Krwawa jatka
Jersey Downside
Aidan mruczał melodię pod nosem, ładując przeciwpancerne pociski w pistolety wprawnymi ruchami, powoli i miarowo przyspieszając kroku im bliżej im było do datozbioru, gdzie jakiś randomowy Bozo postanowił sobie umilić czas radosnym mordowaniem losowych osób. Cóż, dzień jak codzień w Night City, gdyby nie to, że Miguelito i Hwang tam byli, Kallister wcale by się nie przejął strzelaniną. Sytuacja była jednak inna, trzeba było zagrać kartami, jakie przydzielił los.
A jak już o graniu mowa, to gdy krzyki i strzały były już za rogiem, Aidan odpalił
muzykę bojową w głowie. Mentalnie, rzecz jasna - nie był na tyle głupi, by wygłuszać własne zmysły realnymi dźwiękami. Czasami mogło to stanowić o życiu lub śmierci. A Ganimedes nie miał w planach umierać z rąk jakiegoś pojebanego klauna.
Dlatego też, istny dżentelmen, puścił Cat przodem, pozwalając solosce na ściagnięcie na siebie ewentualnego ołowianego powitania.