Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2022, 21:11   #5
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Stanton

Inżynier nadal starał się przekonać szlachciankę do ratowania jego przyjaciela.
-Ali nie ucieknie. Jeśli zginie jego rodzina i jej sojusznicy wezmą odwet. Ojciec Aliego jest srogim człowiekiem jak to Pani przed chwilą tu ujęła. Kochającym niesfornego syna. Wątpię by cofnął się przed czymkolwiek chcąc ukarać wszystkich winnych śmierci syna. Zarówno prawdziwie odpowiedzialnych jak i tych wyimaginowanych. Stąd moja wizyta. Nie chce i domyślam się, że Pani też nie chce by polała się krew. - Stanton zasugerował, że odwet ojca Aliego może objął również Katarinę. Liczył, że jej postawa ulegnie zmianie na bardziej pomocną.

Wysłuchała w spokoju, co miał do powiedzenia, przyglądając mu się uważnie. Jeśli ostrzeżenie inżyniera wzbudziło w niej jakieś głębsze uczucia, to nie dała tego po sobie poznać.
- Panie Walton, przykro mi, iż to ja stałam się zarzewiem dla tej... - westchnęła. - Przykrej historii... Ale teraz jest to już zupełnie poza moją kontrolą. Dwóch szlachciców w jasny, publiczny i niepohamowany sposób obraziło swój honor i to wielokrotnie i na bardzo... - chrząknęła - Wymyślne sposoby. Nie jest to już pojedynek o mnie, tylko o ich własną dumę i honor ich rodów. Ja... Mówiąc to w prosty sposób... Już się w tym wszystkim nie liczę, a i panicz Ali, jakąkolwiek nie darzyłabym go sympatią, nie naraża teraz życia dla mnie, bo i tak przecież dalekosiężnych życiowych planów ze mną nie miał, a jedynie dla swojej własnej godności, po tym wszystkim co przyszło mu niefortunnie publicznie ogłosić.

Zmieniła pozycję na krześle, opierając się wygodnie o zdobione oparcie. Bardzo ciężko mu było czytać w jej emocjach, jedyne co dostrzegł, to że najprawdopodobniej zmiana pozycji miała ukryć to, że mimo wszystko było lekko spięta. Nie miał jednak zielonego pojęcia, czy wpłynęła na to wizja zemsty ze strony rodziców Aliego, czy cała niefortunna sytuacja. Najwyraźniej jednak odnoszenie się do tego typu - nawet subtelnych - ostrzeżeń było poniżej jej godności.
- Może wyda się to Mistrzowi bezduszne, ale nie mam też zamiaru odwodzić od pojedynku mojego narzeczonego. Nie jestem z nim zaręczona bez powodu i nie mam żadnego interesu w tym, by ucierpiał jego honor, a to stałoby się z pewnością, gdyby się teraz po tych publicznych wydarzeniach wycofał.

Wstała.
- Przykro mi. - podała mu dłoń, sugerując, że spotkanie właśnie się zakończyło. - Naprawdę liczę na to, że Ali postąpi w jedyny słuszny i bezpieczny dla siebie sposób.
- Pani Katarino -
Stanton dalej siedział - Na pewno jest inne wyjście. Nie ma jakiejś luki w obyczaju? Jeśli by się dajmy na to obrażali ale uznali… że powiedzmy zaszło nieporozumienie? To przecież możliwe. Zaszła pomyłka publiczne pojednanie. Oczywiście przy odpowiedniej argumentacji. Dobrze byłoby też żebym zrozumiał o co tak naprawdę poszło pani partnerowi? Zanim Ali wypowiedział nieroztropne słowa. Przecież nic między Alim a panią nie zaszło.

Stanton przekonywanie d20(-10 k. porażka, nadużywa gościnności) = 7 porażka


Powoli cofnęła podaną mu dłoń. Widząc, że grzecznie poproszony nie ma zamiaru wstać obrzuciła go zimnym spojrzeniem i skinęła na służącego.
- Pan Walton najwyraźniej bardzo ceni sobie naszą gościnę, niech więc zazna jej ile tylko sobie życzy, wyprowadź go dopiero gdy sam będzie gotowy do odejścia. - poleciła.
Po czym odwróciła się i ruszyła do drzwi. Nim jednak przekroczyła próg, przystanęła na chwilę i spojrzała w jego stronę.
- Mój narzeczony widział jak patrzyliśmy na siebie z Alim. To wystarczyło.
Wytłumaczyła krótko. I wyszła. Inżynier nie był w stanie jej rozgryźć. Albo nie zależało jej na Alim, albo pomysł pojednania uważała za absurdalny, albo po prostu chodziło o jakieś szlacheckie niuanse, które były dla Stantona zupełnie niezrozumiałe. A może wszystko jednocześnie.
-Już się zbieram do wyjścia. - odpowiedział Stanton. Zamierzał opuścić posiadłość i udać się na spotkanie z oponentem Aliego.


Mikhail
Znowu miał koszmary. Obudził go dujący upiornie wiatr i trzeszczenie starych, pordzewiałych blach. Coś na tym pustkowiu powodowało, że przywykły zazwyczaj do lekkiego czujnego wypoczynku agent od kilku dni zagłębiał się w sennych odmętach znacznie intensywniej, zaś nocne mary nawiedzały go ze zdwojoną siłą. Ale nie mógł poświęcać temu zbyt wiele myśli, miał misję do wykonania.

- Skurwysyny... - Butch, przywódca grupy zbójców, do której dołączył, splunął siarczyście na rdzawą ziemię. Na zewnątrz postindustrialnych ruin, w których się skryli, wśród pyłowej zamieci co jakiś czas przemykały niewyraźne gadzie kształty. Miejscowe drapieżniki, annonny szły ich śladem już od trzech dni i uszczupliły ich grupę o dwie osoby, porwane gdzieś wśród kurzawy i skalnych załomów. Nie, żeby było ich komukolwiek specjalnie żal, cała ośmioosobowa grupa, która wyruszyła na tę wyprawę, była wyjątkowo odrażającym zbiorowiskiem mętów, łotrów i bezwzględnych najmitów i nikt tam do nikogo miłością nie pałał.

Nie dalej jak dwa dni temu napadli na rodzinę poszukiwaczy wody, która odłączyła się zapewne w zamieci od jakiejś większej karawany i przy życiu pozostawili tylko najstarszego syna, Troya, który zarzekał się, że znał tamtejsze tereny i mógł służyć im za przewodnika. Obecnie nie nadawał się jednak do niczego, był straumatyzowany, skrajnie wycieńczony i ranny, tylko kwestią czasu było kiedy Butch kazałby go wykończyć albo rzucić na pożarcie jaszczurom, by zyskać trochę czasu.

Cała wyprawa była jakimś absurdalnie brzmiącym poszukiwaniem starożytnego artefaktu, o którym Butch miał niby dowiedzieć się od jednego ze swoich kontaktów. Na Cadavusie słyszano setki takich historii i zawsze okazywały się bujdami. Z jakiegoś jednak powodu wywiad postanowił tej wyprawie przyjrzeć się bliżej. Jeśli naprawdę u kresu drogi znajdowało się coś wyjątkowego Mikhail miał na miejscu nadać umówiony sygnał i upewnić się, że bandyci nie sprawią problemu, przy jego ewentualnym odzyskaniu przez wywiad. Za pomocą wszystkich dostępnych środków.

Teraz wydawali się jednak uziemieni i mimo wcześniejszego rabunku powoli kończyły im się zapasy, a porażka ekspedycji, byłaby również porażką jego.
 
Tadeus jest offline