Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2022, 13:54   #79
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Nie tak wyobrażałem sobie nasze wspólne życie. - Stwierdził Finch a mnie kolejny raz zastanowiło jak bardzo facet był sentymentalny oraz dlaczego wcześniej przed całą tą apokalipsą tego nie zauważyłam. Czyżby aż tak dobry był w odgrywaniu kogoś zupełnie innego, że ciężko było przejrzeć przez te pozory? To w sumie powinno być nieco niepokojące, no i właściwie było. Czy powinnam się tym dodatkowo martwić? Pewnie tak. Czy nie za dużo było już tych zmartwień? Zapewne, tylko że ja zawsze sporo się martwiłam, bo dostrzegałam wiele powodów do zmartwień.

O’Hara zerknął na Szeptacza.

- Co z nim robimy?

- Jeżeli uważasz, że i tak się nic od niego nie dowiemy to może nie warto tracić na niego czasu, co? Może po prostu naprawdę wywleczmy go za nogę do Skrzydlatych i niech go osądzą po swojemu? - Zasugerowałam.

- Mi napluje w pysk lub będzie znów próbował jakiś durnowatych ataków. Nie wiem. Może przy tobie będzie bardziej wylewny czy coś. Myślę, że to możliwe. Ale nie dawaj sobie dużo nadziei. Znam tego gnoja. Znam i wiem do czego jest zdolny. To wyzuty z jakiejkolwiek moralności typek. A tacy, po Fenomenie, stali się prawdziwym wrzodem na dupsku. No i ma moce. Naprawdę potężne moce wiedźmy - nekromanty i zna sztuki tajemne, które dla nas były zbyt ohydne i amoralne, aby się nad nimi pochylić.

- Tak czy inaczej będzie dla nas ciężarem, bo ktoś go będzie musiał cały czas pilnować. - Znowu znalazłam kolejny powód do zmartwień.

- Nie. Jak skończymy z nim rozmawiać i tak wystawimy go na zewnątrz, dla Skrzydlatych. Nie odbiorę mu życia, kiedy jest związany czy na naszej łasce. Ale, jeśli ktoś z ludzi, których znam, naprawdę zasługuje na śmierć, to on jest taką osobą. Znałem wielu gnojków, którzy sięgali po czarną magię. Jedni robili to z jakiś smutnych powodów - zwiedzeni, pragnąc ocalić bliską osobę lub siebie. On robił to dla władzy nad kimś. Nad czyimś życiem, sercem. Używał najpaskudniejszych uroków, aby kobiety i mężczyźni robili dla niego i z nim wszystko, czego sobie ten zwyrodnialec wymarzył. A potem pozbywał się ich, niczym niepotrzebnego narzędzia czy ubrania. Dla takich jak on, mam tylko pogardę. No i zabił mi przyjaciela. Doprowadził do tego, że powiesił się w piwnicy.

Trudno mi było to zrozumieć, bo w świecie postfenomenowym takie czyny zwykle sprowadzały na ich wykonawcę wyrok i to dość ostateczny.

- To, dlaczego tylko ty jesteś tego świadom a cała reszta traktuje go w miarę normalnie? - Ciężko było nie zadać tak oczywistego pytania.

- Bo, podobnie jak ty, ja potrafię łączyć kropki. Dostrzegam coś w tym, co innym wydaje się normalne. Miły facet, proszę cię, na pewno coś kombinuje. Ma w tym swój cel. Powiesił się, bo miał problemy. Proszę cię. Był silny psychicznie. Załamanie było chwilowe. I bał się Karuzeli. Więc, Emma łączenie kropek. Pieczęć świeci, Finch mówi coś dziwnego. Wszyscy - norma. Zawsze dziwny. Ty - muszę się upewnić. Nie zaufam pierwszemu osądowi. Wiesz swoje w takich sytuacjach, prawda? Dostrzegasz rzeczy, których inni nie. Ja mam podobnie w niektórych sytuacjach. To zdrowe. Normalne. Nie sądzisz?

- Dla nas tak. - Przyznałam - Dla innych niekoniecznie. Już się przekonałam, że potrafią być…no cóż, dość naiwni. Jak im przedstawiałam swoje podejrzenia to się na mnie patrzyli jak na mityczne dziwadło. Możemy spróbować sprowokować Szeptacza, nawet jeśli nie poda nam konkretów to może chlapnie coś przydatnego. Poza tym przypisałabym mu atak na ciebie i teraz ten atak Pomiotów, ale wydaje mi się, że to nie on odsłonił nas przed Skrzydlatymi. Pytanie zatem jakim cudem oni nas namierzyli i zaatakowali? - Znowu za dużo pytań a za mało przesłanek do znalezienia odpowiedzi.

- Mam swoje podejrzenia. - Doprawdy? Ma? Ciekawe jakie? - Ale to nie Szeptacz. On raczej wpuścił tutaj pomioty piekielne. A trafił tutaj nie przez przypadek. Wiedział o Towarzystwie, bo miał być jednym z nas. Na samym początku. Nie doszło jednak do rekrutacji.

- Tak jak mówiłam pomioty i atak na ciebie - Pokiwałam głową - Co w takim razie z Morgan? Jak nie udało mu się dostać do Towarzystwa to podesłał ją jako swoją agentkę?

- Możliwe. Zawsze sprawdzamy naszych kandydatów bardzo dokładnie, ale nie można wykluczyć błędu. W zasadzie nie ma to teraz znaczenia. Oboje wiemy, że Towarzystwo raczej przestało istnieć. Jak wszystko wokół zresztą. Teraz mamy, powinniśmy, zrobić tyle ile się da, aby nasi bliscy uniknęli zbędnego bólu, nawet jeżeli o nim zapomną. I uratowali ten popieprzony świat. Wszystko inne to rozdrabnianie się. Niestety.

Spojrzał na mnie z czułością i ogromną żałością.

- No to dawaj, idź prowokuj. W końcu znasz się na tym jak nikt, no nie? - Wskazałam ruchem głowy leżącego Szeptacza.

- No nie wiem. Zawsze jestem miły i uprzejmy, chociaż ludzie jakoś to niekiedy opacznie rozumieją.

No właśnie. To może on wcale nie jest taki dobry w udawaniu i stwarzaniu pozorów, może to ja jestem tak beznadziejna w odczytywaniu motywacji i charakteru, jeśli brak mi odpowiedniego dystansu.

- Czyli to ja mam być ta zła jak zwykle. - Zapytałam z przekąsem - Tylko, że Szeptacz mnie nie zna i ja nie znam jego, więc raczej ja go tak nie wkurzę jak ty. - Zauważyłam, chociaż byłam pewna, iż się odpowiednio postaram.

- Nie ma sprawy. Kopnę go w żebra na dzień dobry. Myślisz, że to dobry początek? Nie dla niego, oczywiście. Dla niego raczej nie będzie dobry.

- Masz go prowokować słownie a nie fizycznie. - Od razu zaprotestowałam.

- Kurde - mruknął teatralnie. - Dobra. Dla ciebie zrobię wyjątek.

Podszedł do Szeptacza i pochylił się nad nim.

- Jak się czujemy? Będziesz w stanie przyjść na pogrzeb swoich dziewczyn?

Szeptacz milczał, mimo że Finch wcześniej wyjął mu knebel.

Podążyłam za O’Harą tak, abym nie musiała do nich krzyczeć.

- Znaczy się wielka dzidzia z niego, skoro walnął focha jak rozpieszczone dziecko. - Stwierdziłam.

- Zawsze miał takie miętkie cojones.

- A to akurat było widać na pierwszy rzut oka, jak tylko schował się za plecami tych kobitek, szkoda kurczę, że nie pod spódnicą. - Zrobiłam surową minę patrząc na Szeptacza.

- O, a może on jest naznaczony tak jak Morgan, żeby nie zdradzić tego dla kogo pracuje i jak zostanie złapany to przepala mu dyńkę. - Przyszła mi do głowy taka myśl.

Szeptacz milczał. Miał napięte ramiona, ale leżał brzuchem na ziemi, z twarzą wciśniętą w piasek. To sugerowało, że jednak nas słyszał i tylko celowo nie odpowiadał.

- I co, skurwielu? Teraz już nie jesteś taki skłonny do gadania? - Zagaił Finch.

- Hmm. Posadź go normalnie, dobrze? Chciałabym mu się przyjrzeć. - Poprosiłam O’Harę.

Finch bez większego wysiłku spełnił moją prośbę i po chwili czarownik siedział na ziemi. Twarz, mimo że zakrwawiona i posiniaczona, nadal była niesamowicie przystojna. Jakby ten człowiek miał w sobie domieszkę jakiejś nieludzkiej krwi.

Szeptacz patrzył spokojnie, wręcz pogardliwie, jakby zupełnie nie przejmując się sytuacją, w jakiej się znalazł. Nie dziwiło mnie to. W sumie sama bym tak robiła będąc w jego sytuacji.

Przyglądając mu się uważnie zaczęłam szczegółowe badanie przy pomocy mojego nadnaturalnego Zmysłu. Od razu poczułam lekką emanację. To mogła być Pieczęć, inna krew albo rytuał, ale on sam nie był Fenomenem. Sięgnęłam zatem głębiej i jeszcze dokładniej sprawdzałam ową emanację. Rzeczywiście Szeptacz miał w sobie niewielką ilość krwi Fae, która najprawdopodobniej poprawiła jego wygląd. Do tego jakiś silny Pomiot Piekielny naznaczyła Carra okultystyczną Pieczęcią. Szeptacz posiadał niesamowicie potężną moc, możliwe, że większą niż ja czy nawet Finch gdybyśmy nie byli dopakowani Pieczęcią Jehudiela. Na pewno nie można było lekceważyć możliwości oraz potęgi Carra i nawet w stanie w jakim się obecnie znajdował trzeba było na niego uważać.

Samą mocą Wyczucia nie potrafiłam określić w jaki sposób Szeptacz dochrapał się do takiej mocy ani skąd w jego organizmie znalazła się krew Faerie. No i raczej istniała mała szansa, że facet wyjawi mi te tajemnice.

- No już - wycharczał Szeptacz jakby potwierdzając moje i Fincha przypuszczenia o braku współpracy. - Napatrzyłaś się?

Jego ciemne, w pewien sposób urzekające, ale niepokojące oczy, zatrzymały się na mnie i od razu poczułam, że mój oddech, nieświadomie, lekko przyspieszył. Cholerny facio zaczął używać na mnie swoich mocy. Wiedziałam, że moce Fantoma bardzo znacząco ograniczały jego wpływ na mnie. Ludzie nie chronieni taką barierą musieli odbierać go o wiele, wiele bardziej intensywnie, a nawet dla mnie było to dość niepokojące uczucie, budzące niepewność, czy większy nacisk jego woli, nie złamie oporów jego celu, czyli moich.

- I tak i nie - Odpowiedziałam enigmatycznie.

- Fascynujące, prawda? - Zapytał a jego głos, niczym melodia, muskał jakieś nerwy w mózgu.

Zaczynałam się czuć jak kiedyś, gdy dotykał mnie Ojczulek, który po uzdrowieniu podkręcał maksymalnie libido. Tutaj działało to podobnie, ale zdecydowanie słabiej, chociaż zauważalnie. Ale tym razem to budzące się podniecenie nie dawało swobody wyboru celu, lecz ewidentnie skupiało się na Szeptaczu. Na szczęście działało to na mnie nieznacznie. Niczym muśnięcie czymś delikatnym, pieszczotliwie tu i tam.

- Nie użyłabym tego słowa. - Zmarszczyłam brwi - I co teraz będziesz się próbował schować za moimi plecami? - Zapytałam oschle - To nie przejdzie. Zostałeś oskarżony o działanie przeciwko zebranym tu ludziom i dobrze by było, dla ciebie, żebyś się do tego odniósł, bo to naprawdę znaczące oskarżenia.

Szeptacz zaśmiał się, a śmiech ten był naprawdę złośliwy, ale w jakiś sposób też urzekający.

- Proszę. Nie rozśmieszaj mnie, panno Harcourt. - Powiedział udowadniając, iż dokładnie wiedział z kim miał do czynienia - Poważne zbrodnie. W czasach końca, to chyba dość niemądre dochodzić sprawiedliwości na kimś, kto się bronił, gdy wokół skrzydlate potwory dokonują ksenocydu naszej rasy.

Spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek i teraz poczułam, jak jego magia omiata mnie silniej, niczym ciepła fala w chłodnej wodzie. Teraz zrozumiałam. On jeszcze nie zaczął używać pełni swojej mocy. To co wzięłam za silną moc było, jak do tej pory, jedynie cieniem jego potencjału. Teraz, przyparty do muru, pozbawiony swojego Sabatu, był gotów zdjąć maskę i ujawnić całą swoją siłę. I nie byłam pewna czy zdołałabym się tej sile oprzeć, chyba żebym wsparła się mocą Pieczęci Jehudiela. Był jeszcze groźniejszy niż sądziłam. Groźniejszy niż sądził O'Hara.

To jakim cudem dał się tak rozłożyć? Od razu to pytanie wskoczyło do mojej głowy. Jeśli był aż tak potężny to czemu siedział związany? Czy to może od początku był jego plan? Nie, nie był. Ktoś taki jak on nie dałby się schwytać tylko po to by coś zablefować. Nie podłożyłby się dla wykonania planu. Jego ambicja i duma by mu na to nie pozwoliły. Zatem nie był aż tak mocny. Może po prostu był biegły w sztuce oszukiwania i tak naprawdę część jego ukazanej potęgi była wytworem iluzji. Krew Fearie w jego żyłach mogłaby mu dać dostęp do części mocy Fae a oni potrafili być mistrzami iluzorycznych omamów. Przemyślałam sprawę jeszcze raz. Szeptacz zaczął używać na mnie swojej mocy, kiedy spojrzał mi w oczy, pewnie musiał się na mnie skoncentrować i mnie widzieć. Wzięłam materiał, który wcześniej służył mu za knebel i zawiązałam mu oczy.

No i zrobiło się zdecydowanie mniej intensywnie. Nadal lekko odczuwałam efekty magii Carra, ale już nie były ukierunkowane na Szeptacza, tylko działały tak ogólnie.

- Jak chcesz, to mu wydłubię te gały - zaproponował Finch, ale byłam pewna, że żartował. - I każę mu je zeżreć.

Zastanowiło mnie za to co innego. Na Fincha hokus pokus Szeptacza nie działało. Dlaczego? Finch był odporniejszy niż ja? Szeptacz nic chciał tej mocy używać na O’Harze? Albo po prostu nie mógł? Ponownie musiałam odpuścić te pytania, bo wiedziałam, że Szeptacz mi raczej nie odpowie.

- Myślę, że póki co szmatka na oczach załatwi sprawę i już pan Carr będzie grzeczny i nie będzie próbował na mnie swoich sztuczek. - Odparłam Finchowi.

- A co do obrony panie Carr to słyszałam inną wersję zdarzeń, że to wy zaczęliście tę potyczkę. No i podejrzewamy was jeszcze o wcześniejszą próbę zamordowania Fincha i jeszcze to, że niedawno wezwaliście tutaj te pomioty otwierając wcześniej przejścia w ciałach ludzi. - Zwróciłam się teraz do Szeptacza.

- Finch. Finch i tak jest chodzącym trupem. Jak każdy z Towarzystwa. Jak każdy na tym świecie. - To zabrzmiało tak absurdalnie, jakby Carr był nastolatkiem, któremu wydawało się, że już wszystko widział i przeżył, więc postanowił uświadamiać starszych od siebie wierząc w swoją niezmierzoną wiedzę o świecie.

- Skoro Finch jest chodzącym trupem to czemu postanowiliście przyspieszyć moment jego zejścia? - Zapytałam.

- Bo mnie wkurwił i miałem taką chęć. Już dawno chciałem zobaczyć jak wielki i straszny Nexus wije się w agonii u moich stóp. Jak jego ciało rozpada się na kawałki a dusze zabierają do piekła demony.

- To totalnie brzmi jakbyś się obraził, po tym jak Towarzystwo nie przyjęło cię do swojego kółka wzajemnej adoracji, chociaż nie wydaje mi się, żebyś zrobił to tak jak mówisz, bo miałeś taką chęć. Przecież wiadomo, że jesteś cały czas trzymany na smyczy i wykonywałeś tylko czyjeś polecenie czy też bardziej rozkaz. - Odpowiedziałam szybko na jego kolejny absurdalny wywód.

- A ty nie - warknął, wyraźnie poirytowany. Trafiłam w punkt. Sam środek tarczy. - Każdy jest na czyjejś smyczy, będąc człowieczkiem.

Pogarda dla rodzaju ludzkiego aż się z niego wylewała, a skoro on sam był na pewno człowiekiem to zaczynała mi się kształtować wizja jego jako osoby i przyczyna jego problemów.

- Akurat to ludzie są tymi, którzy podobno cieszą się przywilejem wolnej woli, ale ty postanowiłeś tego nie uszanować ani u innych ani u samego siebie.

- No i? - zapytał z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy ignorując cztery ostatnie słowa mojej wypowiedzi.

- No i zobacz, dokąd cię to doprowadziło.

- Prawie do miejsca, w którym chciałem być. Pytanie, gdzie doprowadziło to was i całe te wasze zasrane Towarzystwo? Mistrz Andrealfus miał rację, co do ciebie i jego. Niby tacy mądrzy, niby tacy potężni, a jednak zarazem głupi i słabi.

Prawie się roześmiałam na te słowa. Prawie.

- Do miejsca? Myślisz, że o to chodzi w życiu? Żeby dotrzeć do jakiegoś miejsca? I wiesz, jeśli “mistrz” Andrealfus tak myśli o nas to ma dokładnie takie same zdanie na twój temat, bo dla niego jesteś zaledwie człowiekiem cokolwiek by ci się nie wydawało, że osiągnąłeś.

- Człowiekiem? - tym razem zaśmiał się naprawdę szczerze ubawiony. - Taaa. Tak samo ja ty, tak samo jak większość z towarzystwa. Nikt z nas, nigdy, nie był ludźmi.

Chyba zapomniał o czy była mowa chwilę temu i dodatkowo postanowił zignorować fakt, że i owszem może mieliśmy dodane trochę tego i owego, ale nadal przeważała w nas krew ludzi. No, w większości z nas.

- Uuu, to proszę podziel się swoją mądrością i powiedz kim w takim razie jesteśmy i zawsze byliśmy.

- Nephilim. Mieszańcy.

- A masz jakieś podstawy, żeby tak twierdzić? - Zapytałam, bo według mnie poza Pieczęcią nie miałam żadnych anielskich dodatków. - Bo wiesz, już słyszałam tyle różnych teorii i prawd objawionych a potem każda z nich zostawała w ten czy inny sposób obalana.

- Wiem, kim jestem. Wiem, jaka krew płynie w mojej duszy. Wiem więcej niż całe Towarzystwo razem wzięte. Ale nie zniżę się więcej do rozmowy, z takim czymś jak ty, czy on. Zabijcie mnie, ale nie męczcie już dłużej tą błazenadą i jałową, pozbawioną sensu dyskusją.

- Wiesz, jak to brzmi, prawda? - Zapytałam ostro - Jakbyś gówno wiedział. I tak krew na pewno płynie w duszy, oczywiście, a ty musiałeś opuścić sporo godzin w szkole, skoro brak ci podstawowej wiedzy. No i normalnie aż dziwne, że się przyznajesz, iż w ogóle posiadasz coś takiego jak dusza.

Wbrew pozorom zaczynałam się coraz bardziej rozkręcać słysząc jego odpowiedzi. No i ta prośba o dobicie. Czyżby Szeptaczowi siadała już psychika? Ale nic dziwnego, nie takich jak on doprowadzałam na skraj przepaści.

- Duszę ma każdy. Nawet takie zwierzęta, jak ci, których ochraniacie. Zbędny wydatek energii, moim zdaniem. Oni powinni służyć takim, jak ja. A nawet, w ostateczności, takim jak wy.

Nagle z nędznych człowieczków ludzie stali się dla niego zwierzętami. Pierdzielił coraz większe głupoty. Za plecami Szeptacza Finch O'Hara robił miny, jakby przedrzeźniając kogoś przemądrzałego. Całkiem zabawne miny. Kiedy Szeptacz coś mówił, O'Hara poruszał ustami, strojąc te swoje grymasy.

- O proszę a teraz to ci się zebrało na wygłupy. Nie wiedziałam, że potrafisz być takim żartownisiem. - Musiałam się wziąć w garść, żeby nie parsknąć śmiechem.

- Co w tym śmiesznego? Mówię, jak działa świat. - Wyraźnie dało się słyszeć irytację w jego głosie.

- Daj spokój, przecież niemożliwe jest żebyś w to wierzył. - Teraz już prawie parsknęłam - Dlaczego oni mieliby ci służyć? Dlaczego ktokolwiek miałby ci służyć?

- Bo jestem lepszy i silniejszy od większości tego bydła. Kobiet, nieświadomych, niewiele różniących się od zwierząt.

- Nie udawaj. - Machnęłam od niechcenia dłonią jakbym się opędzała od natrętnej muchy - Doskonale wiesz jaka jest prawda. Doskonale wiesz co cię motywuje.

- Co niby? Oświeć mnie? - On się nie powstrzymał i parsknął.

- Nienawiść. Nienawiść do samego siebie. Zawsze uważałeś, że jest brzydki, gorszy i nikt nigdy cię nie pokocha, nie z własnej woli. Oczywiście to nie była prawda, przynajmniej na początku. Później napędzany tą nienawiścią doprowadziłeś się do tego stanu, w którym od początku myślałeś, że się znajdujesz. I teraz to stało się prawdą. Wszyscy, którzy zrozumieją jaki jesteś naprawdę cię nienawidzą, bo dlaczego by mieli czuć inaczej. No ale to ty sam jesteś za to wszystko odpowiedzialny. - Powiedziałam poważnie i z przekonaniem. - I co gorsza sam wyrzuciłeś się poza nawias jakiejkolwiek społeczności. Ludzie cię odrzucają, kiedy zorientują się jaką krzywdę im robisz a inne byty jak demony i inne takie nie traktują cię poważnie, bo dla nich jesteś zaledwie człowiekiem, bo jakiejkolwiek byś nie miał domieszki krwi w swoim organizmie to nadal płynie tam także ludzka krew.

- Ludzie mnie odrzucają? - Zaśmiał się złośliwie. - Ludzie mnie kochają i zrobią dla mnie wszystko. A demony, demony mi służą, kiedy tego pragnę. Tak więc nie przekładaj moich - Moich? On powiedział moich. I nawet nie zauważył tego jak wiele mówiącego przejęzyczenia - kompleksów na mnie. Jesteś małostkową, oschłą, skupioną na pracy introwertyczką i paranoiczką, która boi się swoich uczuć, boi się tego, że wyjdzie prawda o jej braku doświadczenia, wiedzy, mądrości i słabostkach. Wyjdzie prawda o tym, że pod tą maską twardzielki i pewnej siebie kobiety, kryje się zafukana przez matkę, nieśmiała i niepewna siebie i swoich emocji osóbka. Paranoiczna osobowość maskująca lęki i niedoskonałości. Tego lęka się większość tych nieudaczników z Towarzystwa. Tych narcystycznych, zapatrzonych w siebie ludzi, którzy nie potrafią z nikim stworzyć prawdziwych, głębokich relacji. Bawimy się w psychologię? To proszę. Też jestem w tym dobry. Zgaduję, że to próba udowodnienie sobie, że roszczeniowa matka nie miała racji. A może jest po prostu tak, że twoja rodzicielka dokładnie wiedziała, jak jesteś słaba?
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline