Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2022, 03:30   #75
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Buck ze spokojem przyjął opinie najemników o swoich pomysłach na rozwiązanie sprawy z księgowym i jego żoną. Oni w końcu znali lepiej ich zleceniodawcę a po deklaracji Tweety całość wyglądała na znacznie łatwiejsza do realizacji. Sam nie chciał nic takiego sługiwać, bo pomimo, że znali się już od jakiegoś czasu, to nie był pewny ich reakcji.

- Wiecie info o tym, że dla naszej „szefowej” jakaś ustawka też wchodzi w grę dostałem od was, ale przy niczym się nie upieram. W porządku, zrobimy to bardziej tradycyjnie. Carabinier zabierz ze sobą Tweety na spotkanie, które umówiłeś z księgowym. Przedstawisz ją jak swoją osobistą asystentkę, prawą rękę, która ma dalsze pełnomocnictwa, aby rozmawiać o sprawie w twoim imieniu. Ten pomysł z włoską restauracją jest bardzo dobry, ale niech to będzie kolejny twój lokal, choć pierwszy w tej części świata. To nada ci ważności i potencjalnego zysku. Malo prawdopodobne, aby znał się na rynku włoskim, więc powinno przejść. Oferta ma być wiarygodna, ale atrakcyjna, tak aby chciał wam poświęcić czas.

- Od tego momentu Tweety może już zaczynać się z nim „bliżej poznawać”. Ważne żeby po spotkaniu był „zawodowy” powód do waszych spotkań, np. w jego biurze. Uważam, jednak, że nagranie na dyktafonie nie wystarczy, musimy mieć chociaż jakieś zdjęcia. Jak uda Ci się dostać do jego biura, będziesz mogła się rozejrzeć, jaki jest układ pomieszczeń i czy da się skądś zrobić fotki lub nagrać film. Z zewnątrz, lub uprzednio wprowadzając kogoś do wewnątrz. Skorzystaj z pomocy Carabiniera i reszty ekipy tu na miejscu, żeby zaaranżować odpowiednie sytuacje, jeśli będzie taka potrzeba. Ot na przykład jeśli coś/ktoś na moment odwróci jego uwagę, będziesz mogła podłożyć kamerę, albo zabrać ją ze sobą ukrytą np. w torebce i ustawić odpowiednio na miejscu i zwyczajnie bez żadnych podejrzeń zabrać ze sobą przy wyjściu. Trzeba będzie tylko ją odpowiednio zamaskować w środku, ale tu już łatwizna. Idealnie byłoby to rozegrać tak, żeby on nie domyślił się, że mam na niego dowody. Podniesie to wartość takiego materiału.

- Poza tym, to niezręcznie mi to wam to mówić dziewczyny,…
tutaj Buck zwrócił się z uśmiechem do Tweety, Schiffer i Lyry …ale czas coś zrobić z waszymi włosami a Ja zupełnie przypadkowo znam dobrego fryzjera…
- Świnia!
- Sam do niego chodzisz?
- Na koszt firmy?

Żeńska część zespołu zareagowała na jego drobny żarcik zgodnie ze swoimi charakterami. Przewidując, że tak się może to skończyć profilaktycznie nie obejmował Mi ty żartem…
- Ktoś ma zastrzeżenia do mojej fryzury? Ja uważam ją za uniwersalnie piękną, elegancką i pasującą na każde czasy i okazje. W dodatku szybko układa…
- Tak, tak Buck. Te złote pukle, to jakieś dziewięćdziesiąt procent twojego uroku. Bez nich wyglądałbyś jakbyś miał trzecie kolano…

