Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2022, 11:02   #533
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
I Bóg powiedział: Oto dałem wam wszelkie rośliny wydające z siebie nasienie, które są na powierzchni całej ziemi, i wszelkie drzewo mające owoc drzewa, wydające z siebie nasienie – będą one dla was pokarmem.
Księga Rodzaju rozdział 1 ,wers 29

Ludzie potrzebowali przerwy. Konie też. Zatrzymali się więc całym korowodem w jedynym dworku przy drodze do celu. Dworek ów zwał się Żółte Kaczeńce. Nazwa ta nijak się miała do wyglądu. Jeżeli gdziekolwiek były jakieś kaczeńce, to nie przetrwały ciągnących się od początku lata ulew. W tej chwili domek był obrazem rozpaczy. A jednak można bylo się w nim zatrzymać i przenocować.

Posiadał obszerną stajnię i pokoje dla gości. Należał kiedyś do szlachty, która teraz zubożała na tyle, że musiała majątek rodzinny ratować sprzedajac możliwość noclegu pod swoim dachem. I co ciekawe najwyraźniej było to opłacalne. Nikogo z właścicieli domostwa nie było, zamiast tego była służba, która służyła pomocą.

Nawia i Wolrad nie byli zmęczeni. Byli w pełni sił. Jednak zdecydowali się czekać na ludzi. Wolrad czuł, że coś jest nie tak. Jego sierść niemal stawała dęba, jakby w powietrzu miała zaraz nastąpić burza.

Inkwizytorzy zdawali się nie mieć planu. W ostatnich dniach zadali potężne ciosy siłom wroga. Jednak nie mieli pomysłów co dalej.

Nawia miała swój plan. Chciała wykorzystać noc, by przemienić się w formę, jakiej śmiertelnikom będzie ją trudno zaakceptować.

Obydwoje przybyszów z innego świata raczej trzymało się z dala od posiadłości przerobionej na gospodę. Tymczasem w gospodzie na część szlachetnych rycerzy wyprawiono prawdziwą ucztę. Gospodarzem był nie jaki Tomasz Zawadzki, jednak kilkukrotnie podkreślił, że nie jest z tych zawdzkich, co nic nie powiedziało ani Francesce, ani też Bogumysłowi.

Rycerzy rozsadzono przy dwóch szerokich ławach. Trzecią zajęli członkowie Inkwizycji. Anna, Gerge, Walter.

Witold i Hugin pozostali w Płocku wraz z nie zbrojnymi sługami. Jak ich w myślach określała Francesa: z Katem i Trucicielką.

I tym sposobem najpierw podano zakąski. Pajdy domowego chleba ze smalcem, ogórki, płaty mięsa z kaczek i kur. Później podano rosół z gęsi. Każdy mógł skorzystać z dokładki. I niemal wszyscy korzystali.

A potem zaczęły na stole pojawiać się dania główne. Tak, dania. Pieczony jeleń. Dzik faszerowany kaczkami, które faszerowano wątróbką. Sandacz n gotowanych warzywach i jesiotr w glarecie. Zaiste królewska uczta dla sług Pana.

Francesca jadła skromnie, jednak nie odmówiła sobie niczego z propozycji jakie otrzymali.
Bogumysł zaś zjadł ledwie przystawkę. Ponosił on wielką cenę za dary swego Pana. Wszak wszystko co spożywał miło dla niego smak soli. Toteż pozostawił innym możliwość nadrobienia wątłych posiłków.

Zaskakujące było ile osób było w służbie Tomasza Zawadzkiego. Dworek z zewnątrz nie wydawał się tak dostatni. Na koniec wtoczono kilka beczek wina domowej roboty. Bogumysł kategorycznie zabronił żołnierzom spożywania wina, jednak Gerge zauważył, że w wodzie mogą znajdować się rózne złe rzeczy, podczas gdy wino jest dziełem pana. Faktycznie, kilka dni temu kapłan i jego ludzie cierpieli na zatrucie.

