Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2022, 16:32   #25
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Gdy tylko tłumek się rozpierzchł po salach Borkowski ruszył w kierunku Nowego. Bardziej wkurzony teraz na niego za wymuszone spotkanie z pośmiewiskiem szkolnym niż za cokolwiek innego.
- Coś kurwa za jeden - wypalił nie zastanawiając się - i czemuś się nas tak czepił?!

Chłopak zaczął podnosić się już z podłogi, ale ledwo stanął na nogi, niemal natychmiast zastygł w bezruchu. Ostre słowa Jacka sprawiły, że Nowy kompletnie znieruchomiał. Przez ułamek sekundy obaj gapili się na siebie, jakby jeden drugiego chciał przejrzeć na wylot. W tej wymianie spojrzeń było więcej treści i słów niż jest w stanie pomieścić niejedna rozmowa. Nim którykolwiek zdążył się odezwać, po korytarzu rozległ się głuchy huk.
Nowy wyciągnął przed siebie prawą dłoń i wskazał palcem na Agnieszkę, która bez świadomości runęła na ziemię.
- Myślę, że nią się powinniśmy teraz zająć. Jeśli chcesz mnie pobić, to możesz zrobić to później.

Karol widział to kątem oka, lecz nie zdążył zareagować. Agnieszka runęła na podłogę, a on natychmiast do niej podbiegł.
- Ja się nią zajmę! - Krzyknął w eter. - Nie daj mu uciec. Aga co co jest? - Klepnął koleżankę po policzkach. - Halo? Halo? Jesteś tu?

Dziewczyna ani drgnęła. Jej policzki były zimne i sztywne, jakby stała na trzydziestostopniowym mrozie przez ostatnie pół godziny. Po plecach Karola przeszedł dreszcz. Dłonie zaczęły mu się pocić, a w klatce piersiowej poczuł ukłucie strachu, które ubodło go prosto w serce. W momencie przypomniał sobie, jak jakieś pół roku temu na sali gimnastycznej odbyły się pokazy strażackie. Wśród nich też prezentacja udzielania pierwszej pomoc. Barczysty, szpakowaty gość, ubrany w strażacki kombinezon na manekinie bez rąk i nóg, którego nazywał fantomem Jackiem pokazywał, jak zabezpieczyć osobę, która zemdlała do czasu przyjazdu pogotowia ratunkowego. Wtedy dla Karola bardziej istotne było to, że manekin został nazwany Jackiem, a nie czynności, jakie trzeba wykonać i ich kolejność. Bardziej liczyło się mógł bezkarnie dogryzać koledze, niż jakieś udawanie, że się ratuje gumową lalkę.

Karol wyglądał właśnie jakby próbował sobie przypomnieć coś na teście, czego nigdy się nie nauczył. Z całych sił skupił swój umysł, jednak nic to nie dawało. Stan koleżanki bardzo go zmartwił, ale mimo wszystko nie za wiele wiedział co powinien teraz uczynić. Kontynuował, więc swoje wcześniejsze działania.

Tymczasem Jacek, widząc że Karol zajął się koleżanką, po sekundzie zawahania, czy powinien mu pomóc, napędzany adrenaliną zaczął działać. Złapał Nowego za wszarz i przyciągając go do siebie tchnął mu prosto w twarz na jednym wydechu.
- Coś kurwa za jeden, przez ciebie pizdo dostaliśmy wciry, odpierdol się od Agi, ona jest nasza!
Nabrał powietrza i potrząsnął nieznajomym.
- Rozumiesz?

Chłopak milczał, nadal wpatrując się w oczy Jacka, jakby przez nie chciał się dostać do wnętrza czaszki i skraść mu duszę. Jego ciało pozostało nieruchome i Borkowski czuł, że nie stawia on najmniejszego oporu. Twarz Nowego nie zdradzała żadnych emocji, jakby w jednej chwili stała się czystą kartą z jego sztuki.
- Bij - szepnął chłopak - Bij śmiało, ale wtedy staniesz się dokładnie taki sam jak tamci bandyci.

Zachowanie Nowego i jego spokojne słowa w jakiś przedziwny sposób odebrało Borkowskiemu całą werwę. Jacy bandyci?. Ciągle trzymał go za kołnierz ale już z mniejszym przekonaniem. Cała para z niego zeszła.
- Czego chcesz? Coś się nas tak czepił?
- Porozmawiamy, ale najpierw ona
- Nowy wskazał głową nadal leżącą na podłodze Agnieszkę.
- Od niej się odchrzań, rozumiesz?

Agnieszka westchnęła a potem otworzyła oczy. Rozglądała się, zdezorientowana, dookoła, starając się zrozumieć, czemu świat przybrał tak dziwną perspektywę.
- Co… - chciała zapytać, kiedy jej wzrok napotkał spojrzenie Nowego. Miała wrażenie, że unosi się nad nią.
- Cześć - powiedziała.
Jacek puścił kołnierz chłopaka gdy tylko Aga się ocknęła, jakby nie chciał by zauważyła, że go trzyma.
- Cześć - odpowiedział Nowy uśmiechając się szeroko, jakby właśnie ujrzał wschodzącą jutrzenkę. Zignorował przy tym, całkowicie złowrogą minę Jacka - Cała jesteś? Nieźle grzmotnęłaś?
- Co? -
zapytała znowu. Świat wirował, nie wiedziała czy ciągle tańczy, czy może ciągle śni ten dziwny sen.
- Agnieszka - przedstawiła się. - Czy już poszli?
Zorientowała się, że leży na podłodze . Dziwne. Przekręciła się na bok, podciągnęła nogi i usiadła.

- Dobrze się czujesz? Znowu byłaś cała lodowata. Ty chyba naprawdę jesteś chora. - Powiedział z przejęciem w głosie Karol.
- Dobrze. Dziwnie. Kręci mi się w głowie, jakbym za długo jeździła na karuzeli . Miałam dziwny sen.. - zaczęła, ale kłótnia chłopaków jej przerwała.

- To przez ciebie! - warknął Borkowski wwiercając wskazujący palec w pierś Nowego. - Za każdym razem gdy cię widzi robi się zimna!
- Robert -
odparł chłopak wychylając się zza ramienia Jacka, który nadal niczym najprawdziwszy bodyguard, własnym ciałem osłaniał koleżankę. - Dobrze, że nic ci się nie stało.
- Miło Cię poznać - Agnieszka przytrzymała się ściany i wstała. - W której jesteś klasie? - miała nadzieję, że nie jest zbyt nachalna i nie zniechęci Nowego… Roberta do siebie.
- W ósmej - odparł chłopak. Chciał coś jeszcze dodać, ale na schodach zadudniły czyjeś kroki. Robert spojrzał w tamtą stronę i rzucił - Hightower idzie, uciekajcie do klasy.
- Jasne
- posłusznie skinęła głową Agnieszka i zaczęła iść w stronę sali.

- Taaa, jasne - sapnął Borkowski i łapiąc Nowego za szmaty wepchnął go do damskiej ubikacji. - Nie skończyliśmy pogawędki - syknął mu do ucha, oglądając się za siebie czy Karol i Aga wejdą za nim czy zdezerterują.
- Ej! - zaprotestowała Agnieszka, materializując się nagle za plecami Jacka. Złapała go za ramię. - Co mu robisz? Przestań natychmiast!
- Jeszcze nic
- syknął zapytany zabierając ręce od Roberta i podnosząc do góry, w geście "nic mu nie zrobię". - Chcę tylko porozmawiać. Zadać pytania na które spodziewam się odpowiedzi. Bez żadnych szyfrów i mrugania latarką po nocy, okej? Karol, który pojawił się w łazience moment za Agnieszką, którą ciągle obserwował, czy aby na pewno dobrze już się czuję, przytaknął Jackowi.
- Racja. Pora wyjaśnić kilka kwestii!
- Powiedział ze złością. - I radzę odpowiadać prawdę, bo nie jestem w humorze.

Gdy wszyscy znaleźli się w damskie ubikacji nastała cisza, która dudniła im w uszach nieprzyjemnym echem. Przez chwilę poczuli się, jakby znaleźli się pod wodą. Paskudna ceramika, rodem z głębokiego peerelu, zdobiła ściany i sprawiała, że w pomieszczeniu panował drażniący chłód. Agnieszka instynktownie, splotła ręce na piersiach i wtuliła głowę w ramionach. Jacek i Karol poczuli, jak lodowaty dreszcze przebiega im od potylicy w dół, wzdłuż całego kręgosłupa. Ich zacięte miny dobitnie pokazywały ich determinację i rozjuszenie.
Robert, który wciąż był dla nich Nowym i stanowił istną Enigmę, stał naprzeciwko nich z miną, która nie zdradzała absolutnie żadnych emocji.
- Nic wam nie zrobiłem i nic wam nie jestem winien - rzucił pewnym siebie głosem - Gdybyście przyszli, jak prosiłem, to byście wszystko zrozumieli - dodał po chwili i w tych słowach była wyraźna nutka żalu i jakiejś niezrozumiałej do końca pretensji.

Nim ktokolwiek odpowiedział na jego wyrzuty, światło w ubikacji nagle zgasło, jakby ktoś w nadprzyrodzony sposób zarzucił gruby koc na ich szkolną klatkę.
- Wo sind sie? Sie müssen hier irgendwo sein. Alles durchsuchen! - dobiegło gdzieś od strony drzwi prowadzących na korytarz.

- Ktoś idzie. - Stwierdził półszeptem Karol i skierował się w stronę jednej z kabin. Już dosyć sporo tematów kręciło się wokół jego osoby. Brakowało tego, aby któryś z nauczycieli przyłapał go jak próbuje pobić nowego ucznia w damskiej ubikacji.

Agnieszka - choć ciągle nieco oszołomiona - rozumiała więcej. Zimno, ogarniające całe ciało, głosy po niemiecku…
Przykucnęła, zacisnęła powieki i zakryła uszy.
- To tylko sen – powtarzała. – To się nie dzieje naprawdę. To tylko sen.
- Znowu?
- stęknął Jacek. - Znowu? - Przysunął się do spękanych, zimnych kafli na ścianie i czekał z łomoczącym sercem, starając się przebić wzrokiem panującą ciemność.
- Jaki sen? Co znowu? - Zapytał zdezorientowany Karol.
- Cicho - szepnął Robert - Bądźcie cicho, proszę.

Jego słowa zlały się niemal w jedno ze stukotem podkutych butów. Odgłos ten w jakiś niepojęty sposób powodował ciarki na plecach przyjaciół i powodował, że ich wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach. Wystawione na tak ekstremalne warunki umysły młodych ludzi zaczęły wbrew ich woli produkować obrazy przesycone okrucieństwem, brutalnością rodem z filmów wojennych.

Borkowski zagryzł dolną wargę. Poczuł metaliczny posmak. Powoli osunął się po ścianie i usiadł na zimnej podłodze. Czekał, starając się nawet nie oddychać. Karol w ten czas zamknął za sobą wymacane w ciemności drzwi jednej z kabin toalety, po czym wskoczył na zamknięty sedes i przykucnął na nim przyjmując pozycję bliską do embrionalnej. Ciemność w dzień, dziwne myśli. Nie wiedział co się dzieje.

- To tylko sen. To nie jest prawdziwe - powtarzała skulona pod ścianą Agnieszka, rozpaczliwie próbując przekonać swój umysł, aby wypuścił ją z tego szaleństwa.

Czas zastygł w miejscu. Dojmujący chłód i nieprzenikniony mrok zawładnęły całym światem. Sekundy upływały w rytmie ich doniośle bijących serc. Każdy samotny i pozostawiony sam na sam z własnymi myślami i strachami.
A dudnienie podkutych butów coraz głośniej rezonowało od ścian i atakowało ich uszy, powodując napływ kolejnych fal przerażenia.
- Herr Sturmhauptführer. Ich fand. hier versteckt! - krzyknął ktoś.
- Die Tür einschlagen! - padł w odpowiedzi krótki rozkaz, a po chwili ktoś zaczął walić w drzwi.
- Geh alle raus! - ryknął ktoś próbując przekrzyczeć nieustające walenie.

Borkowski zatkał uszy dłońmi starając się odciąć od przerażającego hałasu.

Zaklinanie rzeczywistości nie pomagało, agresywne, pobudzone głosy były coraz bliżej , dołączyło walenie. Nie pomagało wciskanie głowy głęboko w ramiona i zatykanie uszu. Majaki nie chciały minąć i choć Agnieszka nie znała niemieckiego, to wydźwięk całej sytuacji był dla dziewczyny oczywisty – szczególnie w kontekście tego, co przerabiali właśnie na historii. Okupacja, wojna, pacyfikacja getta, powstanie. Oczywiście, było to niemożliwe, bo to wszystko było kiedyś, wieki temu, w właściwie 50 lat. Jej ojciec miał nieco więcej.
- To nie jest prawdziwe – powtórzyła, jeszcze mocnej wciskając się w ścianę. Była przerażona.

Niemiecki. Język dla Karola jeszcze bardziej obcy niż inne. Z brzmieniem, które zawsze było jak rozkaz. Rozkaz czegoś złego. Połączenie tego wraz z ciemnością, zimnem przyprawiało o ciarki i szaleństwo. Może rzeczywiście to jest sen? Może to się wcale nie dzieje naprawdę, a jest zwykłym koszmarem, tak jak mówi Agnieszka? Może jeszcze się nie obudził po nocnym czuwaniu i umysł płata mu figle. Trzeba się z tego wybudzić, ale Karol niestety nie wiedział jak. Skulony w przykucu na damskiej ubikacji, zaczął szczypać swoją skórę, aby sen na jawie się skończył.

Szorstka pętla strachu coraz mocniej zaciskała im się na szyjach. Powietrze wciągane gorączkowo w płuca wydawało się jakby rozrzedzony, niczym w wysokich górach. . Przez co czuli się, jak ryby wyrzucone na brzeg usiłujące ze wszelkich sił zaczerpnąć tlenu. Ci, którzy dobijali się do drzwi nie ustawali w wysiłkach, aby czym prędzej je sforsować. Ponaglania i rozkazy wypowiedziane w ostrym, jak brzytwa języku niemieckim, raniły nie tylko uszy, ale też potęgowały strach i napływ niepokojących i dojmujących myśli i wyobrażeń.

Nagle pośród absolutnego mroku, pojawił się wąskim niczym włos promień światła. Wyglądało to tak, jakby ktoś lekko uchylił grubą kurtynę oddzielającą ich od realnego świata, gdzie króluje słoneczny blask.

- Chodźcie - usłyszeli głos Roberta dobiegający, gdzieś z oddali.

Głos Roberta przebił się przez ciemność i hałas otaczający Agnieszkę. Dotknął jej przerażonego jestestwa w miękki i kojący sposób. Niósł nadzieję i otuchę. Napięcie w ciele dziewczyny opadło, odsunęła ręce od głowy, uchyliła zaciśnięte powieki. Nazistowskie głosy stały się elementem tła , nieistotnym i nieznaczącym. Najpierw zauważyła smugę jasności, a dopiero potem dotarł do niej sens słów Nowego.
- Chodźcie – powtórzyła bezwiednie, a potem znów, z większa mocą. – Chodźcie!
Podniosła się z kafelków przytrzymując zimnej ściany, kolana jej drżały, ale dała rade się utrzymać.
Poszła w stronę smugi i głosu.

Karol nie zwracał uwagi na słowa Nowego. Co on mógł im pomóc, ale zaraz po nim usłyszał głos Agnieszki, która powtórzyła jego słowa. Uniósł on głowę, wcześniej wciskaną między nogi. Do ściśniętych oczu dotarł promień światła, który przebijał się górą i dołem kabiny. Bez wahania Zamojski zeskoczył z toalety i otworzył drzwi. W ciemności ujrzał sylwetkę koleżanki udającej się do światła. Światło uspokajało, ale z drugiej strony tego właśnie chciał Robert, aby tam pójść… i w tym momencie doszło do głowy Karola, że to może jest jedną z jego sztuczek? Tyle że większą, niż ta z kartami. To on za tym wszystkim stoi.
- Nie! - Zawołał do Agnieszki. - To pułapka. To Robert chce, abyśmy tam poszli! To jego sprawka! - I mimo swoich słów, zrobił krok w stronę promienia. Jeden głos w jego głowie podpowiadał, że to zasadza, lecz instynkt mimowolnie skierował go w stronę światła, które było bezpieczniejsze niż krzyki i mrok.

Borkowski miał całkowicie dość szwabskiego ujadania i łomotu za drzwiami. Jasna smuga światła w panujących ciemnościach była jak wyciągnięcie ręki. Nie zastanawiał się długo, gdy zobaczył Agnieszkę i Roberta idących w jej stronę. Zerwał się chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce, bojąc się, że jeśli zostanie tu chwilę dłużej to drzwi ustąpią pod naporem i stanie się coś złego. Bał się, że go tutaj zostawią, znikną w świetle, które zaraz zniknie. Nie myślał racjonalnie. Pobiegł w ich stronę i gdy usłyszał protest Zamojskiego wpadł na niego popychając go w stronę jasności.

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline