- Hejże! Wara mnie od ziarna, to dla koni! – krzyknął podstarzały i lekko brzuchaty jegomość. Mężczyzna wymachiwał kijem w powietrzu, markując że niby w plecy celuje. Bić po prawdzie nie chciał, gdyż doskonale wiedział iż wszystkim już głód w oczach widać. No .. może poza Panem, jego rodziną i najbardziej zaufanym ludkom. Cała reszta pospólstwa już tylko lebiody i perzu po łąkach z utęsknieniem wypatruje. Z zapasami zimowymi już licho, na plony jeszcze za wczesno, a żryć co trza. To też chłopi, co do roboty konkretniejszej nie zostali jeszcze zagonieni, a marno im tam w chałupach siedzieć, chodzą i szczęścia szukają po okolicznych łąkach i lasach. Czasami jeno chwila, a bywa że dłużej, a nawet i cały dzień ich nie ma. Wracają to tem źli i głodni, albo … trochu mniej źłi i nieco mniej głodni. Co odważniejsi, lub głodniejsi zapędzają się dalej….dużo dalej.
Jak z procy wystrzelony wleciał do wsi chłopek, ale tak że jakby kto go gonił, lecz niczego ani nikogo za nim nie było. Dzieciak był zdyszany, i ledwo cedził słowa:
- Tam …. Gościńcem…. ze dzienia … mniej niźli … ćwierć … piechtą …. jak żem … szedł ... jest ta …. Wieś … Ssssiee ….SZsie - No Sieperting, mniejsza, odsapnij żesz i gadaj tędy co tam – odezwał się Edgar, meżczyzna z drągiem, taki trochę ni to cieć, ni sołtys, co go Pan na włościach mianował, aby chopów trzymał w ryzach.
Dzieciak uspokoił oddech, wyprostował się i kontynuował.
- No i tam, to gdzie ta wieś, to tam chyba lipij niźli u nas. Żarcia więcej im ostało po zimowaniu. Sam ja widzał krasule co się pasła, odżywiona taka, a nie jak te nasze chude szkapy. Za letniego czasu to tak, ale teraz? I ze chat się zapach taki gonił że hej! Nie licho chlyp rychtują. To se sobie pomysłał, że podejdę, sprawdze czy mnie już z głodu nie mami, no i takiem uczynił. Tylko że nie uszedł żem zbytnio bo w chaszczach miast liści sznunek był i cymbałki jakie w jego wplecione, i jak ja krok w przód to one natarabaniły, psy szczekać poczęły, a ludy raban robić, że ja z tego wszystkiego uciekł. I biegłem ja aż do naszych nie doszłem.
- ….Eh, głupiś. I po coż uciekął, he? Trzeba było poczekać, pokazać się, zagadać, toć wojny żadnej nie ma, nie ubiliby na miejscu. A tak to okazja przepadnęła, a i pewnie plota poszła że my z Trogen to napadać sąsiadów chcielim. No ale nic to, krucho u nas ze strawą, a skoro je szansa to kogoś … obrotniejszego poślim. Dwóch chętnych poczeba, no chyba że trzech, jak się boita. Zgłaszacie się sami czy mam wybierać som?