Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2022, 14:01   #80
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Nie powiedziałam, że ludzie cię odrzucają tak po prostu. Powiedziałam, że sam siebie nienawidzisz i pokierowałeś swoim życiem w taki sposób, że rzeczywiście osiągnąłeś stan, o który wcześniej się podejrzewałeś. A ludzie cię nie kochają, tylko nienawidzą jak tylko się zorientują co im robisz. Natomiast demony tobą pogardzają. Przeinaczyłeś moje słowa. Twoja desperacja je za to potwierdza. Popatrz sam na siebie. Masz moc, która zmusza ludzi do pożądania cię, moc, która łamie ich wolę, i sama ta moc może nimi kierować, ale dla ciebie to było niewystarczające. Musiałeś jeszcze “poprawić” swój wygląd. Przypuszczam, że poprzez użycie krwi fae, tak? To desperackie działanie poprzez zbyteczne poprawianie swoich możliwości wskazuje na to jak bardzo nisko o sobie myślisz, skoro musiałeś uciekać się do aż tylu środków. No i jeszcze jedno. Uważam, że ty po prostu obawiasz się kontaktów z ludźmi, a w szczególności z kobietami, wedle twoich własnych słów, dlatego potrzebujesz mieć całkowitą kontrolę nad przebiegiem tych kontaktów. Zakładam, że to wszystko jest wynikiem bardzo złych i nieprzyjemnych relacji z matką lub osobą, która pełniła rolę matki. Niestety pomimo tego, że to wszystko jest bardzo smutne i nieprzyjemne, w jaki sposób zostałeś pokrzywdzony w dzieciństwie, to nie zmienia to faktu, że teraz skrzywdziłeś bardzo wielu ludzi i zniszczyłeś im życie. No i za to powinieneś odpowiedzieć.

- No. I odpowiem. Przed sądem? Czy jakoś inaczej? Przed tobą? Będziesz sędzią, obrońcą, ławą przysięgłych jednocześnie? Wiem, że w MR, nauczyli was czuć się panami życia i śmierci. Nie różnimy się pod tym względem. Ty i ja.

Pokręciłam głową i westchnęłam.

- Znowu nie słuchasz. Powiedziałam, że powinieneś odpowiedzieć a nie że odpowiesz, bo świat teraz wygląda jak wygląda, chociaż gdzieś tam kiedyś pewnie będziesz musiał wziąć odpowiedzialność za swoje czyny jak każdy z nas. A może już po części dostało ci się za to co robiłeś. Bo gdyby nie fakt, że kobiety z twojego sabatu też cię nie cierpiały to może któraś z nich pomogłaby ci i udałoby ci się uciec. Ale jak widziałam żadna nawet się nie zawahała, jak dostawałeś bęcki od O’Hary i totalnie cię olały.

- Były słabe, więc zginęły. Po problemie. Znajdą się kolejne.

To zabrzmiało jak coś co sam sobie wmawiał codziennie przed lustrem.

- Po prostu wolały zginąć niż tkwić przy tobie. W sumie trudno im się dziwić. I gdzie masz zamiar szukać kolejnych? Nie będzie kolejnych, bo to koniec. Zapomniałeś? - Ktoś chyba musiał mu wybić z głowy te jego głupie mrzonki.

- Koniec dla was. Nie dla takich wybranych jednostek, jak ja. Nie znasz tego. Lepiej być panem w piekle niż sługą w niebie? Żal mi takich naiwniaków jak ty, czy O'Hara. Poświęciliście całe swoje życie, prywatne i osobiste, aby ratować tych, którzy na ratunek nie zasługiwali. Nie walczyli o swoje. Byli jak barany na rzeź. Ofiary. Sługi, nie panowie.

- Powiedz mi Hayden. Mogę ci mówić Hayden jak już sobie tak rozmawiamy? To powiedz mi czy musiałeś się zgodzić na nałożenie demonicznej Pieczęci czy można to było zrobić bez twojej zgody? - Zmieniłam nieco kierunek rozmowy, bo za bardzo się zaczynał nakręcać na te swoje dyrdymały.

- Pieczęć wymaga zgody. A tę, którą założył mi Andrealfus, jest wyjątkowo silna. I związana z tobą i ofiarami z tamtej nocy. Wiesz, że to ja napuściłem go na tamten pensjonat? Ja go przyzwałem, aby zabijał na tym świecie. W pewien sposób, Harcourt, skoro już sobie tak rozmawiamy, to ja cię ukształtowałem taką, jaką jesteś. Wiesz, ile radości i satysfakcji dało mi czytanie tych nagłówków z rzezi, jaką mój mistrz tam urządził. Te wszystkie głupie siksy, zaszlachtowane, wyrżnięte, zmasakrowane tak, jak na to zasłużyły. Powiedz, Emmo, bałaś się wtedy. Poszczałaś się w gacie ze strachu?

