Ragnar po kilku dniach podróży wreszcie doszedł do jakiegoś miasta. Był niesamowicie głodny i osłabiony brakowało mu jednak pieniędzy które stracił uczestnicząc w ulicznych walkach. Nie mając zbytnio co robić zaczął się wałęsać po mieście głodny, brudny i bez żadnego pomysłu jak zdobyć jakieś pożywienie. Nic nie zapowiadało zmiany i Ragnar był już gotowy położyć się na ulicy i umrzeć z wycieńczenia. Wtedy poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Tak dostał tą robotę. Okazało się że jeden z pracowników firmy która go wynajęła widział jak walczył w poprzednim mieści i postanowił go nająć. Podążał za nim do kolejnego miasta czekając na okazję. Teraz, ubrany w krótki spodenki, bluzkę i kurtkę z przewieszoną przez plecy torbą, powoli wychodził ze statku na powierzchnię nieznanej ale jednak jakże znanej. Sam do końca nie wiedział dlaczego miał takie odczucie. Odkąd obudził się i wyszedł z kapsuły między planetarnej nie był niczego pewien. Często miewał wizję i zachowywał się nie wiedząc nawet dlaczego tak a nie inaczej. Przez całą podróż głównie przesiadywał w swoim pokoju, spotykając się z towarzyszami tylko na posiłkach. Teraz także postanowił trzymać się na uboczu. Wychodząc powiedział tylko dwa zdania:
- Ja nazywam się Ragnar. Miło mi – po czym odszedł na bok polany i usiadł na zbutwiałym pniu. Zaczął wsłuchiwać się w odgłos puszczy. Był to kolejny nawyk który wziął się z nikąd ale mimo wszystko pomagał Sayianinowi na przewlekłe bóle głowy.
__________________ you will never walk alone |