Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2022, 08:54   #119
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Khair zauważył ruch między gałęziami. Choć listowie było gęste, kapłan spostrzegł parę sylwetek, które czasem pojawiały się i znikały między listowiem. Te sylwetki wyglądały na półorków, może orków - uzbrojone w łuki postaci wydawały się poglądać na trakt niedaleko. Kapłan musiał wskazać swoim towarzyszom ukryte postacie - kamuflaż, który zapewniały korony drzew wokół platform strażniczych, dawał im świetną osłonę.

Było jasne, że postacie musiały zauważyć ich już wcześniej - zapewne wydał ich stukot kopyt lub wejście główną drogą na polanę. Uzbrojeni wojownicy, póki co, spoglądali na nich z uwagą, jednak nie atakowali.

Strzały wyjęte z kołczanów i napięte cięciwy sugerowały, że mało brakowało do tego.

Doktor Sidonius był raczej typem mieszczucha, który raczej niechętnie opuszczał miasta i osady, ale ta dzicz wyglądała całkiem spokojnie. Aż do pojawienia się cieni…
- Zieleń, drzewa, drewniane platformy - Katerina odezwała się, niby nonszalancko gładząc grzywę konia, acz oczu nie spuszczała z pochowanych w koronie kształtów. Zaryzykowała tylko krótkie zerknięcie w stronę Laveny. - Istny raj dla piromanów, moja droga, nie sądzisz?
Czaromiotka wyszczerzyła się zuchwale.
— Zaiste, trochę ognia powinno wnieść tu nieco ożywienia!
Doktor tylko westchnął, ale gotował się do walki.
Paladyn oparł drzewce gizarmy na ramieniu - nie było w tym geście agresji, jedynie gotowość. Rozejrzał się dookoła.
- Ugaszenie takiego pożaru nie pójdzie równie łatwo jak ostatnio. Dawno nie padało, wszystko zajmie się błyskawicznie - rzucił, wtórując kobietom.
— Czytasz mi w myślach… — półelfka uśmiechnęła się złowieszczo.
- Zapewnić ci dywersję, moja droga? - Zaproponowała Katerina.
— Zazwyczaj sama stanowię swoją dywersję, kochana… — wyjaśniła wiśniowowłosa, dodała jednak po chwili: — Ale skoro jesteś taka uprzejma, to w drodze wyjątku, zgadzam się.
- Chcesz walczyć, zamiast spróbować się dogadać? - spytał Khair. - Nie wyglądają, jakby palili się do walki.
— Przypuszczam, że to Krwawe Ostrza — stwierdziła czarownica. — Pięć sztuk złota za głowę to wystarczająca suma, by odwieść mnie od pogawędki.
Rudowłosa półelfka wykrzyknęła słowa mocy, żywymi gestami nakreślając w powietrzu magiczne wzory. Po krótkiej chwili, z jej dłoni wystrzeliły trzy ogniste pociski, które uderzyły w platformę, na której stali najemnicy.

Efekt był zadowalający, acz daleki od ideału: deski zaczęły się tlić i skwierczeć, jednak żadna z nich nie buchnęła płomieniem.

Śledczy, Doktor Sidonius, przesadził parę susów na polanie i ukrył się za drzewem.

Nagle, dotychczas ukrywający się za plątaniną gałęzi i kupą brudnych szmat zlokalizowanych na strażnicy, wypadł kolejny najemnik. Zamiast jednak atakować, w podskokach zniknął za środkowym drzewem na strażnicy. Po krótkiej chwili, z tamtego miejsca zaczął dobiegać donośny, irytujący dźwięk uderzania w gong.
– Stawać! - grzmiał tubalny głos z koron drzew. – Stawać do walki, leniwe kutasy! Albo spuszczę wam ten pierdolony gong na łby!!!
– Strzelać w rudą babę! - odwarknął mu jakiś inny.
– Dmiriii…! - wrzeszczał jakiś inny. – Dmiri, alaaarm!
Kapłan Sarenrae rozkręcił swoją procę i miotnął kamiennym pociskiem w stronę platformy, jednak - niestety! Kamień zahaczył o gałęzie i odbił się gdzieś w bok.

Wreszcie, orkowie odpowiedzieli własną salwą. Powietrze przeciął dźwięk napinanych cięciw, strzał wyjmowanych z kołczanów i puszczanych strzał. Salwa dziewięciu strzał zawibrowała w powietrzu, świszcząc złowrogo. Większość ze strzał upadła na ziemię lub pomknęła między drzewa, jednak parę znalazło swój cel. Jedna ze strzał uderzyła barbarzyńcę w ramię, a to chlusnęło krwią.

Lavena poczuła dwa bolesne pchnięcia w okolicy brzucha i piersi, kiedy strzały wbiły się w jej ciało. Wykwintny strój, z którym nie rozstawała się nigdy, znowuż zabarwił się krwią. Na szczęście, impet uderzenia zamortyzowała tarcza Joreska - modlitwa paladyna rozbrzmiała po raz kolejny, częściowo mitygując uderzenie jednej ze strzał, która zaledwie ją drasnęła.
- Nie ma co ich szturmować - zawyrokowała Katerina, z uśmiechem wpatrując się w tlącą platformę. - Niech oni przyjdą do nas.
Po czym ruszyła biegiem przed siebie, znikając najemnym zbirom na wysokościach z oczu, czy to dzięki platformie, czy konarowi drzewa.

Wug przebiegł dystans i po paru chwilach znalazł się pod platformą centralnej strażnicy. Ork, znalazłszy dobrą osłonę przed strzałami, oparł się o pień drzewa. W międzyczasie, Katerina także ukryła się przed strzelcami.

Kolejna salwa łuczników ze strażnic przecięła powietrze - jęknęły cięciwy, strzały zasyczały, lecąc przez przestrzeń. Sidonius, ukrywając się za drzewem, szczęśliwie uniknął swojej części grotowego szrapnelu, który został wystrzelony przez strażników.

Jedna ze strzał, lecąca nieomylnie w stronę półelfki, już miała ją przeszyć, kiedy… Karawasze Laveny nagle rozbłysły niebieskim światłem, formując tarczę wokół elfki! W ostatniej chwili, grot strzały odbił się od niej.

Kolejne strzały z południowej strażnicy przecieły powietrze, tym razem w Khaira. Na szczęście, żadna z nich nie dosięgnęła kapłana, który był odsłonięty dla najemników z południa.

Joresk, idąc śladami Kateriny i Wuga, także pobiegł pod platformę i wreszcie zatrzymał się obok drabiny.

Półelfka podbiegła bliżej platformy i rzuciła kolejne zaklęcie: tym razem, na platformie rozpaliła się wielka, ognista kula. Wirujące płomienie natychmiast podpaliły już tlące się i nagrzane deski pod nimi, inicjując pożogę. Buchnął dym, płomienie uderzyły wysoko. Centralna strażnica stanęła w płomieniach.

Doktor Sidonius, widząc fatalny stan Laveny, opuścił bezpieczną osłonę drzew i podbiegł do niej. Zręczne dłonie śledczego w paru sekundach oporządziły strzały w ciele półelfki, doktor wylał na nie dziwną ciecz. Lavena poczuła się lepiej.

Jeden z najemników, ten, który wcześniej uderzał w gong, wybiegł z powrotem w zasięg i wypuścił dwie strzały. Czy to przez zdenerwowanie albo czy przez buchający ogień opodal - strzały minęły Lavenę.

Kapłan Sarenrae wymamrotał parę dziwnych słów i zakreślił gesty. Powietrze zafalowało i zmętniało, niewidoczna siła pomknęła w stronę orczego łucznika, który jęknął z bólu i złapał się za głowę. Z jego uszu pociekła krew…

Z północnej strażnicy wyleciała kolejna salwa strzał, tym razem w stronę Joreska, który stał przy sznurowej drabinie, gotowy do ataku. Było to jednak całkowicie nieefektywne: kolejne strzały odbijały się od zbroi paladyna, nie czyniąc wojownikowi krzywdy.

Jeden z orczych łuczników wziął Lavenę za cel: ork błyskawicznie wyciągał strzały z kołczana z zastraszającą szybkością. Salwa czterech grotów zafurczała złowrogo nad głowami Sidoniusa i Laveną. Choć trzy strzały utkwiły w gruncie, który powoli zaczynał wyglądać jak grzbiet jeża, jedna przeszyła boleśnie Lavenę. W ostatnim momencie jednak nad Laveną rozbłysła tarcza Joreska, który po raz kolejny uchronił czaromiotkę przed niechybną śmiercią. Pomimo tego, dziewczyna była poważnie zraniona: zaiste, Lavena broczyła krwią i ledwo trzymała się na nogach.

Jeden z najemników, stojący na południowej strażnicy, przepasał łuk za ramię i w paru szybkich ruchach zszedł sznurową drabinką na dół, po czym dobył miecza. Mina draba była zacięta, gotował się do walki.

Wug z uśmiechem przyjął, że jeden z przeciwników w końcu zszedł na ziemię. Wydał z siebie ogłuszający ryk wpadając w bitewny szał i rzucił się do szaleńczego biegu.

Muszkieterka przyczaiła się pod centralną platformą strażnicy: niewiele było do zrobienia, jako że pożar dopiero zaczął buchać płomieniami, a orczy zbójnicy nie kłopotali się z zejściem na dół jeszcze.

Wug wyszarżował spod osłony platformy i zaatakował swojego orczego pobratymca. Młot bojowy, który jarzył się zimnym płomieniem wziął tamtego w pierś, całkowicie pozbawiając go tchu. Jeden solidny cios barbarzyńcy sprawił, że tamten ledwo słaniał się na nogach.

Tymczasem bój o strażnice trwał. Lavena została zasypana kolejnym gradem strzał - choć dziewczyna gracko unikała świszczących jej nad głową grotów, wreszcie, jeden z nich przeszył ją. Nagle, dziewczyna, zakrwawiona i bezwładna, upadła na trawę, która zabarwiła się jej krwią. Ork, który dokonał czynu, ryknął triumfalnie, rzucił łuk i zaczął opuszczać się po linowej drabinie.

Szarża Wuga nie została niezauważona przez tamtych: dwóch z nich wzięło barbarzyńcę za cel. Parę ze strzał ześlizgnęło się po pancerzu barbarzyńcy, jednak jedna weszła całkiem głęboko w bark orka.
– Dalej! - nagle usłyszeli syczący, nieprzyjemny głos z wnętrza budynku, który brzmiał… Jak głos kobiety? – Przegrupować się, tępe draby, albo sama was oskóruję żywcem!
W tym samym czasie, kolejny z najemników - ten z północnej wieży - rzucił łuk i zszedł w paru chwilach na dół, aby wydobyć miecz i wreszcie zniknąć za budynkiem na wschodzie.

Joresk doskoczył do wykrwawiającej się Laveny, w biegu dźgając schodzącego po drabinie orka, po czym uleczył półelfkę mocą Ragathiela. Złota energia promieniowała z rąk paladyna, kiedy ten wymówił pospiesznie modlitwę. Lavena - choć nadal zakrwawiona i leżąca na trawie - otworzyła oczy, po raz kolejny uszedłszy śmierci.

Wyglądało na to, że ork, który wcześniej położył Lavenę, nie tak wyobrażał sobie schodzenie po drabinie. Gizarma paladyna złapała go pod żebro, potężny cios sprawił, że niemal wypuścił drabinę z rąk. Chyba zamierzał wracać… Jednak ścieżkę na górę już zasłonił ogień. Joresk patrzył, jak nadpalone już wcześniej przez zaklęcie deski także zajmują się, a ogień rozlał się dalej na południe.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline