____
9.1
Pierwsze ptasie trele zaczęły wybrzmiewać, gdy inkwizytorzy zaczęli przypatrywać okolicę. Szarzejące każdą chwilą niebo zapowiadało rychłe nadejście świtu. Nie trzeba było wyśmienitego tropiciela, aby tropy odczytać i najprawdopodobniejszy przebieg zajść ustalić.
Bandyci ukryci pośród drzew znienacka zaatakować niewielką grupę, która tędy przejeżdżała. Walka musiała być zażarta, bo choć ktoś jej ślady próbował zatrzeć, to w wielu miejscach plamy krwi pozostały, końskie kopyta w miejscu okręgi znaczące i strzępy ubrań udało się inkwizytorom znaleźć.
- Mein herr - odezwał się Bode, który niczym gończy pies głową po trakcie rył - ZNać, że tu bitka niezgorsza była. Poszczerbili się bandyci podróżnych i jednego z nich, martwego w zagajnik wlec zaczęli. Reszta pewnikiem zbiec zdołała.
- Prowadź - rozkazał Jung, nadal bacznie się okolicy przypatrując.
Nic niepokojące nie dostrzegł, ale podobnie jak Bode, on też przykry odór śmierci czuł.
****
Pośród leśnej, bujnej ściółki trudniej tropem podążać było. Bode, jednak nie zawiódł i doprowadził wysłanników zakonu Ognistego Serca do miejsca tyleż osobliwego, co plugawego i złą magią skażonego. Nawet ci na wiatry magii nie czuli byli, wstrętny odór spaczenia wyczuli. Mieszał się on z żywicznym aromatem i dławiącym zmysły odorem śmierci.
Prowadzeni przez sługę Junga, inkwizytorzy na niewielkiej polanie się znaleźli. Na niej to, ktoś krąg zapewne magiczny wniósł. Głazów kilka w odpowiedniej konfiguracji ułożył i pośród nich ciało zabitego nieszczęśnika ułożył.
Zezwłok na omszałym kamieniu spoczywał. Głowę ku ziemi miał skierowaną, a nogi ku niebu. Przy skale ofiarnej dwa totemy, czy też znaki magiczne ustawiono. Jeden po prawej, a drugi po lewej stronie. Z patyków uschniętych oba uczynione zostały i niemal bliźniacze figury przedstawiały. Uważne spojrzenie pozwalało drobne różnice pomiędzy nimi dostrzec, jak matka co synów swych bliźniaczych zawsze rozpozna, tak i tutaj wychwycić się dało odmienności pomiędzy dwoma totemami.
- Jak nic, to plugastwo dziełem jest tego, którego szukamy - skomentował Bode - Temu nieszczęśnikowi już nie pomożemy. Lepiej więc w ten przeklęty krąg nie wchodzić - dodał.
Jung z miejsca poznał, że sługa jego wierny, mocno zląkł się heretyckich praktyk, choć w obcowaniu z plugastwem dość był oswojony. Widok jednak wypatroszonych zwłok w ofierze złożonych, mocne wrażenie na każdym wywoływał. W tym momencie dobitnie inkwizytorzy zdali sobie sprawę, z jak nikczemnym i potężnym przeciwnikiem przyszło im się mierzyć.
Trzech mężczyzn spoglądało z zadumą na koszmarny i przerażający swym bestialstwem kamień ofiarny, gdy z pobliskiej gałęzi zerwał się do lotu kruk, niczym węgiel czarny. Wylądował on na czaszce nieszczęśnika i po tym, jak powiódł wzrokiem po zebranych zaczął jego oczodoły dziobać.
____
9.2
Atmosfera pod wrotami świątyni zaprawdę osobliwą była. Carl wycofał się w zacienioną alejkę i wszystko ze spokojem obserwował. Jak każda osobliwość, tak i ta w świątyni Sigmara szybko, mrowie gapiów zgromadziło. Ludziska jeden przez drugiego swoje przypuszczenia o przyczynach tego niecodziennego zachowania reszcie zebranych wykładając.
Skell czekał cierpliwie i nawet, gdy wśród gawiedzi pojawili się strażnicy miejscy, to nie zareagował. Cierpliwie obserwował.
Gdy ze świątyni jeden z zakonnych braci się wyłonił i coś szeptem do dowódcy patrolu mówił, to Carl tylko ucha mocniej nadstawił.
- Delikatna, to rzecz panie oficjerze.
– Żaden ze mnie oficer - zaoponował strażnik i dodał - Mówcie braciszku w czym rzecz, bo się ludzie zbierają i dziwują temu wszystkiemu.
- Długa to historia. Sęk jednak w tym, że musimy cichaczem ze świątyni pewnego chorego człowieka wynieść.
- To wynoście. Eskortę wam mogę zapewnić. Żaden problem.
- Rzecz w tym, panie oficerze, że to człek obłąkany. Bez ładu i składu wrzeszczy i plugastwa różne wygaduje. Zgorszenie to dla wszystkich być może.
- To knebel do gęby i po sprawie.
- Knebel… ta… niby tak…. - odparł z wyraźnym zakłopotaniem na twarzy sigmaryta - Rzecz w tym, że on jakby poprzez same myśli się komunikował. Usta mu żeśmy zatkali, a i tak jego głos do naszych uszu dociera.
Oczami ze zdziwienia wyraźnie powiększonymi spojrzał dowódca straży na swego rozmówcę i mig pojął, że ta prosta z pozoru sprawa znacznie przerasta jego kompetencje.
Nim jednak słowa rzec zdołał, wrota świątyni się rozwarły i drugi kapłan z nich w popłochu wybiegł.
- Uciekł Uciekł kurwi syn.
Carl spostrzegł kątem oka, jak jakaś sylwetka z jednego na drugi dach skacze.
- Patrzcie! - krzyknął jakiś fircyk - Tam! Tam jest!
Starszy, półnagi mężczyzna z rozczochranym włosem, niczym zwinna wiewiórka z dachu na dach skakał.