Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2022, 14:20   #87
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

Marines dobili do brzegu niedaleko miejsca gdzie za pierwszym razem byli zrzuceni z helikoptera. Każdy złapał za uchwyt na burcie motorówki i wnieśli ją między zarośla, a następnie przykryli płachtą maskującą.
- To dobre miejsce - skometnował Morris. - Blisko bazy gdzie zaczniemy zwiad, a jeśli potem ruszymy na zachód to będzie bliżej. Sprawdzicie sprzęt i ruszamy.

John krytycznym okiem przyjrzał się maskowaniu i poprawił je dwa razy zanim był w końcu zadowolony. Z jakiegoś powodu w końcu zawsze dostawał od sierżanta szkoleniowego burę, że tamten go nie widział. A żadnych zajęć nie opuścił.

Ariel ogarnęła swój sprzęt sprawdziła broń i zapytała:
- Plecaki zostawiamy tutaj, czy bierzemy na zwiad?
- Po co wogóle było brać plecak jak chcesz go zostawić w łodzi - zapytał ją w odpowiedzi McBride. - Coś ci ponieść? - wyszczerzył się.

- Bierzemy wszystko. Najpierw wschód, potem północ i zachód. Nie wracamy tutaj przed powrotem do domu - zarządził Morris.

***

Gdy oddział dotarł w końcu do pierwszego celu zwiadu zobaczyli częściowo zniszczone ogrodzenie. W miejscach prześwitu widać było zburzoną infrastrukturę. Pozostałości zbrojowni walały się po całej bazie, a budynek główny zawalił się do środka. Między gruzami chodziły ludzkie sylwetki.


Przy bliższym podejściu okazało się, że to Kadawerzy. Członkowie Kohort którzy osiągnęli ostateczny poziom degeneracji. Kuriozalne było to, że spośród jednostek Mrocznego Legionu to oni wydzielali najgorszy zapach, mimo że nie byli bezpośrednimi sługami Demnogonisa. Nieporadnie patrolowali ruiny bazy, a uzbrojeni byli we wszelaką zdobytą na innych korporacjach broń.

Sliver poklepał wierne M606, ale sięgnął po shermana. Wziął pod uwagę co ostatnio im się trafiło i kadawerzy mogli się obyć bez aż takich pieszczot. O ile nie dostanie rozkazu krycia drużyny. Podejrzewał, że prawdziwa siła ognia przyda się później.

September policzyła ilu włóczy się po ruinach bazy.

Purna nie miała wcześniej możliwości wizytować w bazie do której dotarli i nie wiedziała czy jest tam coś godnego uwagi. Miała jednak świadomość, że jeśli pokuszą się i zaatakują rozstawione przez Legion ciemności czujki, ich obecność zostanie odkryta. Na szczęście nie musiała decydować.

Morris wychylił się i rzucił okiem przez wyrwę w murze. Miał zacięty wyraz twarzy i widać było, że jest niezadowolony.
- Musimy ich zostawić. Obchodzimy bazę i ruszamy na północ - zakomunikował.

- Sir, jak będziemy w drodze powrotnej, to zapewne na nas ruszą. Założyć jakąś pułapkę w okolicy, jako przygotowanie na taką ewentualność? - spytała Anna szeptem scenicznym.

- Aby położyć Kadavera trzeba się mocno postarać, a to wzbudziłoby podejrzenia. Musimy odpuścić - przyznał niechętnie sierżant.

Ariel nie była zadowolona z pozostawiania wroga za plecami. Ale rozumiała konieczność zachowania ciszy. Skinęła więc głową i najciszej jak potrafiła ruszyła za resztą oddziału.

- Ale jak ich sprzątniemy to nici z elementu zaskoczenia - wtrącił się Christopher do uwagi Anny. - Pamiętaj, nas tu nie ma i jeśli tylko będziecie cicho chodzić to nie będzie problemu - snajper popierał decyzję sierżanta pomimo zagrożenia jakie mogło to generować.

- Wiem i w pełni się z tym zgadzam. Chodziło mi o wybuchową pułapkę gdzieś w okolicy - zapewniła spokojnie Purna. O kadaverach wiedziała tylko z wykładów i nagrań, ale w zaistniałych okolicznościach nie ciągnęło jej do poszerzenia wiedzy w tym zakresie.

Sliver nie marnował czasu na dyskusję, tylko skradał się ostrożnie w nadanym kierunku.

***

Ominęli obóz od zachodniej strony nie wzbudzając alarmu pośród zmutowanych byłych żołnierzy Kohort i udali się na północ. Po kilkudziesięciu minutach natknęli się na polanę jaką widział już wcześniej McBride. Nikogo tutaj nie było. Jedyne co zastali to pionowo ustawione kamienie, które otaczały najprawdopodobniej głaz ofiarny z rdzawymi zaciekami i rozbebeszone skrzynie z oznakowaniem Bauhausu, które jednak były puste.
Od strony północnej usłyszeli odgłosy walki. Echo utrudniało identyfikację konkretnej broni z jakiej oddawane były strzały. Jedno było pewne. Były to karabiny szturmowe.

