Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2007, 22:40   #314
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Vedin

Shandasne oburzyła się na te słowa wstając i patrząc na Vedina zabójczym wzrokiem.
- Wyobraź sobie, że ja też znam możliwości tej grupy - powiedziała... męskim głosem! Dokładnie takim samym, jak wtedy gdy była rzekomo opętana. - Oberwałam nawet młotem od tego paladyna. Skurwysyn...
Uderzyła pięścią w stół, który przechylił się lekko. Mimo to kufle piwa ani się nie przewróciły, ani nie wylały zupełnie jakby były przytwierdzone do stoły zarówno one jak i ich zawartość.
Po wyładowaniu emocji, elfa usiadła i powiedziała spokojnym głosem.
- Nie martw się o skuteczność mojego posłańca. Już nieraz z nią pracowałam. Oj tak... już nieraz.
Roześmiała się.
- Więc mówisz, że specjalizujesz się w bólu. To się świetnie składa. Jeżeli nasz posłaniec wypełni swoją misję, będziesz miał sporo do roboty. Przyjemnej roboty.
Sekundę później w rogu pokoju pojawiły się dwie osoby - jakaś nieznana Vedinowi elfka i... Walhir!
Krasnolud miał sztylet w piersi, lecz żył.
- Ach, wreszcie jesteś. - powiedziała Shandasne. - Twoja robota Vedinie, już niedługo się zacznie.

Kane, Nazgul

Shaman już nic nie powiedział, tylko skulił się za Nazgulem i zamknął oczy. Obaj (Kane i Nazgul) jedynie na ułamek sekundy zerknęli co robi, po czym wrócili do oczekiwania na Airę.
Wyglądało to tak jakby Tren'Orah się skupiał na czymś. Nagle wrzasnął, lecz był to krzyk bólu.
Odwróciliście się myśląc że to Aira, lecz nikogo nie było, a draenei wstał powoli. Nagle zaczął mówić. Lecz nie mówił tego swoim zwyczajnym głosem, a jakimś dziwnym bardzo basowym i jakby odległym. Wyglądało, jakby nawet nie był świadomy tego co mówi. Zarówno Kane'a, jak i Nazgula przerażał i mieli wrażenie, że mówi do nich sam diabeł.

- Córka chaosu i syn pokoju muszą się połączyć.
Pan spaczonej ziemi wstanie z głębin.
Morza zaleją kontynenty a wulkany wybuchną.
Nastanie wielka susza i burze przeraźliwe naraz.
Będzie płacz i zgrzytanie zębów, a wszystko co złe i niegodziwe wyjdzie ze swego ukrycia.
Jeżeli córka chaosu i syn pokoju się nie zjednoczą we wspólnym celu - Lord Kazzak powróci.
Rzeki zaleją się krwią śmiertelników, a góry runą.
I nastanie chaos i zniszczenie jakiego ten, ani żaden świat nie widział.
Chaos jakiego nie widział żaden demon ani anioł.
Chaos, któremu na imię Sargeras.
Zniszczenie gorsze od śmierci, gorsze od wszelkich plag tego świata.
Zniszczenie, któremu na imię Kil'jaeden.


Po tych słowach draenei osunął się bez przytomności na ziemię, zostawiając was sam na sam z wielkim zaskoczeniem.

<Kil'jaeden czytamy jako Kil'dżejden>

Walhir, Thalion

Na słowa Thaliona Aira jedynie wzruszyła ramionami.
- Trudno. Będzie zatem boleć...
Kiedy kończyła, elf już uderzył ją w twarz tarczą, a mieczem poziomo w brzuch, z którego zaczęła cieknąć krew.
- Och, nie tak ostro... - powiedziała uwodzicielskim tonem.
Wtedy do pokoju wpadł Walhir i dołączył się do obelg Thaliona. Uderzenie serca później rzucił Blessing of Protection na elfa.
Wtedy Aira powiedziała:
- No dobra, koniec zabawy. Śmierć przyszła się z wami pobawić.
Stała się nagle półprzezroczysta, bo zaczęła się poruszać z nieziemską szybkością. W jej dłoniach pojawiły się nagle sztylety, i zaczęła kręcić się z nadzwyczajną szybkością w okół Thaliona dźgając go raz po raz.
Lecz zaklęcie Walhira uniemożliwiło jej zrobienie elfowi krzywdy. Elfka musiała to najwyraźniej zauważyć, bo powiedziała:
- No trudno, więc krasnolud pierwszy...
I w tamtym momencie Hammer of Justice poleciał w jej stronę. Aira uaktywniła Cloak of Shadows i najzwyczajniej w świecie zablokowała młot ramieniem.
Sekundę później też bez żadnych problemów unik przed kolejnym atakiem Thaliona i rzuciła sztylet w Walhira.
Krasnolud w tym czasie rzucał się na nią, zamierzając użyć Crusader Strike i ostrze wbiło mu się w prawe płuco - tuż obok serca.
Walhir padł na podłogę krzycząc z bólu, a Thalion w desperacji widząc jak jego towarzysz obrywa ciężko znów zaatakował.
Niestety elfa już podbiegła do leżącego Walhira z nadludzką i pozornie niemożliwą szybkością.
- Do zobaczenia - powiedziała i sypnęła na siebie i Walhira fioletowy proszek wskutek czego ona i krasnolud zniknęli.

Thalion

Przez kilka pierwszych sekund Thalion nie mógł uwierzyć w to co się stało.
Walhir został porwany! Pierw Wulfgar, teraz palladyn, kto następny?
Z wściekłością uderzył w szafę.
Odnajdzie ją... Odnajdzie... i porachuje jej kości. Ale faktem jest, że okazała się zbyt dobra dla niego i krasnoluda. Potrzebował wsparcia...
Wtem Thalion zauważył, że na ziemi zostało trochę fioletowego proszku, którego użyła Aira, lecz nawet jako alchemik nie mógł go zidentyfikować.

Walhir

Kiedy sztylet wbił się w pierś Walhirowi, poczuł wielki ból i wrzasnął. Kilka sekund później Aira obsypała go jakimś proszkiem i przeniosło go to do jakiegoś innego pomieszczenia.
Niestety było ciemno i nic nie widział. Jedynie usłyszał głos, znajomy głos Shandasne:
- Ach, wreszcie jesteś. Twoja robota Vedinie, już niedługo się zacznie.
 
Gettor jest offline