Morze Karaibskie,
a później Tortuga.
Dalsza podróż przebiegła bez żadnych niespodzianek. Ot rutyna na morzu i tyle, jak właściwie dzień w dzień, wykonywanie swoich obowiązków, dbanie by wszystko gładko przebiegało, a "Wilk morski" sprawnie płynął ku swojemu celowi…
Aż wreszcie, drugiego dnia, tuż przed zachodem słońca, dotarli na miejsce.
Tortuga!
Wyspa we władaniu piratów, dawna kolonia, raz francuska, raz hiszpańska, przechodząca z rąk do rąk z roku na rok, a cały czas nękana przez piratów… aż w końcu i sobie odpuszczono, i morskie zakapiory przejęły ją całkowicie w swoje władanie. A miejski lud nie miał nic przeciwko, woląc piratów, niż żabojadów, czy właśnie
cabrõn. ~
Można było tu kupić niemal wszystko, jak i niemal wszystko sprzedać, nawet niewolników. No i te wszystkie tawerny, i alkohol, hazard, i dziwki… było i wiele sklepów, był targ(o tak późnej porze już pusty), tu i tam nadal jednak stały sklecone z rupieci stragany, gdzie można było jeszcze coś kupić, w połączeniu z trunkiem, i smażonym jadłem.
Cumowało już kilka innych statków, mniejszych i większych, załadowywano je, jak i rozładowywano, słychać było śpiewy i tańce, oraz paliło się wiele ognisk, nawet na ulicach, i placykach.
~
Wylosowano 10 nieszczęśników, którzy mieli zostać na pokładzie "Wilka morskiego", by go pilnować. Reszta załogi mogła się zabawić na lądzie, do południa następnego dnia, a następnie owych 10 wartujących miało taką możliwość, ale tylko do kolejnego poranka. Piraci Dantego mieli więc zostać na Tortudze dwa dni… a kto miał dowodzić ową dziesiątką pilnującą statku w pierwszą noc? No jak to kto? Bonar, hehe.
….
- Pochodzisz po tawernach, popytasz o chęć kupienia cukru i tytoniu. Za pół normalnej ceny - Powiedział na osobności kapitan do
kwatermistrza - I zdecyduj co z tą hiszpanką. Albo ją sprzedajesz, albo puszczasz wolno, albo… będzie robić na pokładzie za dziwkę dla wszystkich, twoja decyzja. Wiesz Simon, że pasażerów tu nie toleruję.
~
-
Bosmanie, by wspomóc rannego "Księcia", zajmij się przy okazji zakupem żywności na kolejny rejs - Zagadnął "Czerwony" do Edmure - Najpierw wyhandluj dobrą cenę, zrób zamówienie, pieniądze dostaniesz jutro. Jak Chcesz, weź Smee do pomocy. Załatwcie też kozy i kury.
~
-
Mandisa, brakuje nam chyba lin? Lin nigdy dosyć? Żagle mamy… - Powiedział kapitan, i głośno się roześmiał - Zajmiesz się tym? Znajdziesz czas? Tak przy okazji? Wiem, że znajdziesz… - Dante klepnął ją po przyjacielsku w ramię.
~
-
Kirsten, potowarzyszysz staremu ojcu, czy wolisz iść swoimi drogami? - "Czerwony" spytał swoją córkę - Widziałem tu statek kapitan "Wściekłej" Clarissy, chcę z nią porozmawiać o kilku sprawach.
***
Pan Tyde zabrał ze sobą Lilly i Rhysa, by i młodziki nieco odsapnęły na lądzie, a sam cieśla był znany z faktu, iż nie szlajał się po byle spelunach, więc dzieciaki były z nim bezpieczne.
"Wiedźma" Tay wyruszyła zaś samotnie w miasto, nie dbając o zasadę, iż tak nie należało… umiała o siebie zadbać, co już wielokrotnie udowadniała, no i kto tam miałby ochotę się z nią szlajać po naprawdę podejrzanych norach Tortugi, gdzie nawet i piraci czuli się nieswojo…
Czas więc zacząć wszelakie rozrywki! A noc młoda, i raz się żyje, więc hulaj dusza do białego rana! Trunki, świeże jadło, miłe towarzystwo, i odskocznia od znoju na morzu, w bezpiecznym(raczej) porcie!
***
Komentarze jeszcze dzisiaj.