Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2022, 17:39   #23
Nuada
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację

____
5.1


Carl z radością przywitał słoneczne promienie natarczywie atakujące jego oczy. Zatrzymał się i zamkniętymi powiekami nabrał powietrza w płuca. Z wielką ulgą wypuścił je wolno przez nos. Dopiero teraz gdy opuścił ciasne zaułki Notstand zdał sobie sprawę, jak bardzo gryząca w gardło woń kadziła deformowała jego postrzeganie świata. Odzyskawszy jasność umysłu, nie miał żadnych wątpliwości, że pośród opustoszałych i zaniedbanych uliczek dzielnicy żebraków, kryje się jakieś plugastwo. Jedynie kwestią otwartą pozostawało, czy ma ono cokolwiek wspólnego z powierzoną im misją, czy też to zupełnie innej natury niecnota.

Służba wywiadowcza wymaga cierpliwości, tak zwykł mawiać kapitan Drakenhof. Skellowi nie brakowało gorliwości i konsekwencji. Ledwo więc ruszył przed siebie zaczął rozglądać się za otrokami, którzy za kilka miedziaków będą jego oczami i uszami.

Nie szukał długo. Wystarczyło kilka słów zachęty i drobniaki w ciśnięte w umorusane rączki młokosów, by zyskał ich przychylność oraz wywiedzieć się, że faktycznie od kilkunastu dni w Notstand dzieje się coś dziwnego.
Nocami ponoć słuchać dudnienie bębnów, a kruki i wrony dudrają, jak najęte, spać nie dając.

Igor, rudzielec o piwnych oczach i piegowatym licu rzekł Carlowi na ucho, że jego brat zaginął. Ponoć widziano go z jakąś paniusią z gromadką dzieci i łysym dryblasem, jak wyjeżdżali z miasta w zabudowanej kolasie. Ten dryblas, to nowy był w mieście. Nikt go wcześniej w Wurzen nie widział. Złodzieje i rekieterzy gadają, że to być może on za zniknięciem “Lepkiego” stoi, Jego banda tak, jak i on zniknęli jakiś dwa tygodnie temu. Na razie schedy po królu złodziei nikt nie rusza, ale wojna gangów pewnie nieunikniona będzie.

Podwaliny pod siatkę informatorów założywszy, Carl ku zajazdowi ruszył, gdzie pierwszy nocleg pewnie mieć będzie. Nikt z kompanów jeszcze “Pod Rozłożysty Dąb” nie wrócił. Widać i oni, nie próżnują i do wypełnienia misji się sposobią. Dobrze to o nich świadczy i na przyszłość dobrze wróży.


****
- Tatulku - rzekł Carl konfidencjonalnym szeptem - Rady potrzebuje i pomocy. Na proszoną kolację się udaję i…
- O! - ucieszył się niziołek, jakby to on sam owo zaproszenie dostał - A do kogóż, jeśli można wiedzieć się panie wybieracie?
- Można, a i owszem. Żadna to wszak tajemnica. Kapitan tutejszego garnizonu pomówić prywatnie pragnie, i chce, cobym jego latorośle poznał.
- O mein herr, toż to wspaniale - odparł z szerokim uśmiechem Tatulek, zacierając dłonie - Zgaduję, że podarku ci trzeba.
- A jakże inaczej. Trzos pełen, ale wprawy nie mam w tego typu sprawach, a wypaść bym godnie chciał i etykiecie w niczym nie uchybić.
- Nie martw się mein herr. Na Tatulka zawsze możesz liczyć. Zaraz wyślę jakiegoś chłopaka, coby suweniry adekwatne do sytuacji nabył. W wiklinowy kosz z piękną czerwoną wstążką ci to zapakuje i tragarza załatwię, cobyś sam nie musiał podarku dźwigać. Wszak, to nie wypada, aby gość taki jak ty, sam toboły taszczył.

Zaufał Skell karczmarzowi i ucieszył się w duchu, że kłopot ten ma już z głowy. Nic innego nie pozostało, jak się samemu na kolację wyrychtować. Do balwierza więc ruszył, by czuprynę przystrzyc i twarz na gładko ogolić.


