02-12-2022, 23:49
|
#341 |
|
"Bogowie sprzyjają śmiałkom..." - powiedział Kapitan Rivera. No cóż, Bertrand miał wrażenie że póki co to mu faktycznie sprzyjali, wychodził cało ze wszystkich bitew i śmiałych misji. Ale finalne starcie było dopiero przed nimi. I mogło się okazać, że różnica między sojusznikiem a wrogiem nie będzie wcale taka oczywista
Miał wrażenie, że nie jest już tą samą osobą, która opuściła rodzinne ziemie w Bretonii, podróże i walki z nieludzkimi bestiami zahartowały go, a przeprawa przez dżunglę nie była pierwszyzną. Wiedział już, jak skutecznie przedzierać się przez gęstwinę i odchylać zbłąkane gałęzie oraz uważać na jadowite gady i inne zagrożenia. Zaletą poruszenia się w nocy był brak upału i tego nieznośnego pocenia się, jednak widoczność też mieli ograniczoną. Nawet jedna z Amazonek, mistrzyń poruszania się na tym terenie, nie uniknęła pułapki zastawionej przez podstępne skinki.
W końcu wyłoniła się przed nimi piramida i Bretończyk przystanął na chwilę, oszołomiony widokiem starożytnej i tajemniczej budowli w świetle księżyca. Oto był ich ostateczny cel, tam kryły się skarby i sekrety które mogły przynieść śmiałkom bogactwo i chwałę, a w jego przypadku też nadzieję na odrodzenie rodowej potęgi...bądź też śmierć. W każdym razie lepiej było skierować się tam najszybciej, miał więc niewiele wątpliwości którą opcję wybrać. Szczególnie że związał swe plany z Vivian i jej ambicjami.
- Ja pójdę z wami do piramidy, myślę że mój rapier zatańczy dzisiaj w świetle księżyca i posmakuje krwi tych obmierzłych gadzich szamanów - stwierdził dumnie, uśmiechając się do Vivian i sprawdzonego podobnie jak on w takich misjach Carstena.
- Powinniśmy starać się podkraść jak nabliżej nie zwracając na siebie uwagi - dodał.
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 02-12-2022 o 23:53.
|
| |