Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2022, 17:43   #30
Nuada
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację

____
6.0


Wolne miasto Wurzen, 30 Sigmarzeit


Gdy tylko ciemność nocy zaczęła blednąć, a wróble, kosy i drozdy zaczęły świergolić jeden przez drugiego, powietrze niemal natychmiast stało się lepkie i ciężkie. Dało się wyczuć zbliżającą się burzę, ale na razie żadne chmury na niebie tego nie zwiastowały. Czysty błękit na którego tle mieszkańcy Wurzen, jak i liczni przybyli z najdalszych stron księstwa goście, mogli obserwować wędrówkę Solla.

Gdy tylko kupcy otworzyli swe stragany, a nienasycony tłum wypełzł ponownie na ulicę, wśród przechodniów coraz częściej dało się słyszeć narzekania i powtarzane szeptem niepokojące znaki i wróżby.

Większość nadal jednak oddawała się radosnej konsumpcji, zabawie i pijaństwo, niecierpliwie wyczekując zbliżającej się nocy Przesilenia.
I tylko krążące coraz liczniej nad miastem stada kruków wyraźnie wskazywały, że tegoroczne święto Sonnstill, na długo zapadnie w pamięć mieszkańcom Wielkiego Księstwa Ostlandu.



____
6.1


Wolne miasto Wurzen, 30 Sigmarzeit


Skoro świt Carl ruszył w miasto. Tatulek namawiał go na smaczne śniadanie, ale czarnogwardzista porwał tylko pajdę chleba ze smalcem i już chciał ruszyć na ulice Wurzen, gdy niziołek rzekł:
- Pan to tak zawsze w biegu. A tu na spokojnie trzeba, bo się czasem może zdarzyć, że coś ważnego się przeoczy. O! Na ten przykład teraz. Gdybym ja gorszą pamięć miał i o czcigodnego pana interesy nie dbał, to bym mógł nie wspomnieć, że pocztę mam dla pana.
- Pocztę? Do mnie? - zdziwił się Carl.
- A jakże, mein herr. Do ciebie. Od samego kapitana Fegela. Widać kolacyjka uda na musiał być, skoro już dnia następnego poufne listy pan od niego dostaje.
- Gdzie one? - zapytał Skell, lekko poirytowany wścibskim zachowaniem niziołka. Tatulek, owszem był niezwykle miły, ale to jego nadskakiwanie potrafiło też być nader przykre i uciążliwe.
Tatulek uśmiechnął się i z kieszeni zdobnej w kwiecisty haft kamizelki, wydobył sporych rozmiarów kopertę.


****
Czołem, panie sierżancie.

Zgodnie z naszą umową przesyłam odpisy raportów w sprawie napaści na kupców podróżujących do Wurzen. Mój skryba postarał się, aby zawierały one najistotniejsze informacje. Gdybyś miał panie, jeszcze jakieś pytania, to zapraszam serdecznie do mnie do garnizonu. przy lampce brandy obgadamy sprawę, a może i w czym innym też będę mógł ci pomóc.

z wyrazami szacunku
kapitan garnizonu Wurzen
Hans Fegel



****
Carl przejrzał tak list od kapitana, jak i skreślone na szybko odpisy raportów. Przebijała z nich jedna i najważniejsza informacja. Większość napaści była dokonana w majestacie prawa. Ludzie podający się za zbrojnych barona von Bogenschuzte’a żądali dodatkowej opłaty za przejazd przez teren baroni. Mimo, że takową daninę pobierano tuż na granicy lenna barona. Gdy ktoś odmawiał dodatkowej opłaty, wtedy rabusie bezpardonowa zaczynali przeszukiwanie dobytku i zabierali, co uznawali za słuszne i im potrzebne. W jednym tylko wypadku doszło do walki i wedle słów niejakiego Thorna Filbauma, on i jego ochroniarze zdołali poszczerbić trzech rabusiów, a jednego zabić. Widząc zaciekły opór oraz śmierć jednego ze swoich kompanów, członkowie bandy uciekli w popłochu. Z relacji Filbauma wynika, że oprychami dowodził barczysty typ o parszywej gębie, którą zdobiła potężna blizna na lewym policzku.


****
Tuż za progiem spotkał Wolfa. Młokos ukłonił się nisko i nie pytany zdał raport z całonocnej obserwacji domu staruchy z Notstand.
- Mein herr, ta baba to się Wanda zowie. Tak przynajmniej ludzie na nią gadoją. To szeptucha. Dar ponoć ma i z kokluszu i kurzajek leczy i horoskopy pisze. Wczoraj, to jakiś gach do niej przylazł. Chwilę w progu coś ze sobą szeptali, ale o czem tom nie słyszoł.
Teraz tam Sam pilnuje, mein herr.
- Dobrze się spisałeś - odparł Carl i wcisnął chłopakowi w dłoń kilka miedziaków - A te słowa, co cię o nie pytałem… wie, ktoś coś o nich.
- Nie, mein herr. Toć musi być jakaś obca mowa. Ludwig, aptekarz, co na Korzennej sklep prowadzi, on ci co może rzec. To człek mundry, bo i khazalid zna, a i z elfami się w ich mowie dogada.
- Dzięki Wolf - rzekł sierżant i poklepał młodego po ramieniu na pożegnanie.


****
Modląc się w świątyni Myrmydii, Carl odczuł dziwny niepokój w sercu. NIe tylko chodziło o to, że na jego widok tak kapłan, jak i trzej inni odwiedzający przybytek bogini wojny i strategii, patrzyli na niego dość podejrzliwie. Widok członka Czarnej Gwardii, który modli się do Myrmydii zamiast do Sigmara, w oczach wielu uchodził za niestosowny, a dla wielu stanowił on niemal atak fizycznej zdrady.

Uczucie, którego doświadczył Carl bliskie był temu, jakie miał zawsze gdy stawał na polu bitwy. Za nim bitewne rogi dały sygnał do szturmu, to mieszanina strachu i podniecenia wypełniała jego serce, żyły i umysł. Tak też i tutaj, nawiedziły go podobne niepokoje i emocje. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafił ich sobie w żaden racjonalny sposób wyjaśnić.


****
- Dziwne, oj doprawdy dziwne to zlecenie, mein herr - odrzekł uliczny artysta, który za kilka błyszczków wykonywał na poczekaniu portret. Strojny w różową koszulę i pasiaste szarawary mężczyzna podkręcił czarny wąsik i dodał spoglądając z rozmarzeniem w niebo - Tak specjalna usługa, panie, to będzie miała też specjalną ceną. Dziesięć karli za portret.
Słysząc tak horrendalną cenę, twarz czarnogwardzisty stężała, a dłoń mimowolnie zacisnęła się w pięść. Pewnie, gdyby musiał to wypłacić z własnej kiesy, to musiałby się mocno zastanowić. Lektor Allenstag wyposażył ich w dość pokaźny budżet na poczet realizacji misji, ale i tak serce sierżanta krwawiło wiedząc, ilu dobrych chłopaków musi harować w pocie czoła, by zarobić takie pieniądze.
Fircyk z szerokim uśmiechem przyjął pieniądze i przystąpił do pracy. Dwie godziny później Carl mógł odebrać gotowe dwa portret - łysego draba i paniusi, którzy w podejrzanych okolicznościach zniknęli z miasta.


****
Kryjąc się przed prażącymi promieniami Solla, który jaśniał w zenicie, Carl powracał “Pod Rozłożysty Dąb”, gdzie Bode na rozkaz Junga, przygotowywał już ich wierzchowce do wyjazdu.



____
6.2


Wolne miasto Wurzen, 30 Sigmarzeit


Gdy Jung i Gertsmann zeszli do głównej sali zajazdu Tatulka, Skella już od dawna przemierzał ulice Wurzen.
- Meine herren - powitał ich Tatulek z szerokim uśmiechem na twarzy - Pan Carl kazał przekazać, że poszedł załatwić kilka sprawunków i wróci w samo południe. Czy podać śniadanie? Kucharz przygotował sycącą polewkę, ale mamy też chleb ze smalcem i skwarkami oraz dla bardziej delikatnych podniebień naleśniki z powidłami.
- Dwie pajdy chleba wystarczą - odparł Jung, po czym dodał - A powiedzcie mi Tatulku, gdzie tu najbliżej jakiegoś aptekarza, albo zielarza znajdziemy.
- Kilku jest w mieście - wyjaśnił niziołek, drapiąc się z tyłu głowy - Najlepiej będzie udać się na ulicę Dolną. To dość daleko stąd, ale Rudolf Nirling, to największy ma asortyment i najsprawniej wszelkie mikstury przygotowuje.


****
Po szybkim śniadaniu dwaj inkwizytorzy ruszyli w kierunku ulicy Dolnej. Ta część miasta nazywana była Rauch, gdyż mieściło się tutaj wiele warsztatów oraz pracowni rzemieślniczych. Dym wydobywający się z ich kominów zasnuwał niemal cały kwartał.

Dźwięk delikatnego dzwonka poinformował aptekarza o przybyciu nowych klientów. Lekko przygarbiony mężczyzna o długich, mocno przerzedzonych włosach wyszedł z zaplecza i poprawiając okulary rzekł:
- Witam panów. Czym mogę służyć?
- Potrzebujemy porady - rzekł Jung - Oczywiście zapłacimy ile trzeba, ale chcielibyśmy wiedzieć z jakich roślin wykonano ten wianek - wyjaśnił Jung, kładąc na ladzie znalezisko z domu Zwinga.

Aptekarz nachylił się nad kwieciem, by mu się przyjrzeć z bliska i od razu się wyprostował.
Spojrzał spod zmarszczonych brwi na obu inkwizytorów.
- Nie wiem w jakim celu szukacie panowie odpowiedzi na to pytanie, ale od razu muszę zaznaczyć, że to nie są rośliny występujące w okolicy. Ktoś się musiał natrudzić, aby je tutaj przywieźć.
Obaj inkwizytorzy milczeli zaintrygowani. Żaden z nich nie zamierzał wyjaśniać Nirlingowi powód dla których potrzebują poznać nazwy użytych do zrobienia wianka roślin.

Aptekarz także długo milczał. Po czym pokiwał kilka razy głową i spod lady wyciągnął opasłe tomiszcze.
- Rozumiem panowie - rzekł otwierając oprawioną w brązową skórę księgę - Wiedza ta będzie was kosztować dwadzieścia karli i drugie tyle za moje milczenie. Jestem pewien, że Mistrz Titus z pewnością byłby ciekawy, kto też poszukuje takiej wiedzy.


****
Przypadek, przeznaczenie, albo złośliwi bogowie sprawili, że przygodne spotkanie na ulicy doprowadziło ich na właściwy trop. Fakt, to oni go podchwycili, ale nie przypuszczali nawet, jak cenne informacje zdobędą.

Rudolf Nirling okazał się wybitnym fachowcem w swojej dziedzinie. Wystarczył mu rzut oka na wianek, by wiedzieć z czym ma do czynienia. Na potwierdzenie swoich słów pokazał inkwizytorom odpowiednie fragmenty w księdze napisanej przez mistrza Korasha, elfickiego zielarza i alchemika, zatytułowanej “Rzadkie i zakazane kwiecie Imperium”

Wieniec wykonano z dwóch roślin, które występują tylko na dalekiej północnej. Hen za morzem Szponów, z ziemi na której żyją tylko plugawe potwory, a ludzie czczą bluźniercze bóstwa. Tam pośród mroźnych pustkowi, w dzikich ostępach, gdzie Kraina Trolli łączy się
Wąwozem Khara, pomiędzy omszałymi głazami rośnie bylina zwana Kolash Tavi, co ponoć tłumaczy się na Trupie Główki oraz kwiecie Gwamish Shooni, czyli Opar Zgnilizny.
Obie rośliny mają silnie toksyczne i halucynogenne właściwości. Uważa się, że plemiona norsmenów wykorzystują te ziela do swych plugawych rytuałów.

Stanowiło to niezbity dowód, że poszukiwany przez nich heretyk nie tylko odwiedził Wurzen, ale też poczynił tutaj znaczne szkody, kładąc podwaliny pod szerzony przez niego kult.
Jak głęboko udało mu się zasadzić demoniczne ziarno tylko bogowie raczą wiedzieć.


****
Oswald i Pankraz przecisnęli się przez spory tłum wiernych, którzy z okazji zbliżającego się święta postanowili oddać hołd największemu spośród imperialnych bóstw - Sigmarowi.
Obaj bracia byli zajęci posługą dla wiernych, ale jeden z nich widząc Gerstmanna podszedł do inkwizytorów i rzekł przyciszonym głosem.
- Witaj bracie. Mistrza Titusa nie ma, a przysłany przez was człowiek śpi. Podaliśmy mu uspokajający wywar, gdyż całą noc zawodził niczym wściekły wilk. Widać, że człek ów kompletnie postradał zmysły i muszę z przykrością rzec, że my nie jesteśmy mu w stanie w żaden sposób pomóc. Jedyne, co to możemy go regularnie poić wywarem, który przyniesie ukojenie jego myślom i nerwom. Na dłuższą metę jednak bardziej mu to zaszkodzi niż pomoże. Jeśli zależy wam na losie tego człowieka, to musicie znaleźć dla bardziej odpowiednie miejsce.

Obecność Huberta Zwinga ewidentnie była nie na rękę braciom ze świątyni Sigmara. Trudno było rzec, czy to faktyczna troska o los chorego, czy zwykła niechęć do dodatkowych obowiązków.
- Dokąd udał się mistrz Titus i kiedy będzie można się z nimi spotkać? - zapytał Oswald.
- Przykro mi bracie, ale nie jestem w stanie udzielić ci odpowiedzi na żadne z tych pytań. Mistrz Titus opuścił mury świątynne zaraz po spotkaniu z Olgą Adelhof i do tej pory nie powrócił. Jedyne, co mogę rzec to, że wyglądał na bardzo zatroskanego, a wręcz przerażonego. Jednak jak sam wiesz nie od wczoraj mistrz Titus ma podobny nastrój. Zaginięcie i śmierć jednego z naszych braci tak mocno go poruszyła. Cały czas obwinia się za to, że sam nie wyruszył do Hunde Zitadelle, by osobiście rozmówić się z baronem von Bogenschutzem.
- Dziękuję ci bracie - rzekł wyraźnie niepocieszony Oswald.
Zbliżało się południe, więc wypadało powrócić “Pod rozłożysty dąb” aby ostatecznie zdecydować o dalszych działaniach.


____
6.3


Wolfsklaue, 30 Sigmarzeit


Manfred choć słaby wezwał przed swe oblicze Lotara. Sierżant podobnie, jak reszta żołnierzy Bogenschutze’a miał strach wymalowany na twarzy. W przeciwieństwie jednak do innych, starał się ona zachować rezon i nie dać nic po sobie poznać. Manfred nie miał jednak żadnych problemów, aby czytać z niego, jak z otwartej księgi.
- Panie.. - rzekł Lotar starannie dobierając słowa - Zapewniam cię, że żaden z nas cię nie kłamię. Prawda to, że ludzie się boją. Wszak nikt z żywych przeta pośród Modrego Tumanu nie stał i bezpiecznym do dom powrócił. Znasz panie bajdy o tym cholerstwie. My nie dość, że stali pośród tej demonicznej mgły, to jeszcze cali z niej wyszli. Stąd też i lęk pośród ludzi. Jedni gadają, że my ożywieńce teraz i ino czekać, jak będziem się o ludzką padlinę szarpać. Inni, że to kara za grzech twe i twego rodu panie. Jeszcze inni, że moc złego się teraz we koło dzieje i ino gorzej będzie. Miej zatem wyrozumiałość, mein herr dla swych żołnierzy, bo wiele przeszli. Niewiele brakowało, a wszyscy by w panice po puszczy się rozbiegli i tyle by ich widziano. Udało mi się zebrać ich do kupy i przykazać, by każdy pleców swoich i najbliższego druha pilnował. Tak żeśmy wytrwali. Ty zaś, mein herr, w malignie magicznej żeś przebywał i nikt cię ocucić nie mógł. Zdało mi się, choć pośród tej kurzawy przeklętej, to człowiek niczego pewnym być nie może, że przy tobie jakowaś mara się kręciła. TO stała, to znów przyklękła. Czasami widziałem ją wyraźnie, jak teraz ciebie. Czasami zaś jeno cieniem mdłym była. W końcu Soll przez chmury się przebił i Tuman potworny zniknął. Wsadziłem cię na koń i do zamku cały oddział powiodłem. Tyle.
- Dziękuję sierżancie - rzekł Manfred oficjalnym tonem - Możesz odejdź.


****
Yuri z obawą obserwował, jak Manfred wgramala się na konia Teoretycznie nic mu nie było, ale gdy tylko wykonał gwałtowniejszy ruch, kręciło mu się w głowie i tracił równowagę. Mimo to natłok wydarzeń i złych znaków, jakie w ostatnim czasie go otaczały i niepokojów wypełniających jego serce czuł, że musi jak najszybciej zobaczyć się ze swoim bratem Heinrichem.

Nic zatem nie powstrzymało Manfreda przed wyruszeniem w podróż. Zabrał trzech ludzi w tym Lotara, którego chciał mieć przy sobie.

Uciążliwy żar kolejny dzień lał się z nieba. Mimo, że jechali głównie przez las to i tak koszule kleiły im się do pleców, a natarczywe muchy nie dawały im ani chwili spokoju. Manfred czuł rosnący w nim niepokój, podobnie jego ludzie. Wszyscy rozglądali się czujnie na boki wypatrując wszelkiego rodzaju zagrożenia.


****

Hunde Zitadelle, 30 Sigmarzeit; popołudnie


Ku ich uldze i zaskoczeniu pod bramy Hunde Zitadelle, dojechali bez żadnych przeszkód. Problemy jednak niespodziewanie zaczęły się w chwili, gdy stanęli przed strażnicą prowadzącą do rodzinnej siedziby von Bogenschuzte’ów.

Zwyczajowo stały one otwarte na oścież i tylko w wyjątkowych sytuacjach decydowano się na ich zamknięcie.

- Ej! Tam! - krzyknął Lotar wysuwając swego konia przed ich małą grupę - Otwierać!
- Kto zacz? - odkrzyknął ktoś wychylając się przez okienko z wieży.
- Swego pana nie poznajesz? - warknął Lotar z wściekłością.
- Pan baron wyjechał z samego rana - wyjaśnił bez żadnych emocji strażnik.
- Otwieraj psie, bo ci skórę wygarbuje - Lotar nie znosił w jaki sposób w rodowej siedzibie traktowano jego pana i robił zawsze wszystko, co w jego mocy, by się temu przeciwstawić.
- Z rozkazu baronowej - włączył się drugi ze strażników - bramy mają pozostać zawarte.
- Przekażcie jej - polecił Lotar - że przybył Manfred von Bogenschuzte, brat jej męża, a jej szwagier.


****
Minęło kilka minut nim bramy strażnicy się otworzyły, a raczej lekko uchyliły . Naprzeciw Manfredowi wyszedł Samuel Dungier, sierżant i główny dowódca zbrojnych stacjonujących w Hunde Zitadelle.
- Witaj panie - rzekł na powitanie, kłaniając się nisko i oddając wszelkie należne honory Manfredowi - Z przykrością informuję, że z rozkazu baronowej do powrotu barona Heinricha mamy nikogo nie wpuszczać na teren majątku. Mam się tylko zapytać w jakiej sprawie przybywasz i czy chcesz coś przekazać.

Lotar zacisnął pięści na wodzach swego konia i splunął pod nogi Samuela.
- Nie moja to wina Lotarze, że tak się sprawy mają. Dobrze wiesz, że baronowa darzy pana Manfreda szczera i nieskrywaną nienawiścią. Pod jej nogi to plwociny ciskaj. Jasne?
Lotar zacisnął tylko wargi i głośno wypuścił powietrze przez nos.
- A zatem panie, czy mam coś przekazać od ciebie baronowej?
 

Ostatnio edytowane przez Nuada : 06-11-2022 o 12:43.
Nuada jest offline