Anathem z uwagą wysłuchał słów Duvessy Shane. Nie do końca rozumiał wszystkie meandry tutejszej polityki, ale wychowany w społeczeństwie, gdzie intrygi były na porządku dziennym, miał pewne zrozumienie dla obaw rozmówczyni. Bez względu na to, kto był u władzy, z reguły nie chciał się z nią rozstawać. Tutaj zapewne nie było inaczej. Mocniej zaintrygowało go za to nazwisko, które padło jako określenie jednego z potencjalnych agentów Bractwa Tajemnic.
- Czy Vellynne Harpell jest członkiem rodziny Harpellów z Longsadle? - zapytał. Być może był to tylko zbieg okoliczności, ale ta rodzina była znana drowom z Menzoberranzan i nie była to raczej dobra relacja.
Temat kradzieży z początku niezbyt interesował półdrowa, ale pewne szczegóły zaczęły mu się łączyć w głowie. Pojawiające się na śniegu ślady i niewykrywalni sprawcy, najwyraźniej korzystający z zaklęcia niewidzialności mogły oznaczać wroga, którego Anathem był w stanie zidentyfikować, wroga znanego drowom, wroga pochodzącego z Podmroku.
- Czy te ślady na śniegu, o których pani mówiła, były ludzkich rozmiarów, czy też pasowały bardziej do krasnoluda? - zapytał, chcąc upewnić się, że jego domysły są słuszne - Być może wiem coś, co może pomóc.
W temacie odszukania tronu lodowej suki, postanowił się na razie nie wypowiadać.