Cała walka przebiegła bardzo szybko. To głównie dzięki Henremu, który manewrował statkiem tak aby jak najsprawniej odpalić salwy z obu burt. Bardzo słusznie! Nie dał hiszpanom czasu na ładowanie, a nigdy nie należy lekceważyć przeciwnika - zawsze mógł to być statek wojenny pełen żołnierzy zamaskowany jako kupiecka miernota... Kirsten widziała to wszystko i rozumiała, ucząc się od swojego ojca.
Gdy huki wystrzałów i szczęki metalu ucichły, nadszedł czas na najlepsze. Plądrowanie!
Jedynie Bonar lubował się w mordowaniu i na tym się skupił, a to się Kirsten nie podobało. Nie lubiła typa.
Kirsten schowała pistolet do kabury i z szablą w dłoni przeskoczyła na drugi statek. Nie miała oczywiście zamiaru nikogo zabijać - ot środek ostrożności.
Była nieomal pewna, że puszczą ocalałych hiszpanów w szalupie, ale największe skarby nosi się w końcu przy sobie, więc zanim to się stanie koniecznym było obszukać delikwentów, a Kirsten zawsze świetnie się przy tym bawiła..
Jednak pierwsze na co trafiła to obficie rozlana po całym pokładzie krew, ranni i zabici.
Dziewczyna wiedziała, że o pirackich rannych zadbają, ale tych kupieckich nikt nie opatrzy, o ile nikt się za nimi nie wstawi.
- Doktore? Medical!? - wypytywała ocalałych członków hiszpańskiej załogi, a ci w końcu jej pokazali… jakiegoś martwego faceta, nafaszerowanego drzazgami. Czyżby to był ich doktor?? Ale zdaje się, że bosman Edmure coś meldował jej ojcu o wezwaniu ich pokładowej "wiedźmy", by zajęła się rannymi.
Kirsten skrzywiła się z niesmakiem w reakcji na tak krwawy widok. Sama nie wiedziała, czy ten ich lekarz potrzebuje medyka, czy raczej księżulka. Ale na szczęście to nie był jej problem. A “wiedźma” już wie jak sobie z tym radzić i na pewno zrobi co będzie mogła. A Kirsten tymczasem... rozłożyła bezradnie ramiona.
Nie chciała dawać hiszpanom zbyt wiele czasu. W takich sytuacjach złoto potrafiło znikać jak nadziewany prosiak wśród wygłodzonej załogi - i to dosłownie, gdyż pewność na zachowanie cennych rzeczy dawało tylko ich połknięcie.
Przy pomocy paru członków załogi, zabrała się zatem za przeszukiwanie pokonanych, poczynając od tych którzy nie ucierpieli. I nie chodziło tu o same kosztowności, a o cały proces przeszukiwania. Jak facet był obleśny, to Kirsten sprawdzała jego palce za pierścionkami, szyję za wisiorkami i kieszenie. Ale gdy facet był przystojny i raczej młodszy, obmacywała go znacznie dokładniej, sprawdzając jak jest umięśniony i czy nie ukrywa w spodniach czegoś ciekawego... Najczęściej na szyjach znajdywała wisiorki z krzyżami. Te drewniane i z metali nieszlachetnych zostawiała, ale srebro i złoto zdecydowanie potrafiła rozpoznać i te naszyjniki zwykle brała już dla siebie.
Tym razem nie trafiła na nic szczególnego. Delikwenci nie trzymali swoich skarbów po kieszeniach i tylko u jednego trafiła na dwa hiszpańskie reale - zapewne zapomniana reszta z jakiegoś zakupu. Żelazne obrączki bez klejnotów i krzyżyki jej nie interesowały więc to zostawiała. Tym razem tylko dwóch miało na palcach złotą obrączkę - skromną, ale zawsze to złoto. Nikt zaś nie był aż tak religijny i nadziany aby inwestować w krzyż zrobiony z metali szlachetnych, a przynajmniej nikt nie miał takiego przy sobie. Co do samych żeglarzy, dominowali mężczyźni w średnim wieku, ale było dwóch takich młodszych i całkiem zadbanych. Kirsten z figlarnym uśmiechem upewniała się, czy niczego ze sobą nie mają, dokładnie wymacawszy najpierw jednego i potem drugiego. Bardziej niż sama procedura bawiła ją reakcja mężczyzn, którzy nie wiedzieli do końca co się właściwie dzieje i mimo chęci na interakcję za bardzo się bali aby cokolwiek zrobić. Kirsten chichotała z tego wyraźnie, mając naprawdę dobry ubaw. |