Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2022, 21:37   #13
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Kłamstwami naznaczony został ten wrześniowy dzień. Prawda umykała przed wszystkimi niczym społoszona mysz, choć nikt wcale nie zamierzał jej gonić. Ponoć lepsza najgorsza prawda, niż najpiękniejsze łgarstwo. Wierutna bzdura i trójka żoliborskich dzieciaków przekonywała się o tym dzisiaj dobitnie.

Dorośli łatwiej akceptowali wymyśloną na poczekaniu blagę niż szczerą prawdę. Ta raniła i zmuszała do konfrontacji z rzeczywistością, a tego jakoś wszyscy woleli unikać. Choć od najmłodszych lat wpajali swoim dzieciom, że nie wolno kłamać i szczerość jest najważniejsza.

Codzienne konfrontacje. Nie powiedziałeś tego w ryj, to nie powiedziałeś nic.
Oto słowa, które wam zmienią spojrzenie. Mowa, co was sprowadzi na ziemię.

W to deszczowe, ponure popołudnie Agnieszka, Karol i Jacek musieli zderzyć się z prawdą. Wybory, jakie podjęli miały swoje konsekwencje i do tego ten tajemniczy, różowy liścik.

Ukryci na tyłach spożywczego sklepu pani Góreckiej pod metalowym daszkiem mogli w końcu swobodnie porozmawiać. Strugi deszczu ściekały ciurkiem poprzez dziury wyżarte przez rdzę. Wschodni wiatr zawiewał raz po raz zza rogu, przenikał przez wiatrówki, swetry i jadowicie kąsał aż do kości.

Przed ich oczami przesuwało się tło jesiennej rzeczywistości, jak w Mario Bros. Starsza pani na spacerze z pieskiem i jakaś smętna, zakochana para szepcząca do siebie konfidencjonalnie.

Oni podobnie, choć nikt ich nie podsłuchiwał, rozmawiali przyciszonymi głosami.

- Żyjecie? - Agnieszka zaczęła od spraw zasadniczych. - Strasznie to wyglądało… I głupio mi, że tak późno zareagowałam. Zagapiłam się. - przemilczała kawałek o tym, że zapatrzyła się na uciekającego "nowego". I o tym wszystkim, co poczuła, jak ich spojrzenia się spotkały. Zwykle dzielili wszystkie swoje sekrety, ale tutaj dziewczyna uznała, że to nie jest nic znaczącego. Dla niej było, chyba, ale chłopaki.. No, jakoś czuła że to ich nie zainteresuje. Zdecydowanie nie.

Jacek tylko zbył pytanie machnięciem ręki. Dla niego nie było o czym mówić.

- Dostałam od kogoś kartkę w szkole. Dziwną. Jak szyfr.

- Nie jest za ciekawie. - Stwierdził Karol z wyraźnym grymasem bólu na twarzy. Złamane żebro doskwierało. Jeszcze nie zdawał sobie sprawy z faktu, że noc będzie jeszcze gorsza. Teraz jednak skupił się na karteczce, którą pokazywała Agnieszka, dokładnie taką samą jaką zostawiła mu w domu pod pretekstem przekazania planu lekcji. Na szczęście udało mu się przekonać mamę, że kiedy chodzi mniej go boli, chociaż było przeciwnie, i pozwoliła mu wyjść do sklepu po jakieś artykuły do szkoły, o których dowiedział się od Agnieszki.
- To wygląda jak alfabet morse'a. Czytałem o nim, ale niestety nigdy się nie uczyłem. Jedyne co wiem to, że SOS nadaje się poprzez trzy kropki, trzy kreski, trzy kropki. Jedyne co mogę odczytać to trzy litery "S". - Wskazał palcem na kartkę w trzech miejscach, gdzie znajdowały się samotne trzy kropki ciągiem. - Reszta jest dla mnie niejasna. Lepiej mi poszło z tym. To są współrzędne. Wziąłem mapę drogową Warszawy ojca. To jest sam środek naszego podwórka.

- Ale że co? - Borkowski był chyba zmęczony dzisiejszym dniem bo nie ogarniał w ogóle o co im chodzi. - Nie rozumiem. Ktoś podsunął ci karteczkę z szyfrem jak ta… enigma? - wygrzebał z pamięci słówko z historii. - Jaja sobie robicie? Nie macie większych zmartwień, co?

- Ja tam nie wiem. Dobrze wiesz, że lubię takie łamigłówki. Agnieszka to przyniosła, więc zrobiłem co potrafiłem. Gdyby biblioteka była jeszcze otwarta to i ten alfabet morse'a bym rozwiązał, a tak to tylko dwie litery pamiętam. Z resztą nie pomogę. Ale o co tu chodzi, to nie mam pojęcia. - Karol wzruszył ramionami, po czym zbliżył się do ściany, aby się o nią oprzeć. Ból doskwierał.

Agnieszka przewróciła oczami. Zdecydowanie, powinni wykazać więcej entuzjazmu, zawsze lubili takie rzeczy. No dobra, poobijani byli, to trochę ich usprawiedliwiało.
- Enigma to była MASZYNA - podkreśliła słowo - szyfrująca. Wałki się obracały i zmieniały jedną literę w inną. - pouczyła Jacka. Choć w sumie miał trochę racji… - No właśnie ja też nie rozumiem. Trochę pytałam w budzie, ale nikt nic nie wie. Że przekazać mieli i tyle. Nie wiadomo od kogo ani nic.
Podrapała się po policzku.
- No, ale skoro to środek naszego podwórka, to warto założyć, że to miało być do mnie. Do nas, wszyscy wiedzą, że się razem trzymamy. Taka reasumpcja oparta na przesłankach - Agnieszka lubiła popisywać się prawniczym językiem ojca.
- Rano skoczymy do biblioteki, to się sprawdzi.

- Aha… - Jacek nie był przekonany. - Można w sumie sprawdzić gdzie nas ta rekonsumpcja zaprowadzi, żeby się tylko nie okazało, że ktoś sobie z nas po prostu żartuje, no nie? Ja to zniosę, ale Karol? - Nie wiedzieć czemu ta myśl go rozbawiła i zaczął rechotać, a wywołany do tablicy spojrzał na niego i też się zaśmiał, po czym znów zwinął się łapiąc za obolałe żebro, aby po chwili dalej z uśmiechem na ustach pięścią uderzyć w ramię kolegi.

Agnieszka trząchnęła Jacka w głowę zwiniętym w supeł końcem swojego tureckiego szalika, który miała wcześniej fantazyjne zamotany na szyi.
- Lep na odmulenie kumaczki - wyjaśniła. - Wyraźnie wam ta bójka zaszkodziła.. Nawet jak ktoś nas wkręca i się okaże, że tam jest napisane, że jesteśmy bandą kretynów, to co, planujecie o tym rozpowiadać? Sprawdzimy sobie i tyle. Nic nie musimy dalej robić.
Otrzepała swoje jeansy.
- Ja się zbieram, obiecałam mamusi pomóc. Wy też idźcie się przespać, bo wyglądacie jak dwie kupki nieszczęścia. Jutro wcześniej się spotykamy, żeby wpaść do library, tak?

- O ile wstanę to nie ma problemu. Leki, które dostaje strasznie zamulają, tak jak widać. - Poskarżył się ten najbardziej poszkodowany fizycznie po bójce. - Ale jakby to było ważne, to chyba ktoś by normalnie dał znać, a nie jakieś kartki, no nie?

- Tak jest, pani profesor! - Borkowski przyjął postawę zasadniczą. - Ale tutaj zgodzę się z Karolem. Chociaż kujon, to mówi do rzeczy. Rzeczywiście muszę odespać ten dzień bo jeszcze mi w bańce szumi. Do jutra!

- Chociaż kujon, ale i tak przyjdziesz za tydzień po pracę domową. - Zripostował Karol i też się pożegnał kierując do domu.
 
Elenorsar jest offline