Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2022, 18:22   #78
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Te wszystkie przemowy zaskoczyły Vannessę i to bardzo. A to że znali jej imię było bardzo irytujące. Zachodziła jednocześnie w głowę, jak to się stało, że tu znalazła się. Wiedziała, że sama zdecydowała się pójść sprawdzić co z krzyczącymi dziećmi ignorując wewnętrzny głos, który jej to odradzał.

Druidka zmierzyła wzrokiem pełnym rezerwy stojącą przed nią kobietę. Na dłużej zatrzymała się na jej wyciągnięte dłoni.
- Musiałaś mnie z kimś pomylić - powiedziała, ale nie uścisnęła dłoni, cofnął się by ominąć kobietę.

- Nie. Mam pamięć do twarzy, śliczna - czerwonowłosa wyszczerzyła się, a był to uśmiech wyjątkowo niepokojący. - Akcja w Stonehenge. W tym, co leżało za portalem w kręgu. Ty nie pamietasz. My pamiętamy bardzo dobrze.


Nawet nie wiedziała, kiedy Kopaczka ruszyła się blokując jej odwrót.

- Fajnie się składa, że wpadłaś. Bo mieliśmy zamiar szukać cię po całych pierdolonych wyspach, a nie mamy za dużo czasu, nim Skrzydlaci wybiją ludzkość do ostatniego grzesznika. nawet wysłaliśmy po ciebie kogoś. Zaprzyjaźnioną wojowniczkę, Brigit? Wpadłyście na siebie może? No bo jak wytłumaczysz to swoje nagłe pojawienie się z dupy. I to podczas ataku demonicznych sług na nas. Nie sądzę, żebyś miała coś wspólnego z tymi atakami. Bo nie miałaś, prawda, śliczna?

Kobieta zmrużyła groźnie oczy.

- Cóż, niech się zastanowię - Wiedźma wyglądała jakby starała się coś sobie przypomnieć. Trwało to dość długą chwilę.
Przez ten cały czas zastanawiała się gdzie jest. Bo nad sposobem pojawienia się w tym miejscu przeszła do porządku dziennego. Ot, fenomen Fenomenu.

- Brigit, tak? Jest gdzieś tam - Vannessa machnęła ręką za siebie. Nie wiedziała gdzie była i nie wiedziała gdzie jest. Także trudno było jej określić gdzie jest to tam. Miała przy tym nadzieję, że nieznajoma ruszy sprawdzić co z Brigit dając jej tym samym możliwości pójścia w swoją stronę i załatwiania swoich spraw, takich jak dotarcie do swoich bliskich.
Billingsley cały czas wyglądała tak jak się czuła, czyli że nie wie o co chodzi i to ja bardzo denerwuje.

- Widzę, dziewczyno, że ci nieźle oderwało czapkę.
Kobieta mówiła często wplątując slang w wypowiedzi. Musiał urodzić się gdzieś w niższych warstwach społeczeństwa. Ale była niebezpieczna, co Vannessa już zdążyła zauważyć.

- Jesteś głodna? Ranna? Spragniona? Myślę, że lepiej będzie, jak sobie z nami gdzieś siądziesz i pogawędzimy. W spokoju i ciszy, jak tylko wybijemy to, co zalęgło się w tej piwnicy.

- Nie, dziękuję - Vannessa uśmiechnęła się w myślach na to największe kłamstwo studentów, które przed chwilą powiedziała. - Nie powinniśmy sobie przeszkadzać w ważnych sprawach, które mamy do zrobienia.