- Wypadałoby zobaczyć kto z kim - rzuciła uwagę September.

Morris skinął głową i wykonał znak ręką w kierunku północnej ściany zieleni. Marines przecięli polanę i zgłębili się w gęstwinie.
Ogień automatyczny nie był jednostajny. Pojawiał się sporadycznie. Brzmiało to jak impas z próbami wyłuskania przeciwnika. W miarę pokonywania odległości i zbliżania się do północnego brzegu wyspy odgłosy narastały. Morris odbił na zachód i poprowadził oddział w kierunku plaży wychodzącej na zatoczkę.
Gdy dotarli do granicy ich oczom ukazał się dymiący wrak helikoptera Bauhausu. Po prawej za drzewami, skałkami i innymi naturalnymi osłonami utrzymywał pozycję oddział samurajów Mishimy. Za wrakiem schowani byli Cortez i Rodriguez w towarzystwie kilku żołnierzy bractwa. Na plaży leżało kilka ciał. Byli to zarówno Żołnierze jak i Samurajowie. Najwyraźniej tak skończyła się nieudana próba szarży na ich pozycję.

- To pewnie przebierańcy jak ci z Bauhausu wtedy - rzekła September - zachodzimy ich od tyłu i likwidujemy?

- Nie było takiego rozkazu. Mieliśmy się rozejrzeć. Nie wiem czy dowództwo chciałoby żeby nasze siły wdawały się w konflikt między mishimą, a Bractwem. Nie mamy teraz pewności czy po stronie Mishimy znajdują się heretycy… Sierżancie? - spytała Ariel.

John zamiast liczyć na dobry wzrok, ukrył się nieco bardziej i wsłuchał w prowadzona wymianę ognia. Chciał zidentyfikować pozycje i używane uzbrojenie, jak i to jak zarządzali amunicją.

- W mojej ocenie możemy pozbyć się każdego przeciwnika, który stanie na naszej drodze pod warunkiem, że nie będziemy zbędnie ryzykować i załatwimy to po cichu - powiedział Morris wpatrując się w wydarzenia na plaży jakby liczył, że nagłe sytuacje przechyli się na czyjąś stronę.

Bractwo liczące kilka osób praktycznie w całości było ukryte za osłoną wraku, a wychylali się bardziej po to aby sprawdzić czy wróg nie rozpoczął natarcia i utrudniać mu wszelkich jego prób, niż próbując go atakować. Mishima, licząca mniej niż dziesięciu nadających się do walki samurajów uzbrojonych w karabiny Shogun próbowała doskoczyć do bliższych osłon i flankowania wroga.

- Brzmi mi to, jakby bractwo siedziało na dupie i starało się nie wychylać, a jakichś dziesięciu Mishimczyków próbowało z Shogunami w garści dopaść między winklami bractwo. Można ich łuskać pojedyńczymi strzałami myślę. - Rzucił John po chwili wsłuchiwania się w niemalże melodyjne pandemonium rozgrywające się niedaleko.

- Chris da radę. Wystrzela jednego po drugim, w taki sposób, że będą myśleli że to bractwo ich kładzie - zaproponowała Anna, wierząc w umiejętności ich snajpera.

- Da się zrobić - skinął głową McBride, na sugestię Purny.

- Ustawmy się w szpaler przed snajperem, bo jak tylko się zorientują, że tracą przewagę mogą rzucić się do samobójczej szarży. - wyszeptała Ariel skoro sierżant rozważa temat pomocy bractwu.

- Może zajść ich od boku, by nie wejść pod kule Bractwa, i na znak ostrzelać z zasadzki? - zaproponowała September.

Sierżant nadstawiał ucha rozmowie i przyglądał się plaży.
- Pamiętajcie, że nas tutaj nie ma - przypomniał patrząc kolejno na twarze podkomendnych. - Rozstawcie się i ostrzelajcie zaczepnie Mishimę, ale zaraz potem, niezależnie od efektu, wycofajcie się. Zbieramy się sto metrów od tego miejsca na zachód. Jak ktoś zamarudzi to zostaje. Zrozumiano?

- McBride, strzelasz pierwszy, my na twój strzał walimy i wycofujemy się. Może dowódcę uda ci się zdjąć - powiedziała September. - Ruchy, na stanowiska…

- Tak jakby nas tu nie było, da się zrobić. - Potwierdził John przemykając pośród zieleni na upatrzone stanowisko. Nie za często bawił się w snajpera, ale to była pora na Shermana.

Anna bez wahania i gadania, zajęła dogodną pozycję na skraju lasu. Pozostanie w ukryciu tak aby móc strzelać, było dla osoby z jej doświadczeniem łatwym do wykonania rozkazem. Obserwowała pozycję żołnierzy Mishimy, którzy z nieznanych względów haniebnie wystąpili przeciwko bractwu.
Gotowa była strzelać w miarę od razu, ale czekała na wyznaczony sygnał.

McBride rozejrzał się za jakąś dogodną dla siebie miejscówką.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline