Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2022, 18:50   #41
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Kolejna noc zapowiadała się ekscytująco i wymagała pośpiechu od Ann. Trzeba się było szybko ubrać, szybko pojechać do Elizjum Lukrecji, odebrać sukienkę… zrobić fryzurę i makijaż. I nie rozbić się na drzewie po drodze. O nie… Ann nauczyła się na swoich błędach, że drogi tutaj bywają zdradzieckie, a ona nie jest aż tak dobrym kierowcą jak sądziła.
Niemniej udało się dotrzeć w miarę szybko i w miarę bezpiecznie.
“Pąsowa Róża” przestała być dla Ann dziwacznym Elizjum, a stało się budynkiem do którego wpadało się bez pytania i bez problemów. Lukrecja nadal była niedostępna władczynią tego przybytku. Ale Patty/Miracella już nie. Ta Ventrue po przemianie nadal pozostała miła i sympatyczna i bardzo pomocna. I u niej właśnie miała być sukienka wybrana dla Ann. I rzeczywiście tam była. Modna, ładna, szykowna i od Versace. Choć Ann trudno było sobie wyobrazić Lukrecję w niej. Miracella też była w pokoju, z entuzjastycznym uśmieszkiem i perfumami, oraz całym pudełkiem grzebieni… i planami zmiany Ann w bóstwo.



Cóż… udało się jej.


Mała czarna leżała świetnie na caitifce, Miracella dobrała fryzurę i dodatki podkreślające urodę blondynki. Było więc całkiem nieźle. Co nie tylko Ann mogła podziwiać. Bo gdy zeszła przy barze był nie tylko Clyde, ale i Larry i… Nadia. Bibliotekarka skwitowała widok Ann drapieżnym uśmiechem. Co przypomniało caitifce, że choć Tremere nie czerpie przyjemności z intymności, to nadal czerpie satysfakcję z piękna.


William Blake nie ubrał się jak na studniówkę, w niemodny acz szykowny garnitur. Zdecydowanie lekceważył znaczenie tej imprezy, choć… może to była celowa demonstracja. Niemniej przez to wyglądali jakby się na studniówkę. Zabawnym faktem było to, że William wyglądał na młodszego od niej, co tylko podkreślało absurdalność sytuacji. Bo sugerowało, że udaje się na studniówkę z kolegą jej młodszego brata. Zapewne ubłagana przez swojego brata o to.
Do tego jechali samochodem Williama, marchewkowym fordem. Ech… sukienka Ann w ogóle nie pasowała do tego wieśniackiego pickupa. Wstyd czymś takim było jechać do Nowego Jorku.




Nowy Jork nocą.


Jakże ona tęskniła za tym miastem świateł. Miastem które nigdy nie śpi. Miastem w którym był Cyril.


Miastem do którego wjechali marchewą Williama i przez to Ann starała się schować na fotelu i jak najmniej rzucać się w oczy. Nie tak sobie wyobrażała przybycie do miasta i przybycie na imprezkę Toreadorów. Nieważne jak szykowną sukienkę miała, jeśli wysiądą z tego… pojazdu, będą pośmiewiskiem.
- Znasz okolicę Borough Park na Brooklynie. Wiesz kto tam rządzi?- zapytał nagle znienacka Blake wyrywając caitifkę z ponurych myśli. Ann przytaknęła odruchowo. Znała bowiem tamtą okolicę… Większość centralnego Borough Park należała do Strix i Anarchów. Reszta była pod kontrolą Gangreli i Nosferatu.
- To dobrze, bo musimy tam wpaść później.- rzekł z tajemniczym uśmiechem wampir.- Więc nie powiem, bo może ci się coś przypadkiem wyrwać przy La Belli.
I na tym zakończyła się rozmowa.


Na szczęście dla Ann nie pojechali od razu do Neue Galerie. Zamiast tego skręcił do podziemnego parkingu i tam dziewczyna odetchnęła z ulgą. Tam bowiem czekała na nich luksusowa czarna limuzyna wraz kierowcą w liberii i ochroniarzem. Tak to się można wybierać na przyjęcie.
Sam budynek galerii był staromodny, co podkreślało pogardę Primogenki Toreadarów dla sztuki nowoczesnej. Nie było tu miejsca dla paparazzi ani wścibskich reporterów. Wszak Kainici nie przepadali za rozgłosem. Oboje weszli po schodach prowadzących na piętro.
Tam już zgromadziła się śmietanka ghuli i ludzi wtajemniczonych w świat mroku, oraz miejscowych Kainitów. Tych z wyższej półki. Niektórych Ann znała z widzenia… z bardzo dalekiego widzenia, gdy stała kilka metrów od Cyrila i jego rozmówców. Niewielu nich osobiście… nie miała odpowiedniego statusu, czego boleśnie musiała się nauczyć. Kainici byli bardzo kastowym społeczeństwem. Samą Dubois jednak znała i szybko znalazła wzrokiem. Filigranowa blondynka rozmawiała właśnie z kimś popijając “krwawą Mary” w gustownej małej czarnej odsłaniającej ramiona i łabędzią szyję, która aż prosiła by zatopić w niej kły. Teraz gdy Ann była Kainitką ulotnił się delikatny erotyczny powab Toreadorki, ale i tak caitifce ciężko było oderwać oczy od Eleny. Każdy jej gest był pełen gracji i powabu, każdy uśmiech fascynował. Każde spojrzenie wiązało rozmówcę z nią. Charyzma Toreadorki była wręcz porażająca. Co zabawne w sali znajdowało się subtelne przeciwieństwo Primogenki. Nie była brzydka, wprost przeciwnie… była śliczna jak laleczka i bardziej filigranowa od Toreadorki, choć wydawało się to niemożliwe. Ciemnowłosa i bladolica Kainitka oblizywała wybrudzone “trunkiem” palce wyraźnie się nudziła na tym przyjęciu, tym bardziej że w przeciwieństwie do Eleny, wokół niej panowała pustka. Choć nie było w niej nic przerażającego i nieprzyjemnego. Nic w tej drobniutkiej osóbce nie budziło obaw Ann, ale cała sytuacja była… podejrzana.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline