, jak można spędzić całe życie w jednym miejscu, skoro świat jest taki wielki i taki ciekawy.
Podobnie jak Dornan, Ahearn nie opowiadał zbyt wiele o sobie, a towarzysze wędrówki wiedzieli o nim tylko tyle, że mając dosyć życia w rodzinnej posiadłości ruszył w świat.
Dzieci nie miał, o kochankach nie opowiadał, ale trudno było nie zauważyć, iż nie miał nic przeciwko kontaktom damsko-męskim. Bliższym kontaktom...
I że przedkłada dobre wino nad najlepsze piwo.
Ahearn był wysokim i szczupłym, ciemnowłosym półelfem, o twarzy świadczącej o tym, iż jej właściciel niejeden tydzień spędził pod gołym niebem. Prawa dłoń ozdobiona była sygnetem sugerującym szlacheckie pochodzenie posiadacza.
Zaklinacz ubrany był w ciemny, dobrej jakości podróżny strój. Nie nosił broni, bo wiszący u pasa sztylet zapewne porodziłby sobie ze zbyt twarda pieczenią, ale średnio nadawał się do szlachtowania przeciwników.
Brak oręża nie oznaczał bynajmniej, że Ahearn jest pacyfistą.
Sam jestem bronią, mawiał.
* * *
Gdy do ich uszu dobiegły odgłosy walki, Ahearn nie miał wątpliwości - trzeba było sprawdzić, kto znalazł się w tarapatach i, w razie konieczności, wspomóc potencjalną ofiarę. A chociaż nie należał ani do 'skradajnych', ani do zbrojnych,wiedział, co należy zrobić - bez słowa zagłębił się w las i, parę metrów od skraju drogi, ruszył w kierunku toczącej się walki.