****
- Tatko, tatko, popatrz lusterko. Najprawdziwsze zwierciadło -zapiszczała z radości Ida, wyjmując kolejny podarek ze strojnej paczki Carla.
- O! A tu jeszcze praliny z lukrecją i marcepanem. - wtórowała jej siostra, Bella.
Carl musiał przyznać, że obie to “szwarne dziołchy”, jak zwykł mawiać jeden kapral w jego garnizonie.
Ida wysoka i szczupła blondynka o błękitnych oczach i promiennej, okrągłej twarzyczce. Della z kolei miała włosy kasztanowe, po matce i głębokie, piwne oczy, które co i raz figlarnie spoglądały w jego kierunku.
- Dziewczynki, oj dziewczynki. Troszkę ogłady - skarciła je matka, sama przy tym ciekawsko spoglądając w stronę kosza pełnego niespodzianek.
- A to co? - spytała głośno Ida. W dłoniach obracała okrągłe puzderko wykonane z białego howlitu. Ciekawska dziewczyna uchyliła je nim Carl zdążył ją ostrzec, że to nie jest prezent dla niej.
- A fuj! - prychnęła zniesmaczona, krzywiąc sweurocze usteczka w grymasie totalnej odrazy - Tabaka?
- To rzecz jasna, podarek dla waszego ojca, moja pani - wyjaśnił poniewczasie Carl.
- Buha ha ha - zaśmiał się rubasznie kapitan Fegel- A widzicie! Tak się kończy, jak ktoś wściubia nos w nie swoje sprawy. Panie sierżancie, zapraszam na taras. Soll już raczył schować się za horyzontem, więc zażyjemy trochę chłodu i pokosztujemy tej tabaki, co żeś mi panie ją sprezentował. Mam też butelczynę wyśmienitej bretońskiej brandy od mojego krasnoludzkiego przyjaciela. Łykniemy po lampeczce, zanim moja ukochana Marien poda kolację.


****
Carl spędził w gościnie naprawdę miły wieczór. Wielką to było dla niego odmianą i odskocznią od typowej żołdackiej rutyny. Doskonały domowy posiłek, okraszony wybornym alkoholem oraz towarzystwem pełnych wdzięku, pięknych kobiet. Sierżant Czarnej Gwardii na własnej skórze doświadczył, jak miłe i przyjemne może być zwykłe rodzinne życie. Rozmowa z kapitanem Fegelem, który kazał oficjalnie już tytułować się po prostu Hansem, także stanowiła dla niego wielką przyjemność i radość. Okazało się, że obaj panowie mają wiele wspólnego i doskonale się dogadują.
Carlowi, aż żal było opuszczać gościnne progi domu rodzinny Fegel. Oczywiście tak Hans, jak i jego żona Marien na pożegnanie oświadczyli, że z wielką radością ugoszczą go ponownie, nim ten wybierze się w dalszą podróż.


____
5.2


Dokładne przeszukanie sklepu, jak i domostwa Zwingów potwierdzały tylko słowa Aidaga. Liczne butelki po gorzałce, resztki jedzenia i zaschłe wymiociny, walały się w różnych miejscach. Ogólny nieład i nieporządek sugerowały, że biedak faktycznie musiał bardzo mocno przeżyć porzucenie przez żonę.

Ta z kolei decyzję o ucieczce podjęła niezwykle spontanicznie, albo uznała, że nie zabierze ze sobą nic, co mogłoby ją w jakikolwiek sposób spowalniać. Dlatego też szafy pełne były ubrań, a w dziecięcym pokój na piętrze walały się wszędzie zabawki.

Pankraz metodycznie przeszukiwał pokój po pokoju. Miał czas, więc mógł sobie na to pozwolić. Ku jego rozczarowaniu wewnątrz domu nie znalazł nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób sugerować, co skłoniło Hildę do nagłego opuszczenia męża.

Jedyne, co zwróciło uwagę inkwizytora to dość osobliwy, ozdobny wieniec, schowany pod łóżkiem w sypialni. Składał się on z trzech rodzajów ususzonych roślin o czarno-sinej barwie. Pankraz nie należał do specjalistów w zakresie botaniki, ale i tak mógł powiedzieć, że takich kwiatów nie widział nigdy w życiu.
Wieniec wydzielał dość specyficzną woń od której kręciło się w głowie.

Poza tym w domu Zwingów inkwizytor nie znalazł nic podejrzanego.



____
5.3


Miejski cmentarz w Wurzen znajdował się poza jego granicami. Od wschodniej bramy, tuż przy murach prowadziła wąska ścieżka wyłożona czarnymi płytami. Idąc nią Oswald dotarł pod sam cmentarz, który ku jego zaskoczeniu miał dość niewielkie rozmiary. Zajmował on ledwo dwa ary w całości okolone niewielkim murkiem. Do Ogrodów Morra prowadziła wykonana z czarnego kamienia brama o ostrym, łukowym zakończeniu. Na terenie cmentarza znajdowało się tylko pięć grobowców. Cztery z nich zbudowano ręką tego samego kamieniarza i według tego samego projektu. Różniły się one jedynie wykutymi w frontonach nad wejściem herbami. Rozlokowano je symetrycznie wzdłuż czarnej ścieżki biegnącej przez sam środek cmentarza. Prowadziła ona do największej z budowli. Była to zbudowana na planie koła, otwarta ze wszystkich strona świątynia, której kopułowy dach podpierało dziesięć czarnych i białych filarów, ustawionych na przemian.

- Niech rozdziobią cię kruki i wrony - rzekł na powitanie, wysoki mężczyzna odziany w długą ciągnącą się do samej ziemi czarną, pozbawioną wszelkich ozdób togę. Jego twarz zakrywał obszerny kaptur, a splecione dłonie okrywały szerokie rękawy. W pierwszej chwili Oswald wziął go za pomnik strzegący wejścia do świątyni. Mimo zaskoczenia starał się nie dać po sobie nic poznać i zachować w pełni kamienną twarz.
- Przybywasz, by sny ci wyłożyć, czy by bliskiego w opiekę dostojnego Morra, boga śmierci i króla Podświata oddać.
- Witaj - rzekł Oswald siląc się na beznamiętny ton - W zgoła zupełnie inne sprawie przybywam.
- Cóż innego może dać ci ten, co wiecznego spokoju dusz pilnuje i sny prorocze zsyła. Mówże!
- Jakiś czas temu, mistrz Titus, oddał pod opiekę Morra, jednego z naszych braci. O okoliczności jego odejścia z tego świata zapytać chciałem.
- Nic mi o nich nie wiadomo. Nie nasza to rzecz dopytywać jak śmierć przebiegł. Naszym obowiązkiem jeno spokoju jego duszy doglądać i pilnować, by ci co świętości nie uznają żadnych plugastw z jego doczesnymi szczątkami nie czynili.
- Czyli nic podejrzanego nie zauważyłeś panie? Żadnej magii, ran dziwnycg, czy osobliwości jakiś?
- Powiadam ci przecie, że ciało zgodnie z obrządkiem w całun zawinięte zostało i w katakumbach złożone i w opiekę dostojnego Morra po wsze czasy oddane.

Oswald zrozumiał, że tą metodą niczego już więcej nie wskóra. Jeśli chciał szczegóły śmierci owego brata poznać, to tylko Mistrz Titus mógł takich informacji udzielić.



____
5.4


Noc ciemna już nastała, gdy inkwizytorzy na powrót “Pod Rozłożystym Dębem” się spotkali.
Długi ich cienie w świetle oliwnej lampy, co Tatulek ją przyniósł, na ścianach tańczyły swawolnie. Racząc się chłodnym piwem, informacjami się wymieniali i plany na kolejne dni snuli.
 

Ostatnio edytowane przez Nuada : 31-10-2022 o 19:36.
Nuada jest offline