Morze Karaibskie,
gdzieś tak w południe.
- Wasz kapitan jest odważny, ale jest i jednocześnie głupcem! - Mówił donośnym głosem Dante, a jego słowa głośno tłumaczył Salvo "Lis", by każdy z hiszpanów na pokładzie je słyszał.
- Z jednej strony, jako kapitan, który stawia się piratom, naraża się na ich gniew. Z drugiej strony, jest odpowiedzialny przed swoją admiralizacją za ładunek, statek, i załogę, więc i na ich gniew, w razie kłopotów… - "Czerwony" poruszał dłońmi, naśladując chyba wagę(?), w której właśnie ważył obie sytuacje odnośnie postępowania kupieckiego kapitana - I tak źle, i tak niedobrze.
Dumny Hiszpan, z uniesioną wysoko głową, słuchał tłumaczonych słów, po czym… się roześmiał. Tak bezczelnie, i z pogardą.
- Piratas malditos… - Powiedział, i splunął na Dante(!!), gdzieś na jego tors.
"Czerwony" natychmiast chwycił za pistolet, i strzelił prosto w serce hiszpańskiego kapitana. Oczywiście, reszta ludzi zabitego, zaczęła się z tego powodu rzucać…
- Był człowiekiem honoru. Miał więc i szybką śmierć - Powiedział Dante, po czym sięgnął po drugi pistolet - Tak się nie przeprowadza rozmów…
"Lis" cały czas wszystko tłumaczył, i jakoś i również przy grożeniu bronią, piratom udało się utrzymać załogę hiszpanów w ryzach.
~
Broń wręcz i palna, oraz proch. Kiepskiej wartości biżuteria osobista, mapy, przyrządy do nawigacji, w końcu i ukryty w kajucie kapitana mały kuferek z monetami.
Zapasowe żagle, kilka beczek piwa, i wina. Skrzynie z ubraniami, połowa żywności hiszpanów, i… w końcu i coś wartego uwagi!
Cukier i tytoń!! Wiele worków, wiele jednego i drugiego. Dobry towar na sprzedaż.
No i przede wszystkim nowy, zdobyczny statek.
A pokonanych hiszpanów to raczej do dwóch łodzi wiosłowych, ale z wodą i prowiantem na 2 dni, i niech se radzą, a co…
~
- Żagiel na horyzoncie!! - Krzyk, który dwie godziny temu zwiastował łup, teraz mógł być oznaką kłopotów.
Był.
Cholerna, psia suka, jego mać!
Duży statek, pełen dział, i z liczną załogą. "Wilk morski" nie miał szans z… hiszpańskim Galeonem. Podpłyną do nich za maksymalnie dwa kwadranse.
- Hiszpanie pod pokład! Zablokować im wszelkie wyjścia! A jak który wylezie, to zastrzelimy! - Wydawał komendy Dante, a "Lis" tłumaczył.
- Opuszczamy tą łajbę! Odpływamy "wilkiem"! Ruszać się, bo będzie po nas!! Stawiać żagle!! - Dante podjął decyzję, chyba jedyną słuszną w tej chwili. A szkoda, nowy stateczek byłby fajny…
***
Piraci uciekli w ostatniej chwili.
Galeon zaś zatrzymał się przy Brygu, i hiszpanie ruszyli na pomoc swoim pobratymcom…
- Syny zjadaczy biszkoptów - Zaklął pokładowy cieśla, pan Tyde, obserwując oba statki daleko już za rufą "Wilka morskiego" - Że też musieli się zjawić na słonej głębokiej(morzu) akurat teraz…
Morze Karaibskie,
wieczór.
Humory wśród załogi były jak najlepsze.
Jako tako podzielono już większość łupu… a Kapitan Dante postanowił płynąć na Tortugę, by tam sprzedać resztę, pozwolił też wytoczyć kilka beczułek procentów dla załogi… a już w porcie, piraci mieli obiecane dwa dni pobytu na lądzie.
Pito więc, śpiewano, przygrywały skrzypce, i akordeon. A morze było spokojne…
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DPe2diiGJRE[/MEDIA]
John Smee zrobił dla wszystkich
Salmagundi z plackami. Istna uczta! Oczywiście, także i z powodu zawłaszczonych zapasów hiszpanów.
~
Kirsten jadła kolację w towarzystwie ojca, w ich wspólnej kajucie. Tak kulturalnie, przy stole, i ze świecami w świeczniku, i ze sztućcami… i naturalnie z alkoholem.
- Powiedz no córuś, coś o dzisiejszym spotkaniu z hiszpanami. O moim postępowaniu - Zagadnął ją w końcu "Czerwony", upijając wina - Co o tym myślisz, co ty byś zrobiła?
~
Renny Lenny McGill miał już nieźle wypite, i wielkolud bawił się na całego, przyklaskując i przytupując, wśród śpiewów i muzyki, wraz z dwoma tuzinami innych piratów.
Kilku z nich tańcowało, czy też i próbowało, Elva "Nożyk" pląsała to z "Jąkałą"(który już się nie jąkał), to z "Nierudym", to z Roscoe… a "Słony" rzygał za burtę, bo już za dużo wypił.
Między nimi zaś
Bosman Edmure, który również brał udział w tej zabawie, a i często wiódł w niej i prym…
~
Mandisa zadbała o przeniesienie zdobycznych żagli na pokład "Wilka morskiego", w krytycznym zaś momencie skakała po maszcie pomagając opuścić płótna, by uciec hiszpańskiemu galeonowi.
A później dobry posiłek, tańce, rum…
Stuk. Stuk. Stuk. Odgłos drewnianej nogi na dechach.
- Ej, Mandy - Przy dziewczynie zjawił się Umboto, odzywając się do niej grobowym głosem. I jakoś tak wyszło, że byli pod pokładem sami.
~
Kwatermistrz Simon ocknął się dosyć gwałtownie, po czym jęknął z bólu. Leżał we własnej kajucie, we własnej koi, przykryty kocem, z zabandażowanym torsem, oraz i owymi bandażami unieruchomioną do tułowia lewą ręką… kompletnie nagi pod owym kocem! Zamrugał oczami, próbując chyba dodać przysłowiowe dwa do dwóch.
- Miałeś szczęście - Chrypliwy, kobiecy głos, odezwał się z ciemnego kąta kajuty, i w końcu w świetle małej lampy pojawiła się pokładowa "wiedźma" Tay - Kula trafiła w metal sprzączki pasa na twoim torsie, i skręciła w bok. Zamiast w serce, dostałeś w bark…
***
Komentarze jeszcze dzisiaj.