Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2022, 20:09   #19
Nuada
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację


____
4.1


Babsztyl wpatrywał się w Carla, jak sroka w gnat. Jaj kaprawe ślepia, przesłonięte bielmem, niewątpliwie nie były w stanie nic dostrzec. Zatem, jakim cudem nie odrywała ona wzroku od Skella.
Przypadek?
Na pewno nie.
Ni grama przypadkowości nie było w zachowaniu staruchy. Ani w tym, że nogi poniosły sierżanta w ten właśnie ciasny i duszny zaułek, gdzie smrodek niemytych ludzkich ciał, mieszał się z wonią rozkładu i…

Carl mocno wciągnął powietrze w nozdrza. W pierwszej chwili myślał, że coś mu się przewidziało. Jednak nie. Zapach świeżych aromatycznych ziół podrażnił go w nosie eteryczną wonią. Wymieszany z całą masą różnorakich przykrych zapaszków był jednak wyraźnie wyczuwalny. Jego nut osiadły, niczym pszczoła na bujnym kwieciu, w nozdrzach Carla. Od ich ostrości, która coraz zajadlej atakowała śluzówkę, czarnogwardzista poczuł lekkie zawroty głowy.

Powiódł wzrokiem po najbliższych odrzwiach i wąskich przejściach. Nigdzie nie dostrzegł nikogo, choć był pewien że gdzieś w pobliżu ktoś się ukrywał.
Wariacki rechot staruchy przerwał Carlowi lustrację terenu.
- A poszedł ty! - syknęła swym charczącym głosem - Dalej jazda, zawszańcu!

Skronie sierżanta zrosiły się potem, jak trawa tuż przed świtem.



____
4.2


Najprawdziwsze przerażenie malowało się na pokrytym licznymi zmarszczkami licu mężczyzny. W najgorszych koszmarach nie mógł nawet przypuszczać, że zwykła wyprawa na pokazy kuglarzy będzie miała taki przerażający finał.
- Pa.. pa… panie - zaczął dukać Ernest Aidag - Ja… ja… ja naprawdę nic nie wiem. Zaklinam się na najświętszy młot Sigmara, że com wiedział, tom ci wyrzekł. Pomiłuj panie, bo toć to nie godzi się tak. Błagam cię - zajęczał głośno starzec i upadł na kolana przed Pankrazem.

Widok płaczącego mężczyzny nigdy nie należał do przyjemnych. W swoim fachu Jung widział męskie łzy wielokrotnie. Łzy strachu, bólu i ulgi. Jęk mężczyzny może i go nie wzruszył, ale sprawił, że wydarzeniami na podwórzu zainteresowali się sąsiedzi.

Pankraz zauważył, jak z kilku okien wyglądają ciekawscy.
- Co się tam dzieje do jasnej cholery? - krzyknął ktoś odważniejszy.



____
4.3


Gadają, że nic nie może równać się leśnej ciszy. Prawda to, że dzikie ostępy mniej hałaśliwe są niźłi miejski rynek, czy nawet ruchliwy trakt. Aleć nigdy, aleć to nigdy ciszy zupełnej w nich nie znajdziesz. Tak, jeno mieszczuchy mogą gadać, co to nigdy nosa poza wysokie, obronne mury nie wystawiły i jeno duszą się w swych ciasnych mieszkankach z kamienia i cegły.
W puszczy spokój króluje, ale nie głosów w nim zawsze pełno. A to jakaś ptaszyna zaświergoli, a to jeleń przez chaszcze gnając gałęzie suche połamie, a to znowu świerszcze pośród traw wysokich koncert dają.

Dlatego też, gdy we koło oddziału cisza zapadła, wszyscy jak trupy pobledli. Martwota i głusza, jaka nastała złego były zwiastunem. Śmierci najpewniej, a może i czego gorszego.

Modry tuman przelewał się przez leśną drogę, niczym świąteczny pudding. Chmurzysko coraz cięższe się stawało i gęstsze.

Manfred z siodła wyskoczył i pewnym gestem po strzałę sięgnął. Uważnie przy tym okolicę obserwując spode łba. Czuł na sobie wzrok tych, co pośród sinego kłębowiska się skryli.

Szybkim ruchem rzemień ściągnął cienki skrawek pergaminu rozwinął.

Pochyłym pismem ktoś skreślił tylko kilka słów. Koślawe litery były ostatnim, co ujrzał Manfred.



____
4.4


Soll przekroczył już zenit, ale żar lejący wcale nie zelżał. Być może to kontrast pomiędzy chłodnymi, świątynnymi murami, a rozgrzaną niczym żeliwna patelnia ulicą sprawił, że Oswald zdołał przejść ledwo kilkadziesiąt metrów i zakręciło mu się w głowie. Kolorowy tłum zmienił się w pstrokatą plamę, a gwar rozmowy w jedno drażniące pszczele budzenie. Czuł, jak cały świat wiruje wokół niego, a zjedzony “Pod Rozłożystym Dębem” posiłek podchodzi mu do gardła.

Osłabł zupełnie z sił. Zatrzymał się na uboczu lewą ręką przytrzymując się muru, a drugą próbując osłonić oczy przed palącymi promieniami. Po chwili poczuł czyjąś dłoń, która niczym zwiewny motyl musnęła jego pośladki i biodro. Wiedział, że właśnie stał się lżejszy o dobrych kilka srebrnych szylingów. Nie miał jednak nawet siły krzyczeć, a tym bardziej oglądać się za złodzieje, nie wspominając o pogoni za nim.

Przyjemny chłód bijący od zacienionej kamiennej ściany z lekka go ocucił. Na tyle, że był w stanie odpowiedzieć, gdy ktoś go zapytał:
- Wszystko w porządku, panie? - młody mężczyzna w zielono-czerwonym kaftanie z troską w głosie, pochylił się na jego losem.
- Tak - odparł dysząc ciężko Oswald - To przez ten żar,
- Nie martw się bracie już niedługo będziesz się modlił do swego fałszywego boga, by gorące słońce znowu zaświeciło nad twą głową.

Osobliwa odpowiedź zbiła Gerstmanna kompletnie z tropu. Próbował poskładać myśli i wyłowić sens ze słów nieznajomego.
- Do zobaczenia, bracie - rzekł klepiąc inkwizytora po ramieniu - Spotkamy się znowu, nim spadnie pierwszy śnieg.

Oswald uniósł głowę i dłonią przetarł pot ściekający z czoła. Próbował przyjrzeć się nieznajomemu, ale ku swemu zaskoczeniu i przerażeniu jednocześnie skonstatował, że nikogo przy nimi nie ma.


****
Dziwna przygoda nie sprawiła, że Oswald odstąpił od swoich pierwotnych planów. Gdy odzyskał siły i sprawność umysłu, ruszył w kierunku rynku. Na miejscu bez trudu odnalazł posterunek straży miejskiej.
Otyły sierżant i równie pulchny jego zastępca przywitali Oswalda nie tylko pełnym chłodu i pogardy spojrzeniem, ale także jak mu się zdawało kompletnie nieuzasadnionymi pretensjami
- A ty, czego tu znowu? - ryknął dowódca - Nie dość wam swoich kazamatów? Jeszcze tu musicie te swoje referendarskie nosy wciskać.
Zastępca sierżanta nachylił się nad nim i coś szepnął mu na ucho.
- Dobra, dobra. Wiem - burknął w odpowiedzi sierżant i lekko łagodniejszym tonem zapytał Oswalda - Czego twoi towarzysze zapomnieli, co? Za kradzież służbowej pościeli chcieliby zapłacić?
- Nic nie wiem o żaden pościeli, panie sierżancie - odparł zgodnie z prawdą Oswald - Przyszedłem tylko zapytać o zabitego na trakcie brata. To członek zakonu Ognistego Serca. Ponoć to wy prowadziliście śledztwo w tej sprawie.
- A tam było prowadzić? - żachnął się dowódca - Kupcy znaleźli go w rowie jakieś pięć mil od bram miasta. Musiał się biedaczek napatoczyć na jakiś drani, co to szacunku żadnego dla zakonnego stroju i majestatu nie mieli.
Na te słowa zastępca sierżanta zaśmiał się tłumiąc salwę śmiechu pięścią i teatralnie zmieniając ją w ostry kaszel.
- A gdzie ciało?
- W Ogrodach Morra, a gdzie ma być? - odpowiedział dowódca, posyłając jednocześnie Oswaldowi szydzący uśmieszek, który zdawał się mówić “i ty baranie, masz się za inkwizytora”.
Oswald wiedział, że od tych dwóch spasionych strażników nie dowie się niczego więcej. Jedynie chyba, że wziąłby ich na stosowne przesłuchanie. Na to było chyba jednak za wcześnie.
 
Nuada jest offline