Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2022, 16:35   #38
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



************************************************** *************************************************
LEKCJA POKORY
************************************************** *************************************************

Kara. Zapowiedział ją. Zawiodła go i miała zostać ukarana stosownie do winy. Zawiniła pychą i miała zostać nauczona pokory. I to… miało ją nauczyć.
Paczuszka zawierała strój pokojówki, wraz z bielizną. Strój pokojówki, jaki można było kupić w seksshopie. Co prawda gustowny strój, żadnego lateksu czy udziwnień, ot strój pokojówki jaki można było założyć na frywolny, lub nawet zwykły bal przebierańców. Pomijając oczywiście spory dekolt i fakt, że spódniczka kończyła się powyżej podwiązek.

Ann była wściekła. Jak on śmiał?! Była w końcu z poważanej rodziny... choć jego to wyraźnie nie obchodziło. Pewnie nawet nie wiedział.
I gdy do niego dotarła, miała zamiar mu przekazać niezadowolonie...
- Śnisz, że założę to. - rzuciła Cyrilowi paczuszkę pod nogi, wściekła wparowując do niego - ŚNISZ!
- Nie śnię już od dawna. A ty to założysz. Skąd to unoszenie się dumą?- zapytał ironicznie Cyril. - I gdzie była ta dumna wampirzyca, gdy chowałaś się za śmietnikiem jak śmierdzący szczur? Doprawdy, powinnaś się nauczyć kiedy możesz pozwolić sobie na takie wyskoki, a kiedy nie… a ten strój będzie właśnie taką lekcją.
- Daruj sobie takie lekcje. Nie założę tego, nie jestem twoją zabawką! - fuknęła młoda wampirzyca - A kara bez sensu. Ten kainita nie wiedział gdzie jego miejsce, a ja się tak nie pozwolę traktować. On odnosił się do mnie, jak do śmiecia! - fuknęła.
- Odnosił się do ciebie właściwie… to ty nie wiedziałaś, gdzie twoje miejsce.- odparł chłodno Cyril wstając. - Jesteś małą rybką w dużym stawie pełnym rekinów i chronią cię moje wpływy, ale jeśli twoje wyskoki mają narażać moje interesy to następnym razem cię porzucę i zostaniesz pożarta na moich oczach. Chyba, że tego właśnie chcesz? Woda sodowa uderzyła ci do głowy i myślisz, że sobie poradzisz bez mojego parasola ochronnego? Tak jak sobie poradziłaś z moim uczniem? Czy Brujah na ulicy? Czy wtedy w kanałach też sobie byś sama poradziła… bez Fincha chroniącego twój zadek?
- Właściwie... Nauczyłeś się żartować, co? - parsknęła - Brujah i tak mnie atakują, więc twój parasol słaby.
- Taka się nagle twarda zrobiłaś? Niech ci będzie. Albo zobaczę cię w mundurku, albo… wyrzucę na zbity pysk i u Księcia odwołam opiekę nad tobą. Wtedy dopiero się przekonasz czym to jest sfora Brujah dysząca ci za plecami. - rzekł cierpko Cyril przyglądając się dziewczynie.- Tylko szybko podejmij decyzję, mam wielu uczniów i podopiecznych… i nie mam czasu do stracenia.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
- Ty... - pokręciła głową w niedowierzaniu - Ty skurwielu…
- Jeśli uważasz że czerpię z tego jakąś podnietę, to cię niestety rozczaruję. - zadrwił Cyril i zerknął na zegarek. - I z łaski swojej pospiesz się z decyzją. Nie każdy ma tak jak ty dużo czasu do stracenia. Jestem oczekiwany, a ty masz pójść ze mną.
- Cyril... Poniżysz mnie... - była zła i pozbawiona opcji.
- Na tym to polega. Lekcja pokory wymaga poniżenia. Lekcja samokontroli wymaga sytuacji wzbudzającej gniew, no i może wreszcie nauczysz się trzymać język za zębami, wiedząc, że osoby, które spotkasz mogą cię zabić, zanim zdążę ich uświadomić, że jesteś pod moją opieką.- odparł chłodno wampir. - Cóż… będzie to strata dla nas obojga, choć ja przynajmniej zobaczę kreatywne użycie Sfer.
Nie wiedziała o czym mówi Tremere, ale w tym momencie nie było to istotne.
- Pójdę z tobą, ale... nie w tym! - wskazała na paczuszkę leżącą na ziemi - Urodziłam się lepiej niż to....
- Nie… pójdziesz w tym, albo radź sobie sama. Bez domu, bez opieki, bez koterii… zawsze możesz zwiać do kanałów i jeśli zdołasz dotrzeć do Malkavian, to zaczniesz radośnie bełkotać kolejne teorie spiskowe w radosnej trzódce Papy Roacha. - odparł zimno Cyril i dodał.- Jeszcze tego nie rozumiesz? To nie ty tu jesteś od stawiania warunków, tylko ja.
Przetarła oczy kręcąc głową. Nachyliła się do paczuszki, by ją podnieść, a jej twarz wyrażała ból braku wyboru zmieszany ze złością.
- Zapamiętam to... - warknęła.
- Mam nadzieję. Co to za lekcja, z której nie wyciąga się wniosków? - odparł beznamiętnie Cyril i spojrzał na zegarek.- Tylko się pospiesz.

