Dziękuję Ravanesh & Armielowi, dziękuję współgraczom, w szczególności mojej sesyjnej siostrze, Wikvayi aka rudaad, dzięki której Daryll zyskał wspaniałą kompankę do wpadania w kolejne tarapaty a ja znakomitą partnerkę do pisania wspólnych postów.
Horror jest moim ulubionym gatunkiem na którym zbudowałem filmowe i literackie zajawki, a slasher z pośród wszystkich podgatunków stoi na najwyższej półce, na tym forum pewnie jestem w ścisłej czołówce fanów wszelkiego rodzaju polowań na nastolatków i inne grupki odcięte od świata i pomocy z zewnątrz. Dlatego jeśli chodzi o slashery jestem dość wymagający a przy tym ortodoksyjny, uważam że najlepsze tego typu historie rozgrywają się w krótkim odstępnie czasu w lokacjach, które uniemożliwiają ucieczkę i powodują, że ofiara zostanie osaczona i pozbawiona szans na szybki ratunek (chociaż w sumie „Krzyk” Cravena temu przeczy). No i najważniejsza święta zasada „one by one”, gdzie bohaterowie umierają jeden za drugim.
Dlatego jeśli chodzi o sam slasher czuję jednak niedosyt, nie czułem tego dreszczyku, jako powinien towarzyszyć bohaterowi tego typu opowieści, myślę, że historia była zbyt rozciągnięta w czasie i skręciła za bardzo w stronę horroru detektywistycznego. O ile przez jakiś czas drżałem o swoją postać, bo moją ambicją zawsze jest zostać final girl (Daryll z premedytacją jest tak skrojony, na traumach i słabościach, które musi pokonać, by przejść katharsis jak bohater współczesnych slasherów) tak potem napięcie siadło, a nasi bohaterowie za długo kręcili się w miejscu próbując rozwiązać zagadki przeszłości i teraźniejszości. Miałem wręcz wrażenie, że MG zbyt przywiązali się do naszych postaci i nie chcą im zrobić krzywdy. A przecież podobno Armiel słynie z tego, że palce mu nie drżą przy klawiaturze, gdy trzeba uśmiercić BG 😉
Pomijając jednak to, że nie dostaliśmy pełnokrwistego slashera (a przynajmniej ja tak to odczuwam) to mimo wszystko warsztat, konstrukcja świata przedstawionego, bohaterowie niezależni, dialogi, wszystko, to jest naprawdę najwyższej próby. W szczególności wykreowane przez was postaci, w których nie ma nuty fałszu. Twin Oaks żyło, miało swoją własną historię, mieszkańców, którzy nie stanowili dekoracji, lecz żyli wraz z naszymi bohaterami. Każdy jedna postać, nawet epizodyczna jak Barney była dopieszczona w szczegółach, choć czuję, że to też efekt lekkiego pióra, talentu i doświadczenia. Już kiedyś pisałem, że jestem fanem małomiasteczkowych horrorów Stephena Kinga, z dobrze nakreślonym tłem obyczajowym i rzeczywiście, jako tego typu opowieść, „Twin Oaks” sprawdza się znakomicie. Dlatego należy wam się wielki szacunek za ogrom włożonej pracy, pomysł i realizację.
Jeszcze raz dziękuję za udział w sesji, i mam nadzieję, że nasze drogi się jeszcze przetną. Wspominałeś Armielu na doku, że istnieje możliwość dopisania własnego epilogu, więc jeśli to wciąż aktualne chętnie skrobnę jakiś post. |