Łysy Amerykanin uśmiechał się tylko i nalał im po kolejnym drinku.
- Wyczekajcie odpowiedni moment, kiedy nie będzie miał klientek i wyparujecie tam we trójkę. Lyra i Schiffer odwrócą jego uwagę a Tweety spróbuję zajrzeć do terminarza, albo chociaż ustalić gdzie się znajduje. Jak nie uda się tego zrobić na tej niezapowiedzianie wizycie, to trzeba będzie się tam włamać w nocy, żeby to sprawdzić, więc profilaktycznie rozejrzyj się po pomieszczeniu i zaplanuj sobie te akcje. Jak będziemy wiedzieć kiedy ma przyjść do niego żona księgowego, to tuż przedtem powtórzymy taką akcję z trzema szczebioczącymi przyjaciółkami i podłożymy kamerę. Może znów uda się zrobić numer z torebką, którą jedną z was w roztargnieniu zostawi, a potem, już po ich schadzce po nią wróci. Ale żeby się udało, to musicie mieć rozpoznane pomieszczenie, żeby wiedzieć gdzie ją trzeba podłożyć. Zobaczycie jak to wyjdzie po pierwszym zwiadzie.

- Karabinier Ty załatw sprzęt nagrywający. Jak będziesz go miał, to dziewczyny zakupią sobie torebki - tak, tak, na koszt firmy - i wspólnie wpasujecie jedno w drugie. Eurico, Ty zostaniesz jako wsparcie. Ja i Mi pojedziemy na Margaritę na dwa, może trzy dni. Chce spotkać się z Cantano i jego ludźmi i omówić parę spraw. Jak mnie nie będzie dowodzi Lyra. W razie czego kontaktujcie się telefonicznie. To nie jest akcja terrorystyczna, ani nawet taka z użyciem m przemocy. Myślę, że możemy zdać się na telefon, jeśli faktycznie będzie taka potrzeba.

- Jak wrócę chce się spotkać z tymi ludźmi od porwania tego Kolumbijczyka. Wygląda mi na to, że będzie można upiec dwie, albo nawet więcej pieczni przy jednym ogniu, ale za to tym razem prawdopodobnie tego ognia też będzie sporo. Jeszcze nie znam sprawy, ale z tego krótkiego opisu miejsca, gdzie mogą go trzymać i samego gangu, wnioskuje, że czas bezkrwawych i cichych akcji mamy już za sobą. Z Margarity wrócę najpóźniej w piątek. Skontaktujcie się z Abim i umówcie spotkanie na sobotę z tymi całymi biznesmenami. Do tego czasu działacie w sprawie księgowo-fryzjerskich romansów, tak jak ustaliliśmy.


Buck wysłuchał jeszcze co jego kompani mają do powiedzenia w sprawie jego nowych pomysłów, po czym pożegnał ekipę i wspólnie z Mi zaczął szykować się do wyjazdu na Margaritę. Zaczęli od przeglądu garderoby. Na początek biorąc na warsztat tą, którą mieli na sobie…

*****


Następnego dnia wyruszyli w drogę na ranczo Coralesów. Podroż przebiegała bez problemów i popołudniu zameldowali się na miejscu, gdzie przywitał ich Carlos i reszta ekipy. Cantano miał dołączyć następnego dnia, więc wykorzystali czas, jaki im został na inspekcje zdobytych zasobów. Buck był zadowolony. Mogli zaczynać szkolić pierwsza grupę „rewolucjonistów”. I to w sumie całkiem sporą, o ile oczywiście ich lider mówił prawdę i faktycznie nie będzie problemu z naborem chętnych. Część tej broni była już nieco archaiczna, ale na ich potrzeby, na początek powinna wystarczyć. Amerykanin ogólnie na ten moment był zadowolony, ale nie zamierzał osiadać na laurach.

Przywódca separatystów zjawiał się zgodnie z planem i spotkali się na naradę w tym samym miejscu co ostatnio. Po pierwszych wymianach uprzejmości, przywitaniach, Buck wyciągnął butelkę ekskluzywnego alkoholu, który znalazł w sejfie na strzelnicy w Barcelonie.

- Z pozdrowieniami i życzeniami udanej rewolucji, do komendanta Policji w Barcelonie. - stwierdził z uśmiecham wręczając butelkę Cantano. Ten zważył ja w rękach i ocenił fachowym okiem, uśmiechając się pod nosem.
- Widzę, że wypad na kontynent się udał. Zachowam to, aż „życzenia” komendanta się spełnią. Wtedy wszyscy ją wypijemy.
- Zgoda. Efekty działań w Barcelonie faktycznie uważam za całkiem udane. Na ten moment mamy wystarczająco dużo broni, aby zacząć szkolnie nawet setkę ludzi. Gorzej wygląd sprawa z finansami, bo choć część broni pozyskaliśmy „po kosztach” to budżet coraz bardziej się kurczy. Tym niemniej chce zacząć szkolnie już teraz. Dziesiąci ludzi chce wysłać na strzelnice na Isla de Coche, tam gdzie pracuje Durand. Strzelnica ma własny sprzęt, więc nie trzeba dawać im naszej broni. Pozostałą pięćdziesiątkę, zacznijmy szkolić na miejscu. Mam dość broni długiej i krótkiej, aby szkolić ich w używaniu ich obu. Moglibyśmy szkolić ich więcej, jednych na broni krótkiej a innych na długiej, ale nie chce na ten moment przepalać na to całości naszego budżetu.

- Udało wam się odgarnąć miejsca składowania broni i szkolenia na wyspie? I rzecz jasna ludzi. Tych sześćdziesięciu chce najszybciej jak się da. Mam plany dalszych działań i jeśli Ci ludzi będą już w jakiś części przedszkolni, to być może wezmą w nich udział, żeby nabrać doświadczania.
- A instruktorzy?
- Oprócz mnie, Mi i ekipy, którą zostawiałem w Barcelonie na ten moment masz do despocji wszystkich moich ludzi, plus agentów, którzy działali na wyspie już wcześniej. Na strzelnicy mamy Duranda, do tego wykorzystamy Dworcowa i Araba. Ta trójka, będzie w zasadzie do tego oddelegowana na stałe. Pozostałych będę wyznaczał wedle potrzeb i jak potwierdzisz ilość ludzi, których masz. Jeśli wśród swoich ludzi masz już kogoś, kto mógłby być instruktorem, to też go chętnie przygarnę. Na początek zaczniemy rzecz jasna od strzelania, ale potem dojdą też inne rzeczy. Mamy już trzy CKMy, broń snajperską, w ich użyciu wyszkolimy najlepiej ku temu rokujących lub mających jakieś wcześniejsze doświadczania, np. w armii lub Policji. Z czasem inne umiejętności i specjalizacje. Trzeba będzie też wyszkolić dowódców poszczególnych drużyn.

- Masz już pomysł na jakąś strukturę?

- Tak. Dwa rodzaje drużyn, docelowo po dziesięć osób w każdej razem z dowódcą. Inflitratorzy uzbrojeni w broń krótką, przeznaczeni do walki w zasadzie tylko w mieście. Muszą mieć możliwość jako tako jawnego poruszania się na widoku, więc nie damy im długiej broni. W naszym planie ich celami byłyby miejsca, gdzie z założenia przeciwnik broń będzie miał podobną, albo i wcale, jak budynki radia, telewizji, częściowo lotniska czy portu. U nich przydadzą się kierowcy, ludzie potrafiący otwierać zamki, radzić sobie z elektryką i elektroniką, może uda się kilku przeszkolić z ładunkami wybuchowymi. Przede wszystkim to musza być jednak lokalsi, którzy doskonale znają teren, na którym będą działać.

- Drugi rodzaj, to bardziej klasyczna grupa szturmowa. Dowódca, sekcja karabinu maszynowego, strzelec wyborowy, medyk i reszta strzelców, pół na pól z PMami i karabinami. Razem dziesięciu żołnierzy. Mamy już trzy CKM i karabiny wyborowe, więcej możemy stworzyć trzy takiego zespoły. Jeśli, budżet i pozyskany sprzęt pozwoli, być może damy jakieś inne specjalizacje do składu.

- Na ten moment chce stworzyć trzy drużyny pierwszego rodzaju i trzy drugiego, przy czym mamy na tyle broni długiej, żeby w razie czego tych pierwszych też w nią uzbroić, jeśli dana akcja będzie tego wymagać.
- Masz to widzę całkiem dokładnie przemyślane.
- Kwestia doświadczania. Nie ma czasu ani możliwości zapewnić im pełnego wojskowego przeszkolenia, ale trzeba przyjąć jakiś model. Dzięki temu każdy zna swojej miejsce, a potem, kiedy trzeba uzupełniać straty, np. mieszając oddziały, łatwiej jest odtwarzać już działającą i sprawdzoną strukturę.
- W naszych warunkach może być cokolwiek trudno zorganizować taki obóz wojskowy w pełnym tego słowa znaczeniu.
- Zdaje sobie z tego sprawę, dlatego zastanawiałem się, czy nie przenieść szkolenia za granicę, szczególnie tych bardziej klasycznych oddziałów szturmowych.
- Jaki i gdzie chcesz to zrobić?
- Gdzieś niedaleko, w jakimś zapomnianym i mało stabilnym państewku, w którym coś takiego nie zrobi na nikim wrażenia, zawsze będę mógł powiedzieć, że szkole sobie prywatną armie na potrzeby moich „afrykańskich interesów”. Gdzieś, gdzie będzie łatwy dostęp do broni i nie będzie trzeba się nikomu tłumaczyć. Pamiętasz jak pytałem o możliwą akcje zdobycia magazynów z bronią w takiej na przykład Nikaragui? A co jeśli po zdobyciu tych pukawek zostalibyśmy tam na dłużej, szkoląc ludzi. Z dala od oczu Wenezuelskiej bezpieki, Policji i wojskowych. Nasze kontakty w Barcelonie mogą rozwinąć się pożądanym kierunku tak, że to nasze wojsko przerzucilibyśmy najpierw tam, a potem na Margaritę tuż przed samą godziną „W”, dzięki czemu zaskoczenie wroga będzie tym większe, bo przez cały ten czas na wyspie nic się nie będzie działo, nawet pod kątem podejrzanych obozów survivalowych i innych takich. Z kolei obecność kolejnej grupy militarnej w takiej strefie ciągłych walk o wpływ nie skojarzy się nikomu z przygotowaniami rewolucji na malej wyspie lezącej w całkiem innym państwie.

- Pomyśl o tym. To nic nadzwyczajnego. Mam na myśli szkolenie ludzi w jednym państwie, celu użycia w drugim. Wietnam, Afganistan, piekiełko bliskiego wschodu, Afryka. Wszędzie tam się to praktykuje, najczęściej z pomocą jakiegoś większego brata ze wschodu lub zachodu. Tu na miejscu prowadzilibyśmy tylko rozpoznanie, planowanie, gromadzenie zasobów, ale bez ich wykorzystywania. Żadnych akcje zbrojnych, nic, co podniosło by poziomu alarmu w wojsku i bezpiece. Jak masz kontakty w lokalnej polityce, to może nawet pośrednio zasugerować władzą centralnym, oczywiście ustami waszej partii, że przeszła wam ta ochota na niepodległość i odpuścicie ją sobie, jak wam trochę zluzują, może nawet zabiorą trochę wojska, coby ludzie nie czuli, że się ich terroryzuje…

- Tyle tylko, że Ja nie znam lokalnych uwarunkowań. Mówię tu o całym regionie. To musi wyjść od Was. Wspominałeś, że masz coś dla mnie w Nikaragui. Chętnie posłucham. Na miejscu już ocenie i ogarnę to sobie dalej.


Buck dla odmiany dał się wypowiedzieć Cantano. Był ciekawy jego zdania o pomyślę na „wyjazdowe szkolenia” jak również chciał usłyszeć, czy ten zdołał zdobyć namiar na jakieś rokujące nadzieje miejsce, gdzie można by zdobyć zaopatrzenie, nie koniecznie za nie płacąc a potem kto wie, może nawet stworzyć bazę wypadowo szkoleniową dla ich jeszcze nie narodzonej armii.

- Dobrze, to wszystko są plany na nieco dalszą przyszłość, ale mam jeszcze dwa tematy, na teraz, w których potrzebuje pomocy twojej organizacji.

- Słucham.

- Wiem, że macie swoje kontakty w biznesie na wyspie i niektóre przedsiębiorstwa wam sprzyjają. Potrzebuje, żeby jedno z nich zaczęło jakieś interesy z Barceloną. Coś z tamtąd kupować, lub sprzedać. Może dostawy do jakiegoś hotelu, warsztatów, czy czegokolwiek. Ważne, żeby to generowało ruch samochodowy między Barceloną a wyspą. Prawdopodobnie będziemy kursować między tymi dwoma miejscami, przerzucać broń, sprzęt i ludzi. Przetarliśmy już pierwsze szalki, ale potrzebuje czegoś, co będzie stanowiło dla tego przykrywkę, do czego kontrolerzy zdąża się przyzwyczaić, zaprzyjaźnić się z kierowcami, rozpoznawać samochody. Czegoś co przez większość czasu będzie stanowiło legalny, niewzbudzający podejrzeń biznes, ale w razie czego możliwy do użycie w potrzebnych nam celach. Musimy zminimalizować jakiekolwiek ryzyko wpadki i to by nam w tym bardzo pomogło.

- Pomyślcie kto mógłby się do tego nadawać. Sam poznaje tam coraz więcej osób, w sobotę poznam jakiś lokalnych biznesmanów, więc będą mógł przekazać kontakty czy zorganizować coś czysto biznesowego. Może uda się nam na tym jeszcze cos zarobić w legalny, tradycyjny sposób, bo bardzo chętnie bym przywitał stałe źródło zarobków. Sam wiesz jakie trzy rzeczy są konieczne do prowadzenia wojny prawda?

- Wiem i rozumiem. Pomyślę o tym. A druga sprawa?

- Potrzebuje ludzi. Specjalistów w niekoniecznie wojskowych dziedzinach. Tak naprawdę, to nie muszą w ogóle być ludzie z umiejętnościami bojowymi, bo nie do walki są mi potrzebni. Potrzebuje włamywaczy, złodziej samochodów, fałszerzy, specjalistów od elektryki, elektroniki, mechaników samochodowych. Kogoś kto potrafi wyłączyć alarm, założyć podsłuch, pogmerać w instalacji elektrycznej czy gazowej i wie jak ona działa. Ba, czasami potrzeba jest ładna dziewczyna, która potrafi odwrócić czyjąś uwagę lub owinięć sobie kogoś wokół palca, ale nie zwraca na siebie uwagi zagraniczną urodą i akcentem.
- Ładna dziewczyna? A ładnych chłopców Ci nie potrzeba?
- Nie. To ogarniam sam i nie przewiduje, żebyś miał kogoś ładniejszego. A na poważnie, to nie musze ich mieć na stałe w zespole. Musze tylko wiedzieć, że gdzieś są i można ich ściągnąć w razie potrzeby na konkretną akcje np. w Barcelonie. W naszym zespole jest kilku takich, ale jak pokazały ostanie dni, czasami potrzeba kogoś więcej. Rzecz jasna moglibyśmy wynająć kolejnych ludzi z A.I.M. ale to kosztuje a ja nie koniecznie potrzebuje kolejnych najemników na długie miesiące. Sprawdź czy w waszej organizacji są takie zasoby.


Buck rozmawiał z Cantano przez większość dnia, z przerwami na posiłki i lżejsze gadki. W sobotę musiał być kategorycznie z powrotem w Barcelonie, ale jeszcze przed wyjazdem zamierzał rozmówić się ze swoim ludźmi, jak już ustali sprawy z pułkownikiem. Wieczorem, kiedy był już sam, postanowił napisać raport do Stanleya, opisując mu postępy w ich działaniu. Rzecz jasna pamiętał tym całym szyfrowaniu i innych zabezpieczeniach. Komputerowcem nie był, ale tyle się nauczył. Poza tym zapytał ich szef z ramienna organizacji, czy jacyś jego znajomi z jakiś agencji, oznaczonych zgrabnym skrótem literowym, nie mają czasem informacji o rezydencji w sercu dżungli, wypchanej pieniędzmi jakiegoś narkotykowego barona, którego chcieli by się pozbyć, ale oficjalnymi kanałami nic się nie da zrobić…
 
malahaj jest offline