Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2022, 20:32   #3
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Stanton

Ali odebrał niemal od razu. Był wyraźnie wymęczony. Słychać było jego sapanie.
- Uff... wiedziałem, że... Uhh... Wagarowanie... Hmpf... Na lekcjach szermierki kiedyś wyjdzie mi bokiem...
Słysząc o co pytał inżynier ściszył głos.
- Na tylnym dziedzińcu jestem, wpierw trzeba przejść przez recepcję, mogę wyjść po ciebie, albo powiesz, że idziesz do mnie.
Stanton zauważył, że ze środka szkoły wyszedł jakiś służący. Podszedł do jegomościa w fioletowych okularach, po czym obaj wymienili kilka cichych słów, jegomość wsunął mu coś w dłoń. Służący wrócił pospiesznie do środka.
- I jak? Ten wredny knyp nadal tam stoi? - zapytał zaniepokojony szlachcic.
- Stoi z przodu i nie zamierza się ruszyć. Może powiem, że sekundantem jestem jakby pytał. Wtedy wstydu by nie było.

Inżynier dość szybko znalazł chętnego do pomocy dostawcę, który akurat pospiesznie zmierzał do budynku szkoły. Po pokazaniu mu pieniędzy nie trzeba go było długo przekonywać. Energicznie skinął głową i ruszył ku człowiekowi w fioletowych okularach.

-5 feniksów
Dostawca przekonywanie d20(+5 za sytuację)= 7 sukces


Wydawało się, że cokolwiek powiedział suto opłacony posłaniec, zadziałało. Wymienili kilka zdań, dostawca pokazał coś energicznie ruchem ręki odciągając rozmówcę na bok. Tajemniczy jegomość chciał się jeszcze chyba wykłócać, dyskutować, ale tego już Stanton nie zauważył, korzystając z zamieszania wślizgnął się do środka.

Stanton percepcja albo technologia d20= 6 sukces


Podczas zbliżania się, miał też okazję bliżej przyjrzeć się fioletowym okularom. Nie miał wątpliwości, to nie były zwykłe szkła. Prawdopodobnie wbudowane miały jakiś model skanera, naprawiał już podobne w przeszłości.

W środku bez problemu odnalazł recepcję, przy której czekał już na niego spocony i ciężko dyszący Ali. Był nagi od pasa w górę, na jego torsie widać było liczne drobne siniaki, prawdopodobnie pozostałości po otrzymanych ciosach od tępo-zakończonej ćwiczebnej szpady.

- Z Niebios mi zstąpiłeś wierny towarzyszu! Jam o krok od bram Otchłani! Niewinnym jest a skazanym na śmierć! Za miłość! - rzekł z przejęciem, załamując teatralnie ręce.

Łamiącym się, pompatycznym głosem opowiedział mu jak to zainteresowała się nim pewna piękna wytworna dama, w której towarzystwie pozostawał ostatnią dobę. Niestety sielanka przerwana została, gdy jak znikąd pojawił się nagle jej narzeczony. Niejaki kawaler Kharkov. Rzecz działa się podczas balu, w zacnym towarzystwie, a zazdrosny mężczyzna jął mu ponoć okropnie ubliżać i grozić, mimo że Ali - wedle własnych zapewnień - zachowywał się jak dżentelmen i żadnych uroków damy - niestety - nie zdołał jeszcze skosztować.

Sprawa pokomplikowała się mocno, ponieważ Ali kojarzył jegomościa, tyle że skojarzył go błędne, z niejakim Charkovem, który ponoć był znanym pieniaczem i tchórzem, podkulającym natychmiast ogon, gdy tylko się go należycie postraszyło. Dumny młody szlachcic jął więc odpłacać narzeczonemu pięknym za nadobne, wyznając przy okazji przy tłumie, że gotów jest bronić honoru choćby w walce na szpady i bez zwyczajowych ochronnych tarcz. A mało by brakowało, by dodał jeszcze, że ze związaną jedną ręką za plecami... Niestety, Kharkov miast się zlęknąć i tchórzliwie wycofać tylko brzydko się uśmiechnął. Bo nie był tchórzliwym Charkovem a niedawno przybyłym na Cadavus bardzo wprawnym szermierzem i zabijaką.

- Stantonie! Ty na pewno coś wymyślisz! - skończył z desperacją. - Na pewno masz dostęp do jakichś technologicznych cudeniek, co? Może jakiś cudowną samonaprowadzającą szpadę? Albo gaz obezwładniający buchający z broszki? Pole ogłuszające? - pomysły stawały się coraz bardziej desperackie i głupawe.

-Pomoge ci bracie w potrzebie tylko najpierw wyjaśnień mi trzeba. - zaczął Stanton swoją rozmowę z Alim - DOKŁADNYCH. - podkreślił to słowo wolno i wyraźnie je akcentując. Lubił ich wspólny humor. Tu jednak chodziło o być może i życie Aliego. - Opisz mi na czym przyłapał cię z panną. Co go tak zirytowało? Wtedy może ja na początek spróbuje mu do rozumu przemówić. Powiedz też gdzie pannę i zabijakę znajdę. - Inżynier zaczął powoli analizować sytuację.

- Na balu dotknąłem czule jej dłoni! Tylko tyle! - zarzekał się szlachcic. - No... oczywiście, spędziliśmy ze sobą niemal cały dzień i nie dało się ukryć tego, jak słodka Katrina na mnie patrzyła, ale przysięgam na Krzyż Zebulona! - energicznym gestem dotknął swojej piersi, choć oczywiście żadnego krzyża tam nie miał. - Zachowywałem się jak dżentelmen!

Spojrzał na Stantona błagalnie.
- Zrobiłbyś to dla mnie? - widać, że nadzieja znów wypełniła jego serce. Szybko wytłumaczył Inżynierowi, gdzie może znaleźć rzeczoną dwójkę. Sam Vladimir Kharkov Decados pozostawał ze swoją świtą (i podobno znajomymi) w ni to pensjonacie, ni to szlacheckim hotelu w Mieście Wewnętrznym. Często zatrzymywali się tam podróżni arystokraci, którzy byli w podróży i nie chcieli narzucać się krewnym z noclegami. Katrina Barrov Decados mieszkała z rodzicami w posiadłości znajdującej się w jednym z chronionych przed wiatrami kanionów niedaleko Tyb.

I wtedy Stanton uchwycił coś kątem oka. Służący, który wcześniej przyjął coś od mężczyzny stojącego przed budynkiem akurat przechodził w pobliżu, załatwiając zapewne jakiś służbowy sprawunek. Widząc ich zatrzymał się nagle i zaczął niezbyt subtelnie gapić w ich stronę.

-Potrzebuje szybkiego środka transportu. - powiedział do Aliego przysłaniając twarz ręką i mówiąc konspiracyjnym szeptem. - coś możesz polecić? Najpierw odwiedzę Hostel poszukam dziewczyny. Dla pewności nim pojadę do jej domu. Potem zajmę się Vladimirem. - po czym spojrzał na służącego z groźną miną. - W czymś mogę pomóc? - odezwał się do gapiącego się sługi.

- W porcie gwiezdnym nadal stoi Złote Berło, którym tu przylecieliśmy, tyle że… - demonstracyjnie wyciągnął materiał z pustych kieszeni. - Z żalem stwierdzić muszę, że wystawne przyjęcia z Katriną i obecny trening u mistrza Kartuccio zupełnie ogołociły moją kiesę, a zwyczajowe stypendium od rodziców przybędzie dopiero za trzy dni, więc nie mam nawet za co go zatankować, nie mówiąc o spłaceniu zaległych opłat portowych… - skrzywił się.
 
Tadeus jest offline