Na zewnątrz szałała burza. Jednak w budynku było ciepło i miło. Pierwszy raz od przybycia do płocka byli syci. Niemal zapomnieli o troskach poprzednich dni. W pomieszczeniu paliły się świece. W kominku ogień. Panowała sielanka.

***


Deszcz spływał strugom po pysku Wolrada. Wiatr przeszywał poczuciem zimna. Wilkołak wątpił w to, jakoby ludzie mieli się do czegoś przydać. Byli miękcy. Podatni na śmierć. Też rozkulbaczyli konie i poszli się obżerać. Był pewny, że siedzą tam i jedzą więcej niż powinni. W zabijaniu zwierząt na jedzenie nie było niczego złego. Ale w zabijaniu po to, żeby się obżerać już tak.

Kolejny piorun uderzył niedaleko. Las się bał. Duchy zawodziły.

***


Nawia przygotowywała rytuał. Miała wszystko co trzeba. Ziemie. Deszcz. Wiatr. Mrok. Była niemal gotowa. Zastanawiała się na moment czy o niczym nie zapomniała. I wtedy to się stało… Usłysząła go jak nadchodzi. W deszczu i wietrze usłyszała skradającą się bestię. Odskoczyła wiele nie myśląc. Powietrze rozciął niewieki sztylet. Ale poczuła to… poczuł strach.

Przebiegła obok niej dzieięciostopowa bestia z niewielkim ostrzem. Jednak z ostrzem z czystego żelaza. To był wilkołak.

***


Wojownicy rozluźniali pasy. Masy jedzenia na stole zastępowały kości i ości. Jednak z kuchni dobiegał przyjemny słodki zapach. Po chwili na stoły wjechały wypieki.
- Oto chciałbym, żebyście moi Państwo posmakowali rarytasu nad rrytasy. Specyfik, który posłużył do tych wypieków jest niedostępny w całej europie. A to ciasto zowie się ciastem czekoladowym.

***


Wolrad go nie wyczuł wcześniej. A powinien. Był na siebie zły. Nie usprawiedliwił się deszczem, ani wiatrem. Powinien być czujny. Teraz biegł w stronę Nawii.

Znalazł ją w lesie, na polanie z kilkoma kamieniami rozrzuconymi jakby przypadkiem. Byli jakieś trzysta metrów od zabudowań w których inkwizytorzy ucztowali. Na polanie był też ogromny wilkołak o czarnej sierści. Wolrada zamurowało. Bestia trzymała w dłoniach dwa ostrza. Jedno zupełnie nie wyróżniające się. Proty sztylet z wyciętym jakimś symbolem, którego nie widział dobrze w deszczu. Niemal niknął w ogromnej, pazurzastej łapie.

Druga broń zaś spowodowała, że Wolrad zadrżał mimowolnie. Szeroki miecz o zakrzywionym ostrzu, z czarną szarfą przy rękojeści. Miecz połyskiwał w świetle księżyca. Połyskiwał budząc strach. Kimkolwiek był ich przeciwnik, to dzierżył w dłoni najprawdziwszy Kleiv z grawerem plemienia Panów Cienia.

Wilkołak wtedy go wyczuł i spojrzał. Nie miał oczu. Z jego oczu sterczały dwa czarne niczym obsydian kamienie. Wokół nadal miał zaschniętą krew, świadczącą o tym, że jego oczy zostały wyrwane.

***


Rycerze mieli problem, żeby wstać od stołu. Inkwizytorzy również. Mogliby nie jeść teraz przez conajmniej tydzień. Tomasz Zawadzki klasnął w dłonie i weszła do nich służba. Było ich tak wielu, że za każdym z gości stanął jeden służący.

- Mam nadzieję, że smakowało. Dziękuję, za wzięcie udziału w uczcie - Po tych słowach człek, którego mieli za gospodarza zniknął na ich oczach. Zaś każdy sługa i każda służąca sięgnęła po nóż, żeby poderżnąć gardła gościom.


 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline