Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2022, 09:34   #6
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Misja miała trzy etapy. Pierwszy, infiltracja grupy. To akurat było odhaczone. Trochę trwało, ale odniósł pełen sukces... powiedzmy. Etap drugi był trudniejszy. lokalizacja artefaktu szła jak po grudzie, ale wiedział, że i to da radę obejść i zwieńczyć sukcesem. Etap trzeci?

Znał swoje ograniczenia. Nie był w rozsądny sposób zneutralizować grupy. Żołnierzem był miernym, delikatnie mówiąc.A grupa nadal była osobowo silna. Potrzebował ich by dotrzeć i utrzymać artefakt, potem mogli odejść snem spokojnym i tu był szkopuł.

Agencja Jakovian dokładnie znała jego możliwości i ograniczenia, a misja, jego pierwsza zresztą, była więc wygórowana. Jedyne co mu przychodziło do głowy to dwa scenariusze... obydwa niepokojące i sam nie wiedział który był gorszy.

Pierwszym było to, że miał wroga w szeregach Agencji... co mogło okazać się prawdziwe, ale prawdę mówiąc ciężko było mu przypiąć kogoś konkretnego. Misja graniczyła z wykonywalnością, a nawet i jego przeżyciem. Czy naprawdę ktoś się chciał go pozbyć? Nie wiedział.

Drugim, równie nie pocieszającym wariantem możliwości była misja kwalifikacyjna. W końcu to była jego pierwsza misja. Być może mająca sprawdzić jego biegłość i zaradność, oraz zdolności improwizacyjne? Być może. Skąd inaczej jego przełożeni będą wiedzieć gdzie dokładnie jest skoro nie dostał w przydziale lokalizatora?

Tak czy inaczej, nie miał wątpliwości. Zakapiory były co najmniej prawdziwe i niepowiązane ze Służbą Bezpieczeństwa, a on był w kropce. Zapasy były na wyczerpaniu, przewodnik też ledwo co żył. Do tego te drapieżniki... i ten cholerny wszędobylski piach... a pośrodku tego wszystkiego on. Żółtodziób jak się patrzy.

- No rzesz do jasnej kurwy... - mruknął słyszalnie wpasowując się w atmosferę sytuacji
- ...ile bym dał za zajebanie tych kurwi...

Odetchnął i zamknął oczy. Nie lubił korzystać ze swoich mocy. Ryzyko było zawsze wręcz namacalne... I pamiętał jak żyw swój epizod z Cieniem i nie miał zamiaru go powtarzać. Ile zachodu i nerwów go kosztowało wyciszenie swojej Mrocznej Strony... a była jeszcze wtedy słaba.

Pogrążył się w rytmicznym, powolnym i głebokim oddechu. Chciał wyczuć te drapieżniki co na nich polowały. Były w pobliżu, ukryte w zawiei. Gdyby wiedział, gdzie szukać... o wiele łatwiej byłoby takiego wypatrzeć... wtedy? Byłaby żywność gdyby bardziej doświadczone zabijaki takiego ustrzeliły...

Myśli o dogorywającym przewodniku na tą chwilę odeszły na bok. Nie był lekarzem, ani innym znachorem. Nie znał się na tym poza prostymi założeniem opatrunku i przypalaniem ogniem raz, a i to w jego przypadku było co najmniej wątpliwe.

Teraz liczyły się bestie ukryte za zasłoną wiecznego pyłu. Potrzebowali chwili wytchnienia od drapieżników... oraz zapasów. Jedno i drugie było na wyciągnięcie ręki, ale czy uda się im po to sięgnąć było co najmniej wątpliwe. Wyczuć gdzie są i dostrzec je, przekazać informacje grupie, ustrzelić... W teorii? brzmiało to łatwo.

Kwestię koszmarów musiał odstawić na bok. Nie zawsze były to koszmary... ale zawsze chciały przekazać Coś. Teraz nie mógł sobie pozwolić na obniżenie gardy i ich zgłębianie. Nie póki sytuacja była patowa tak jak była, a była.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 26-10-2022 o 09:36.
Dhratlach jest offline