***

Ann wróciła przebrana... z wyraźnym poniżeniem na twarzy. Zachowywała się jak kot ubrany dla rozrywki właściciela.
- Nienawidzę cię... - warknęła w stronę Cyrila.
- Doprawdy? Ale to nie ja wpakowałem cię w tą sytuację, tylko twój język. Gdybyś nie mieliła nim tak ostro, to byś nie stała tu w fikuśnej spódniczce i fartuszku. - Cyril rzucił jej szary prochowiec i kapelusz. Przynajmniej poniżenia na ulicy planował jej oszczędzić.
- Nie zdarzyło się nic strasznego... To ten dupek ukolorował. Delikatne ego. - założyła prochowiec - Gdzie idziemy?
- Do klubu dla dżentelmenów. Czas byś odpracowała swój dług.- warknął oschle stary wampir.- Nic się strasznego tobie nie stało, bo koszt twojego pyskowania potrącono z mojej puli zasobów. TYLKO dlatego nic ci się nie stało. I nie ma znaczenia czy tamten przesadzał czy nie, nie ma znaczenia, że to straszny dupek. Wśród Kainitów pełno jest dupków. Jednych możesz ignorować, ale przed innymi należy się płaszczyć… a ty tego nie zrobiłaś.
- I co on by mi zrobił? Co tobie? Będzie płakał ze złości? - parsknęła nakładając kapelusz.
- Prawdopodobnie wyrwałby ci serce. - stwierdził krótko Cyril.- I dosłownie zanim zdążyłabyś to zauważyć. Jest potężniejszym dupkiem niż ty.
- Jak teraz ma wyglądać? - zapytała głucho.
- Będziesz ładnie… wyglądać, ładnie się uśmiechać, usługiwać… głównie to podawać ciasteczka i napoje śmiertelnikom. No i usta mieć zamknięte.- wyjaśnił Cyril wzruszając ramionami. - Robić za kelnerkę.
- Powiedziałeś komuś o mnie?
- Znaczy… że jesteś Kainitką? Pewnie się domyślą, pewnie to ich nie obejdzie.- wzruszył ramionami Cyril wsiadając do swojego cadillaca.

***


Ann nigdy nie była w takim miejscu. To miejsce cuchnęło… naftaliną i starością. Było wiekowe. Fasada budynku była w stylu kolonialnym. Portier w skrojonym z elegancją mundurze był czarnoskóry. Wszystko to aż prosiło się o pikiety lewicowych aktywistów pod drzwiami, albo chociaż jakieś graffiti na ścianach, albo żebraków… bo wchodzący do środka dżentelmeni wyglądali na bogatych i wpływowych. Ale nie… okolica była spokojna, a przechodnie ignorowali budynek. Ann znała ulice w tej części miasta. Było tu kilka modnych butików z odzieżą, ale tego budynku nie kojarzyła w ogóle. Ale przecież musiała go mijać wielokrotnie, wszak nie zbudowano go wczoraj, wprost przeciwnie… to raczej miasto obrosło go ze wszystkich stron.

Wzdrygnęła się. Jak nisko miała upaść dziewczyna ze szlacheckiej francuskiej rodziny?
- Ty naprawdę jesteś mizoginistycznym, starym snobem... - mruknęła do Cyrila.
- Prawdziwym arystokratą, a nie jednym z tych nowoczesnych książątek którym, jedynie pozostała błękitna krew w żyłach zastępująca przy okazji zupełny brak klasy.- poinformował ją starzec.
- Zwykłym zakompleksionym staruchem, który buduje swoje ego na poniżaniu innych.
- Twoja opinia by mnie obruszyła, gdybyś cokolwiek znaczyła. Ale nie znaczysz…- wzruszył ramionami wampir.
Ann nie odpowiedziała.

W środku było dalej stylowo i kolonialnie. Tu Ann musiała zdjąć ten prochowiec i pokazać się publicznie. I wzbudzić umiarkowane zainteresowanie i ledwie parę drwiących uśmieszków.
Służba tu była ubrana podobnie. Od kelnerki miała dłuższą spódnicę, ale to była jedyna różnica między ich a Ann garderobą.
Tutejsi bywalcy, bardziej niż Ann byli zainteresowani snookerem, cygarami, lekturą książek i gazet.

[MEDIA]https://www.washingtonian.com/wp-content/uploads/2015/04/20150428.socialclubs_lede-995.jpg[/MEDIA]

Oraz oczywiście… rozmową. Ann stała się szybko dla nich niewidzialna, jak reszta służby. Co najwyżej przywoływali ją palcami oczekując że doleje im alkoholu do kieliszków, zapali cygaro czy wykona inną podobną czynność.
Wzrok Ann był przesiąknięty pogardą. Była obrzydzona i zła na Cyrila. Ogarnęła wzrokiem próbując określić, kto jest śmiertelny. Cóż… goście wszyscy niemal byli po sześćdziesiątce, starzy i zasuszeni. Krwi nie pili, konserwowali się whisky i innymi drogimi trunkami.
Ani chybi to obleśne mumie trzymające pokojówki w piwnicach i stawało im od pejczy i łańcuchów.
- Będziesz usługiwała mnie i moim przyjaciołom w jednej sali. To nic trudnego, przynieś, odnieś, podaj… wszystko z uśmiechem przyklejonym do twarzy i ignorowaniem macania po udach i tyłku. Choć nie liczyłbym na to. - zażartował ironicznie Cyril wyjaśniając jej obowiązki.- I z ustami zasznurowanymi. Jedyne co wolno ci powiedzieć, to… “Oczywiście sir, zaraz podam”. I podobne komunikaty. Zrozumiałaś?
- Naprawdę sądzisz, że będę uległa dla tych impotentów? - syknęła przez zęby.
- Jeśli chcesz aby nasza dalsza współpraca trwała, to tak… będziesz uległa i będziesz się uśmiechała. To test… ostatnia twoja szansa. - odparł beznamiętnie Cyril. - Na co mi nieużyteczne narzędzie?
- Zrezygnuj z tego... - szepnęła błagalnie - To nie skończy się dobrze…
- Nie. Czas żebyś nauczyła się trzymać nerwy na wodzy, a język za zębami. Pamiętaj, że większość tych… impotentów, może zgasić twoją nieśmiertelną iskrę niczym płomień świecy.- odparł Tremere. - Może to cię zmotywuje.
- I jeszcze żyjący tu są…
- No i ? Doprawdy… przywiązujesz sprawę do detali nie mających znaczenia. Nikogo nie obchodzi twój stan. - westchnął stary wampir.
- Miejmy to za sobą…
- Mhmm…- Cyril ruszył przodem, a Ann za nim.

***

Przyszło jej usługiwać starym prykom, z uśmiechem na ustach gotującym się gniewem pod powiekami. Robota uciążliwa nie była, za to prosta i nudna. Ot, podaj, odnieś, napełnij i zapal podstawione cygaro lub fajkę. Nie mogła się nawet wykazać swoimi talentami oratorskimi i zdolnościami do manipulacji, bo… wszelkie jej odzywanie się kończyło się karcącymi spojrzeniami. Panowały tu stare kolonialne zasady, służba nie była ludźmi tylko ruchomymi narzędziami. Miała się ładnie prezentować i wykonywać zadania. Jedynie odzywki jakie tolerowano, to “Yes sir” i “Yes ma’am.” Ba, do Ann najczęściej nikt się nie odzywał, by nie przerywać rozmowy… Za to stosowano gesty, pokazywano co ma wynieść, co ma przynieść, co napełnić. Popędzano ją klepnięciami, jak niesforną klacz. Rozmowa starych pryków z początku interesująca, szybko stała się nużącym bełkotem. Problem polegał na tym, że Cyril i jego kółeczko wzajemnej adoracji rozmawiali stosując terminy i porównania całkowicie dla nich zrozumiałe, ale dla niewtajemniczonej Ann… cóż, równie dobrze mogliby mówić o teorii strun czy fizyce jądrowej. Zrozumiałaby tyle samo. Jedyne co udało się jej wywnioskować to to że mówili o magicznych praktykach i tradycjach dawno wymarłych cywilizacji lub takich, o których nie wiedziała. Terminy wpadały jej jednym, a wypadały drugim uchem… co za męczący, poniżający i bezproduktywny oraz bardzo długi wieczór.

Ann zachowywała się bardzo posłusznie i nie okazywała niechęci gościom, wykonując polecenia i głównie milcząc, nawet gdy popędzano ją klepnięciami. Jedynie, gdy skrzyżowała wzrok z Cyrilem mógł on zobaczyć jej złość i odrazę, co zaraz ukryła pod maską dla gości. Na zakończenie spotkania skłoniła się podlegle znajomym Cyrila nim poszła za starym Tremere.
Dopiero na zewnątrz, gdy odsunęli się poza zasięg uwagi, Ann wykonała swój ruch.

***

Pociągnęła Cyrila na bok i pchnęła go na ścianę, trzymając za kołnierz pod szyją.
- Skurwiel... - poniżona wampirzyca warknęła nisko.
- Na kolana.- burknął wampir i kolana Ann się ugięły gdy opadała przed nim. Starzec wyrwał kołnierz z jej chwytu i patrzył jak caitifka przed nim klęka.- Myślisz, że masz prawo do humorków? Jesteś nikim. Słabą i tchórzliwą Kainitką. Nie możesz sobie pozwolić na takie wyskoki, zwłaszcza wobec stojących wyżej od ciebie w hierarchii. Nie jestem ulicznym krwiopijcą, byś mogła mi grozić. Zapamiętaj to sobie, bo następnym razem nie będę tak wyrozumiały.
- Jestem kainitą, jak ty. Nie pozwolę się tobie czy nikomu innemu traktować jak śmieć. - warknęła wściekle.
- Nie… nie jesteś taka jak ja. Jesteś młoda, słaba i niedoświadczona. I jeśli chcesz dożyć następnego stulecia naucz się właściwie oceniać swoje możliwości i szanse. Inaczej będziesz miała szczęście jeśli tylko zakończysz taki wyskok na klęczkach. - odparł złośliwie wampir spoglądając na Ann z góry. - Przeżyj trzy stulecia, rozwiń swoją potęgę, a wtedy pogadamy o tym czy dotarłaś do mojego poziomu… czy nadal jesteś jedną z tych krwiopijców, którzy muszą służyć by istnieć dalej.


- Ty też nie dotarłeś wysoko, podnóżku Regenta. - wyrzuciła z siebie.
I została spoliczkowana za tą uwagę.
- Nadal wyżej od ciebie, skoro tu klęczysz przede mną i na mojej łasce.
- Łasce... - prychnęła - To czy ty jesteś na łasce Augusto?
- Jest regentem trzeciego kręgu. Najwyższego kręgu w Nowym Jorku. Jest zwierzchnikiem wszystkich członków mego klanu. Nie jestem na jego łasce, tylko jego podwładnym. Gdyby mógł się mnie pozbyć, to by to dawno zrobił. Ty natomiast… - odparł uśmiechając się złowieszczo.-... jesteś pod moją opieką. Ja oceniam, czy przestrzegasz zasad Maskarady i postępujesz tak jak powinien członek Camarilli. Mogę cię po prostu zabić i skłamać, że knułaś z Sabatem. Twoja egzystencja jest na mojej łasce. Pojmujesz różnicę caitifko? Czy mam ci przeliterować?
- Ja mam z tobą współpracę. Ty jesteś sługą regenta. - prychnęła.
- Nie. Ja łożę za twoją lojalność wobec Camarilli i w każdej chwili mogę cię unicestwić. Rozbestwiłaś się przez ostatnie kilka miesięcy.- stwierdził znużonym głosem starzec.

- Bo zaczęłam dbać o swoją godność? - zapytała prześmiewczo - Pokazuję, że nie dam sobą pomiatać?
- Bardzo o nią dbasz… klęcząc przede mną jak niewolnica. - zakpił Cyril i pstryknął palcem nos Ann. - Skoro dbasz o godność, to dbaj o nią rozsądnie. Nie pyskuj potężniejszym od siebie, jeśli chcesz dożyć następnej nocy.
Fuknęła, chcąc wstać. Ale nie mogła.
- Czemu tak cię zabolało, że postawiłam się tamtemu wampirowi?
- Bo musiałem ratować sytuację i narażać swoje interesy, by ratować twoją skórę. - burknął Cyril spoglądając z góry. - Bo nie myśl sobie, że wyszłaś bez szwanku, tylko dzięki swojemu językowi. To ja musiałem nadstawiać kark za ciebie.
- Co niby zrobiłeś?
- Skorzystałem z wpływów, by tamten zaniechał zabicia cię podczas najbliższej nocy. - odparł stary Tremere. - Osobiście lub przez najemników… ot, taka kara dla tych, którzy przekraczają granice. Jak ty.
- I czemu na tyle ci zależało? - wampirzyca powoli uspokajała się.
- Nie lubię nie mieć racji. I nie lubię tracić interesów, w które zainwestowałem czas i wpływy. - wyjaśnił spokojnie Kainita.
- Racji?
- Nieważne. - Starzec ruszył w kierunku samochodu, po chwili przypominając sobie że Ann nadal klęczy. - Możesz wstać.
Ann szybko wstała i poszła za Cyrilem.
- Spłaciłam dziś ten dług? Zachowywałam się jak miałam? - zapytała kwaśno.
- Tak. Postaraj się nie musieć kolejny raz go zaciągać. Niemniej strój zachowaj. A nuż ci się przyda. - zadrwił ironicznie Tremere.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 12-11-2022 o 16:38.
Zell jest offline