- Dobra. To co? Wbijasz z nami do piwnicy i napierdalamy małe impy?
- Jasne, lecę - odparła ironicznie Vannessa.
- Świetnie - posklejana, ubrodzona świeżą krwią dłoń Kopaczki spoczęła na ramieniu Vannessy. - Aniołek. Szykuj się. Będziemy tam włazić. Panienka Billingsey nam pomoże. Kiedyś była regulatorką w Emer. Gładzik. Idź na zewnątrz, znajdź Emm i Nexusa i powiedz im, że biorę się za impy w piwnicy.
Pchnęła lekko Vannessę w stronę drzwi.
- Ja wchodzę pierwsza, ty zaraz za mną, Aniołek - zamykasz.
- Wszystkich nas pozabijasz upierając się, że znasz mnie lepiej niż ja sama - Billingsley szarpnęła gwałtownie ramieniem, żeby uwolnić się od ręki Kopaczki.
- No, Aż tak dobrze to cię nie znam. Ale wiem, że potrafisz działać w terenie bo byłaś regulatorką. Zresztą, świat się kończy i będziesz nam potrzebna. Ale, masz rację. Gładzik. Zaopiekuj się panią, żeby jej nawet włos z ślicznej łepetynki nie zleciał. Nexus będzie chciał z nią pogadać przez dłuższą, dłuższą chwilę.
- Świat się kończy - powtórzyła z rezygnacją Druidka, jednocześnie przerzucała spojrzenie między osobami, które ją otoczyły szukając sposobu aby ich jakoś opuścić. - A ja marnuję swój czas na was zamiast być z bliskimi.
- Twoich bliskich już zapewne nie ma. Zabito ich. Być może to miejsce jest jednym z ostatnich, w którym są jeszcze żywi ludzie w Londynie. A ty, ty masz moc, masz szansę to wszystko zmienić. Więc przestań się nad sobą użalać, zbierz do kupy i zrób coś konstruktywnego. I przestań się mazać. Musisz być twardą babką, a nie pierdołą z przedszkola. Mamy tutaj dzieciaki. Wystarczy do opieki.
- Zdaje się, że miałaś zrobić coś w piwnicy. Więc zajmij się tym, a nie będziesz wypowiadać się na tematy, na których najwyraźniej nie znasz się - głos Vannessy był lekko znurzony, ale spokojny i opanowany. I to mimo iż w środku aż cała się gotowała na nietaktowną uwagę nieznajomej o śmierci jej bliskich.
Zachlapana krwią kobieta zmrużyła oczy, szczerząc białe, kontrastujące z zaciekami posoki ząbki.
- O proszę! Masz pazurki, Ale , jak się kurwa, jeszcze raz postawisz, to ci wypierdolę kopa w pysk. Zrozum, laska, jest wojna, a ostatnie co mi tutaj potrzeba, to pyskate, nieposłuszne, zdezorganizowane piczki.
- Hej! Ala - jasnowłosy brodacz nazywany Aniołkiem wstawił się za Vannessą. - Odpuść jej. Musiała dużo przejść.
- Aniołek, proszę - Kopaczka odrobinę złagodniała. - Nie znasz jej. Ostatnio też tak było. Ona się nie zmienia. Nawet kiedy miała wybrać miasto, cały Londyn, czy jej facet, była w stanie poświęcić wszystkich ludzi w Londynie. Skazać kilka milionów niewinnych na śmierć. Ma moce, które mogą nam pomóc, to będzie się skupiała na sobie. Ona po prostu tak ma. Jest egocentryczną suką. Zawsze była i dziura w pamięci, którą zrobił jej szef, najwyraźniej niczego nie zmieniła. Każdy z nas kogoś stracił. Ty całą rodzinę. Ja prawie też. Większość przyjaciół. Ale, kurwa, walczymy o te obce dzieciaki na górze. Gładzik stracił przez to rękę. Ja niemal życie. Użalam się? Nie! Chcę zrobić tyle ile będę w stanie. A nawet więcej. Nie ważne za jaką cenę. I od tej ślicznotki oczekuję tego samego. A jak nie, to niech idzie i zdycha. Gówno mnie obchodzi, bo najwyraźniej my gówno obchodzimy ją. Bo widzisz, ona marnuje swój czas na nas, zamiast być z bliskimi. Marnuje, kurwa! Pojmujesz to? Na górze mamy kilkadziesiąt niewinnych dzieciaków, na zewnątrz dwa razy tyle rodzin z dzieciakami, ale nie, jaśnie pierdolona Vannnessa przez dwa "n" i dwa "s", marnuje na nas czas.Jak to, kurwa, nazwać, Aniołek, jak nie skrajny egocentryzm, co?
Widać było, że czerwonowłosa jest pobudzona i agresywna. Jak nic, była Egzekutorką, bo tylko Egzekutorzy mieli taki potencjał adrenaliny, testosteronu i wszystkiego, co czyniło człowieka chodzącą bestią. I pochodziła z nizin społecznych, o czym świadczył jej język. I była fanatyczką, o czym świadczyły jej słowa.
Vannessa otworzyła już usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie wciągnęła tylko głośno powietrze. Doszła do wniosku, że nie ma co kłócić się z pobudzoną Egzekutor, która najwyraźniej oczekiwała, żeby wystawić jej pomnik za poświęcenie.
Powietrze, które Billingsley przytrzymała w płucach ze światem znów znalazło się poza nimi. To było trochę jak ćwiczenia yogi by się uspokoić. Tyle tylko, że to był jeden wdech i wydech, a dostarczone przez czerwonowłosą informacje o potencjalnej śmierci rodziny były szokujące.
Niestety nie miała jak ich w tym momencie sprawdzić.
Dodatkowo jeżeli naprawdę znali się wcześniej, a jej pamięci została oczyszczona, to należało trzymać się od nich jak najdalej.

- Gładzik - czerwonowłosa wydała rozkazy. - Weź naszego gościa na zewnątrz. Odszukaj Nexusa lub Emmę. Ja zajmę się sprawą w piwnicy i potem do was dołączę. Nie pozwól jej zwiać - miała na myśli Vannessę. - Ale nie rób krzywdy. Jest naszym gościem honorowym.
Szczególny nacisk wybrzmiał na słowie "gościem".

Jednoręki mężczyzna podszedł do Vannessy. Widziała, że twarz ma zmęczoną, ściągniętą bólem. Opatrunki na okaleczonej kończynie były świeże, krew ledwie zakrzepła.

-Więc, Vannessa, tak? - chrząknął mężczyzna. Kiedy podszedł bliżej, Vannessa ujrzał, że ma całkiem sympatyczną i przystojna twarz, ale bardzo mocno upatrzoną piegami. - Leo. Leo Archer, ale wszyscy nazywają mnie Gładzik.

Przedstawił się.

- Przejdziemy się - zaproponował, a gdy czerwonowłosa zajęła się z Aniołkiem otwieraniem drzwi do piwnicy, Gładzik zapytał - Czemu ona cię tak nie lubi?
- Tak, Vannessa - przytaknęła, miała to być również odpowiedź na przywitanie się.
Nawet jeżeli nie zdarzyła jakąś szczególną sympatią ich, to nie zależało być niekulturalnym.

- Nie wiem - odparła z rozbrajającą szczerością. Gdy ruszyła z mężczyzną. - Nie znam jej.

- Kopaczka taka jest, czasami. Narwana. Nie przejmuj się nią. Co zamierzasz zrobić? Na czym się znasz? Byłaś na zewnątrz i wiesz, jakie tam teraz piekło. Skrzydlaci, znaczy anioły, zeszli na świat i zabijają każdego człowieka. Nazywają to Sądem Ostatecznym. Kiedy wyjdziesz, zabiją cię. Krążą koło naszej enklawy. No chyba, że jesteś z nimi jakoś związana.
" Nie zamierzam" pomyślała Vannessa, ale nie powiedziała tego na głos.
- Znam się na roślinach - odparła zgodnie z prawdą. - Wbrew temu co twierdzi twoja przyjaciółka, nie mam pojęcia co się dzieje. Nie wiem jak tam jest. Nie wiem jak to długo trwa - Słowo przyjaciółka wymówiła z przekąsem.
Druidce przeszło przez myśl, że wygląda to jak rozgrywka zły i dobry glina.
- Chyba kilka dni - Gładzik uśmiechnął się zmęczony. - Chyba. Bo słońce stoi cały czas w jednym miejscu. Nie ma nocy ani cienia, jest tylko nieustanny blask dnia i ciepło.
Wyszli na zewnątrz, na miejsce rzezi. Czarne kształty kobiet w szatach wdów rodem z powieści anglikańskiej czy wiktoriańskiej, w sumie nieważne. Leo szedł chwiejnie. Widać było, że nie przywykł do utraty ramienia.
- Powiem ci tak, Vannesso, jeśli mogę mówić po imieniu. Alicja jest w porządku. Przejdzie jej. Nie ma złego charakteru, tylko wredny. Zawsze dba o swoich. Myślę, że jak dasz jej szansę, to okaże się, że jesteście do siebie mocno podobne. Macie swoje zdanie i się go trzymacie. Jest jeszcze Emm. Ta to dopiero potrafi postawić na swoim. I Nexus, najpotężniejszy facet jakiego znam. W sensie o mocach, których bały się nawet Fenomeny, przed tym wszystkim. Nawet te najpotężniejsze Fenomeny. Ale Nexus tańczy tak, jak mu zagrają dziewczyny. I dobrze. Bo sam to czasami jest niezła z niego fujara. Los czy jak to tam nazwać, rzucił cię tutaj. Współpracuj z nami. Pomóż nam. A może dowiesz się czegoś o sobie. I jeszcze jedno. Nikt ci tutaj nie zrobi krzywdy. Nikt nie zatrzyma siłą. Jesteś wolna. Chociaż, wiesz, uważam, że nie znajdziesz wśród niedobitków ludzkości, lepszych ludzi, niż ci, którzy są gotowi oddać życie za nieznajome dzieciaki.

- Emm! - wydarł się naraz na całe gardło. - Nexus! Mamy gościa.

Pomachał dłonią do pary ludzi stojących kawałek dalej, w stronę jeziora na pustym placu, pełnym porzuconych tobołków, namiotów i walających się pomiędzy nimi ciał.

- Czeka nas sporo pogrzebów - westchnął Gładzik.
Druidka nic nie odpowiedziała. Rozmowa z "dobrym" gliną nie kleiła się. Głównie za jej sprawą, a właściwie za sprawą mętliku, który miała w głowie od tego feralnego przebudzenia. Musiała wziąć się w garść i jakoś sobie poukładać wszystko.

Rozejrzała się tylko po okolicy. Była chyba w jakimś ośrodku letniskowo-wypoczynkowym nad jeziorem. A skoro tak, to któryś z większych budynków musiał być czymś w rodzaju recepcji. Była więc spora szansa na to, że przed nim lub w nim znajdzie się jakaś mapa, tak tego miejsca jaki jego okolicy i być może regionu.
Wytypował jakiś budynek i ruszyła w jego kierunku zostawiając mężczyznę samego.
 
Efcia jest offline