Finch zrobił się blady. Jego usta zwęziły w wąską kreskę a oczy zapłonęły wściekłością i nienawiścią. Spojrzał na mnie próbując w mojej twarzy odczytać emocje. Widać było, że nie wiedział o tym, co robił wcześniej Hayden. Spojrzałam zaskoczona na Fincha. Naprawdę uwierzył Carrowi? Przecież to wszystko były kłamstwa, bo w żaden sposób nie pokrywały się czasowo. Szeptacz próbował mi dopiec, a to oznaczało, że czuł się zapędzony w róg, a wiadomo było, że przyparty do ściany szczur będzie kąsał i to mocno.

- Jesteś tego pewien? - Moje oczy też się zwęziły, ale dałam sobie radę z emocjami. Carr przywoływał emocje i wspomnienia, nad którymi pracowałam od ponad dwunastu lat. Postanowiłam tak łatwo nie dać wytrącić się z równowagi, a poza tym wiedziałam, że w tej utarczce słownej Szeptacz przegrywał. To on dawał się ponosić emocjom, nie ja. No i te jego żałosne próby odbicia piłeczki w mojej stronę i przytyki do mojej matki. Ja doskonale wiedziałam, jak wyglądały moje problemy z moją rodzicielką, a Carr się mylił co do tego. Wbrew temu co twierdził nie znał się na psychologii, no bo niby skąd. Trzeba przebywać wśród ludzi i z ludźmi, aby ich zrozumieć, narzucanie im swojej woli nie pomaga w poznawaniu ich psychiki.

- Że Pieczęć wymaga zgody? - Doprecyzowałam.

- Tak. Jeśli ma być pełna i w pełni silna, tak. Inaczej to taka namiastka Pieczęci. Niby działa, ale jest słabszą wersją. Tak jak twoja. Ledwie się tli. Gówno z nią zdziałasz. - Udowodnił tym samym, że dokładnie słuchał o czym jakiś czas temu rozmawiał ze mną Skrzydlaty.

- A wiedzę na ten temat otrzymałeś od demona, tak? - Doprecyzowałam kolejną rzecz - Ale oczywiście sprawdziłeś to także u innego źródła, prawda? Zrobiłeś tak, bo nie jesteś dyletantem, czyż nie?

Nie odpowiedział. Milczał. No tak. Powstrzymałam się od komentarza, bo raczej sam to zrozumiał.

- Wiesz co lubię robić, jak próbuję zrozumieć kogoś obcego, żeby poznać go i jego motywację niezależnie czy jest człowiekiem, loupem, duchem czy demonem? Wyobrazić sobie, że jestem nim, wejść w jego przysłowiowe buty. Oczywiście to się sprawdza tylko częściowo, bo nieważne jakbym się nie starała to w jakimś tam stopniu ogranicza mnie moje człowieczeństwo. No, ale ty jesteś w sumie aspirującym demonem to może pomożesz mi, co? Zróbmy to razem. No dalej. Pamiętaj to takie próbowanie. Tutaj nie ma złych odpowiedzi, można rozważyć różne opcje. Gdybyś był takim Andrealfusem to co byś zrobił z takim kimś jak ty? I dlaczego, skoro już jest koniec i zaraz ma być wielkie bum to jednak on mimo wszystko chce się pozbyć Fincha przed tym całym końcem zamiast machnąć na to ręką? Kto tu się kogo obawia i dlaczego? No i gdzie teraz jest twój szef i co robi? Czy to co przystało na demona jego klasy, czyli jak tak właściwie kształtuje się jego plan? To jakie są twoje przemyślenia? Co sądzisz? - To była z mojej strony grubymi nićmi szyta prowokacja, ale czemu nie.

- Dobrze. Pograjmy w tę grę. Gdybym był mistrzem, rozbiłbym wszystko na kawałki, rozpętałbym wielką wojnę, pogrążył świat w chaosie i krwi, aby osiągnąć to, czego pragnie markiz. Wywyższenia i zemsty. Kiedy Zastępy schodzą na ten świat, kiedy Zapomniani znów wędrują pośród żywych, siły mojego mistrza i jego sojuszników mają swobodny dostęp do Tronu i do Zwierzchności. Mogą zabić tego, który za wszystko odpowiada i zająć jego miejsce. A niektórzy śmiertelnicy mają moc, aby temu przeszkodzić. Więc tych śmiertelników trzeba pozbyć się jeszcze, nim zrobią to Zastępy. To oczywiście czysto hipotetyczne założenia.

- Dobrze. Postarałeś się. - Pochwaliłam go - To teraz spróbujmy dodać do tego garść realizmu. Ja rozumiem, że chciałbyś, żeby twój mistrz był tak mocny i potężny, ale w układach piekielnych on nie stoi na samym szczycie, więc dlaczego to akurat on miałby zająć tak wysoką pozycję a nie kto i inny? No i pytanie, które się nasuwa niemal samo. Jeśli jest tak potężny i cwany to jak może jemu czy też jego planom zagrozić garstka śmiertelników?

- Tego nie wiem. Ale dostałem zadanie. Wytropić i zniszczyć Towarzystwo. Wytropiłem. A zniszczenie to kwestia czasu. Wszyscy zginiecie szybciej niż myślisz. Całe Towarzystwo. Wasz los jest już przesądzony. Zapewne powiesz teraz, że zawiodłem. Że jestem zdany na waszą łaskę. A ja ci powiem, że taki był plan. Że miałem zawalić sprawę, a w tym czasie, ktoś inny, zabije, ba - zmasakruje - większość waszych. Ja odciągnę rozmową ciebie i Nexusa, a reszta. Reszta umrze w ogniu piekielnym - Spojrzał na mnie zimnym, nieludzkim, pozbawionym emocji wzrokiem.

- Ale wtedy ja i Nexus przeżyjemy, prawda? To co to za plan? Ty go układałeś? - Bo Andrealfus podobno był mistrzem intryg a to mi zalatywało amatorszczyzną.

- Ty i Nexus umrzecie na sam koniec, ale umrzecie.

Pozostawało podstawowe pytanie: po co? Po co nas trzymać dłużej? Nie lepiej załatwić wszystkich od razu. To co mówił Szeptacz nie miało sensu. Poza tym Finch miał umrzeć wcześniej, bo przecież zaatakowali go specjalnym zaklęciem w tym celu. Wychodziło na to, iż Szeptacz po prostu nie znał planu tylko swoją część, którą spierdolił a teraz gubił się w domysłach. No i nie odpowiedział na pytanie co zrobiłby sam ze sobą na miejscu Andrealfusa, ale to była oczywista pułapka, w którą wpadł. Sam przed chwilą twierdził, iż ktoś kto nie podołał swoim obowiązkom był słaby i powinien zostać zastąpiony, więc z jednej strony wiedział, jak powinien postąpić demon, ale z drugiej liczył na jego miłosierdzie i drugą szansę? Nic dziwnego, że nie chciał roztrząsać tego zagadnienia. Ja za to chciałam.

- A kiedy ty umierasz w tym planie? - Zapytałam.

- Moja śmierć nie ma znaczenia, ponieważ zostanę odtworzony przez mojego mistrza, zgodnie z zawartym z nim paktem. Więc mogę umrzeć w dowolnym momencie. Śmierć, moja słodka, naiwna istota, jest tylko początkiem i nic nieznaczącym przerywnikiem, dla kogoś, kto potrafi nad nią panować.

- Zatem opierasz swoje przetrwanie na obietnicy demona? Słodko. I kto tutaj jest największym naiwniakiem, co? - Nawet nie pytałam po co demon miałby go przywoływać do życia, skoro okazał się bezużyteczny.

Nie odpowiedział. Widziałam, że ten fanatyzm nie pozwalał mu spojrzeć na sprawę z odpowiedniej perspektywy. No i dodatkowo pewnie tego nie chciał, bo musiałby przyznać, iż liczył, że demon okazałby się bardziej wyrozumiały niż on sam. A to już by zakrawało na bluźnierstwo.

- I jak Finch - zwróciłam się do O’Hary - chcesz jeszcze o coś Haydena zapytać? Coś cię wyjątkowo zainteresowało w jego słowach? Ja już mam jakiś swój obraz jego sytuacji.

I dlatego uznałam, że nie było już o czym z nim dyskutować.

- Ja już poznałem się na nim jakiś czas temu. Gadanie pierdół. Zbywanie półsłówkami. Megalomania. U niektórych to pasuje, u innych nie. On jest tym innym. Nie mamy o czym z nim rozmawiać. Trzeba go gdzieś zamknąć albo oddać Skrzydlatym. Ja mam go po dziurki w nosie. A jego towarzystwo mierzi mnie.

- To którą opcję wybierasz? - Przeszłam do sedna.

- Do piwnicy? Trzeba go będzie pilnować? Do Skrzydlatych? Trzeba go będzie tam taszczyć. Kurde. Może niech go Kopaczka kopnie w dupę i zapomnimy o całej sprawie. A potem ze związanymi rękami wypuścimy go poza strefę ochronną. Myślę, że wysłannicy Zwierzchności zrobią z nim porządek.

Odsunęłam się od Szeptacza, podeszłam do Fincha i odciągnęłam go na bok tak żeby Carr nie słyszał dobrze naszej rozmowy.

- Jesteś w stanie stwierdzić czy jego Pieczęć rzeczywiście jest nałożona przez Andrealfusa, bo nawet co do tego mam wątpliwości.

Czułam, że nakładał ją silny Pomiot Piekielny, ale pierdzielony Fus był markizem Piekieł, więc wydawało mi się, że powinna silniej emanować.

- Mogę spróbować, ale nie wiem czy mi się uda. Kiedyś schwytałem fajfusa i mniej więcej wiem, jak rezonuje jego aura. Z tym, że Skrzydlaci nie wyczuli jego posmaku, czy jak to tam nazwać, więc nie wiem, czy ja dam radę.

- Dlatego właśnie to mnie dziwi. Pieczęć kogoś takiego jak on powinna być wyczuwalna przez Skrzydlatych. A oni to olali? Bardziej się interesowali moją.

- Im też coś się poprzepalało na kuchni. Odwaliło im i zachowują się jak naziści.

- No to wracamy do kwestii co robimy z Szeptaczem? - Ponowiłam moje wcześniejsze pytanie.

- Wywalamy na zewnątrz? - Odpowiedział mi pytaniem.

- Licząc na co? - Drążyłam dalej.

- Że będę miał czyste sumienie?

- I jeszcze na to, że Szeptacz “magicznie” zapomni o tym miejscu i nie wróci tutaj, żeby zemścić się na tych ludziach jak nas już nie będzie ani nie naśle jakiś złoli od siebie tylko grzecznie wróci do swojego “mistrza” i tam będzie coś kombinował na szerszą skalę? Albo że coś go wpierdoli po drodze albo ktoś mu napierdoli po drodze i skończą się nasze problemy z nim? - Może zabrzmiało to nieco sarkastycznie, ale wywalenie Szeptacza na zewnątrz nastręczało sporo problemów.

- Tak. Dokładnie tak. Nie chcę sobie brudzić rąk. Nie chcę też, by ktoś to zrobił z mojego polecenia. To śmieć. Gorszy niż wiele Fenomenów, z którymi zdarzyło mi się spotykać. Ale nie odbiorę mu życia. Nie jestem taki, jak on.

- Hmm. No to do dzieła. Podejmij decyzję. - Skro podchodził do tego tak osobiście uznałam, że powinien sam zdecydować.

- Myślę, że go wywalimy a ja krzyknę Skrzydlatym, co to za skurwiel z niego i już. A potem powiem Kopaczce, że gdyby się tylko pojawił, ma mu urwać łeb.

- Jak chcesz. Żeby tylko to nie obróciło się przeciwko nam.

- To co radzisz? - Zapytał, co oznaczało, że sam nie był pewien swojej decyzji - Typa do piwnicy i niech siedzi? Do końca świata, czyli niedługo. To może być lepsze rozwiązanie.

- No właśnie nie mam pojęcia - Przyznałam - ale nie chcę czegoś zrobić, żeby jeszcze kolejnej rzeczy żałować.

- To chyba zawsze skończy się problemem i myśleniem, co by było, gdyby… Taki zasrany urok.

- To wypierniczaj go w cholerę do Skrzydlatych. - Zdecydowałam - Trudno coś wybrać sensownego w tej sytuacji.

- Emm! - Do naszych uszu doleciał niespodziewany okrzyk - Nexus! Mamy gościa.

W bocznym wejściu do "Radości" spostrzegłam Gładzika i stojącą obok niego Vannessę. Alicja nie wytrzymała z nią zbyt długo.

Finch spojrzał na mnie zbitym spojrzeniem.

- Kto z nią rozmawia, a kto wywala skurwiela do Skrzydlatych? - zapytał.

- Bardzo zabawne Finch. Sugerujesz, że mam jakiś wybór. - Złapałam spojrzenie O’Hary.

- Pozbądź się pana “jestem pół aniołem, ale mama mnie nie kochała, więc postanowiłem zostać pół demonem dla odmiany” i dołącz do mnie. Zabiorę ją gdzieś, gdzie będę mogła się opłukać albo poczekam z tym i postraszę ją moim krwawym wyglądem.

Ruszyłam w stronę Egzekutora i Druidki przecierając dłońmi po raz kolejny twarz i włosy, aby chociaż trochę pozbyć się krwawej miazgi.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline