Jonasz Siedział za barykadą obok Chmury i liczył w myślach. Trzech w kamienicy na piętrze, dalszych dwóch w bramie, powiedzmy trzech - czterech na ulicy i przynajmniej dwóch w STUGu. Razem 10 - 12, no niezle, niezle pochwalił się w myślach pełna drużyna Szkopów w godzinę.
Popatrzył na swego towarzysza w wypadzie. Pucował Browninga i pogwizdywał niby niezwracając uwagi na ranę. Dobry szczeniak - przemknęło przez głowę sierżanta - bez niego dorwali by mnie jak nic. Pomacał się po kieszeniach, wyciągnął parę przedmiotów i podał Chmurze.
- Trzymaj bracie zasłuzyłeś - podał mu Walthera i dwa magazynki - a to dla zwycięzców - mrugnął okiem i z rąk sierżanta do chłopaka powędrowały kolejno opatrunek osobisty, paczka papierosów.
- A to z za uratowanie szacownego tyłka wielmożnego pana sierżanta, bo inaczej miałbym drugą dziurę w dupie - tym razem chłopak trzymał w dłoni Enskreutza zdobytego na niemcach przy MG.
Nie czekając na reakcję chłopaka zapalił papierosa i położył się na plecach. MP czy Mauser ? Zdecydował się na eMPi. Przysiadł na piętach, odłożył karabin, starannie obok 12 "łódek" do niego, dwa granaty, parę pakunków opatrunków, jakieś pudełko cukierków, oraz większość taśm ze skrzynki którą przytaskał.
- Panie poruczniku to do podziału dla chłopaków i do apteczki. Wyciągnął się znowu na plecach i zapatrzył w zaciągnięte dymami niebo. Dziwna ta wojna - zadumał się - ale lepiej niż we Wrześniu. Choć nie wiadomo jak sie to skończy. Jakoś nie wierzył w desant na morze ruin i ognia spadochroniarzy o czym chodziły słuchy od początku Powstania. Nieoficjalne plotki mówiły nawet o buncie Polaków chcących mimo zapewne koszmarnych strat skakać na Warszawę, ale dziś każdy dzień przynosił nowe coraz to nieprawdopodobniejsze wieści. Sowiety też się nie kwapią dumał dalej - oj chyba przyjdzie tu złożyć głowę. Właściwie to chyba zdawał sobie z tego sprawę już po pierwszym tygodniu gdy okazało się niemożliwe uchwycenie kilku strategicznych punktów w mieście.
Mimo wszystko on nie miał zamiaru już kapitulować. Pamiętał upodlenie po Wrześniu, dalej szlag go trafiał jak to wspomniał. Raz w życiu wystarczy - uznał już dawno.
Ktoś kręcił się obok słyszał, grzechotanie gruzu. Otworzył oczy i zobaczył chłopaka z plutonu, który wzdychał i przypatrywał pożądliwie leżącemu obok eMPi.
- A ty czego się bez broni włóczysz ? Przecież mówiłem nawet do kibla...
- Bo ja mam to panie sierdżancie - Dyzio, bo on to był wydobył z kieszeni pistolet i podał Jonaszowi do oglądnięcia.
- To - skrzywił się mężczyzna. W ręcę trzymał Waltera PPK 7,65mmm, bardziej zabaweczkę niż broń do walki. Sierżant westchnął ciężko.
- No to masz - podał Dyziowi własne MP40 i dwa magazynki - będziesz wnukom opowiadał o mojej dobroci.
- Jasne panie sierdżant - chłopak z emocji nawet nie zauważył że z niego podkpiwają. Obracał eMPi w rękach jak najcudowniejszy prezent. "Sierdżant" ? Jednak za pierwszym razem się nie przesłyszał. Spojrzał na niego spod oka czy chłopak jednak nie odpłacił mu za "wnuków", ale nie. "Panie Sierdżant" - też coś. Jonasz schował Waltera do kieszeni i zasłonił ręką oczy. Moze teraz dadzą mu się zdrzemnąć choć pół godziny.
Ostatnio edytowane przez Arango : 17-09-2007 o 21:16.
|