Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2023, 17:16   #266
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jace sięgnął po różdżkę, aktywował magię i podleciał w górę schodów szukając magicznych aur. Rzucił jeszcze okiem na oboje drzwi próbując zgadnąć co się może znajdować za nimi. Nie przyszło mu do głowy nic konkretnego - zwrócił tylko uwagę na to, że drzwi naprzeciwko wejścia do wieży wyglądały na naprawdę solidne, były też wzmocnione sporą zasuwą. Zawołał resztę pośpieszając ich. Chciał z jednej strony wymóc na magu pośpiech, z drugiej przeczekać, aż część zaklęć się skończy. Liczył w głowie czas, jaki są w wieży.

Rufus wypił dwie kolejne mikstury lecznicze i razem z Mikelem pobiegli za psionikiem, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu ewentualnych niebezpieczeństw.
Żadne aury nie były widoczne - Jace miał pewność, że na schodach nie ma także dodatkowych zabezpieczeń. Wyjrzawszy zza szczytu schodów, zauważył kolejne pomieszczenie służące za przedsionek na piętrze. W kamienne ściany wpasowano dwoje drzwi, po jednych na północnej i wschodniej. Były zamknięte, a za nimi nie widać było żadnych aur - Beleren domyślał się już, że pomieszczenia były umyślnie zabezpieczone przed prostymi wieszczeniami.
Widząc, że na górze nie czekają żadne niebezpieczeństwa, chłopak podleciał wyżej sprawdzając kolejne pary drzwi.

Zza tych na północy nie dobiegał żaden odgłos, ale dało się wyczuć słaby zapach starej krwi, zaś zza wschodnich usłyszał ciche bulgotanie i chlupot przelewającej się wody. Poza tym wszędzie czuć było delikatny, ale gryzący swąd jakichś alchemikaliów.
- To jak otwieramy te drzwi czy szukamy czarownika? - zapytał się Rufus podążający śladem Jace'a, rozglądając się czujnie dookoła. Jednocześnie przeczuwając że może ich czekać za chwilę kolejna niełatwa walka, wypił miksturę mającą wzmocnić jego odporność na rany.
- Jedno nie wyklucza drugiego. - Mikel wzruszył ramionami i sam sięgnął do plecaka po lecznicze mikstury.
~ Szukamy czarownika. ~ odpowiedział Jace. ~ Mikel, sprawdź te drzwi ~ dodał wskazując na te zza których dochodził lekki zapach zakrzepłej krwi.
Mikelowi uporanie się z zamkiem zajęło tylko chwilę, ale gdy wszedł do pomieszczenia, nieco tego pożałował. Nie mieli pewności, do czego to miejsce służyło wcześniej, ale jakiś czas temu zostało zamienione w coś przypominającego salę operacyjną połączoną z prosektorium. Obok przykrytego płótnem kształtu wielkości skrzyni stały tu dwa metalowe stoły, wręcz lśniące czystością, jednak na ścianach i podłodze dookoła widać było niedomyte, dawno już zaschnięte ślady krwi. Poza nią dało się tu także wyczuć woń alkoholu, używanego zapewne nie tylko do dezynfekcji, ale także wypełniającego dziesiątki słojów ustawionych na wąskich półkach wzdłuż ściany wieży. Przechowywano w nich odrażającą kolekcję przeróżnych organów, tkanek, czy nawet drobniejszych istot - niektóre z nich wciąż wydawały się poruszać, a może było to tylko złudzenie? Wolne miejsca na ścianach pokrywały wykonane z wyjątkowych pietyzmem rysunki, przedstawiające ciała humanoidów, potworów i zupełnie nierozpoznawalnych istot, rozkrojone tak by widać było wszystkie organy wewnętrzne. Bohaterom rzucił się w oczy jeden z nich, przedstawiający dopplera - szara twarz była wręcz uderzająco podobna do Emi, może tylko nieco młodsza…


Rufus z oszołomieniem rozglądał się dookoła po szeregach rysunków wypatroszonych zwłok. W końcu zatrzymał dłużej spojrzenie na tych przypominających Emi….Emi która przecież była mu bardzo bliska przez krótki czas.

-Miałem rację! Ten mag jest tym który niewolił Emi i takich jak ona! I spójrzcie na to obrzydlistwo dookoła! Pewnie wielu tutaj pokroił. Ten świat będzie bez niego lepszym miejscem! - warknął.
- Tak, ale nie musiałeś tego mówić na głos - powiedział posępnie Jace, który niemal czuł grozę tego miejsca. Zupełnie jakby każdym zmysłem chłonął przeszłość w formie natychmiastowych przebłysków atakujących go z każdej strony. Zgiął się w pół, ale nie zwymiotował. - Ukh… - wymamrotał zbierając się w sobie.
- Generalnie mówisz za dużo półbrzydalu - Mikel zwrócił się do Rufusa - Masz jednak absolutną rację. Zabiję gnoja i własnoręcznie rozerwę go na strzępy. Niekoniecznie w tej kolejności. - w głowie mężczyzny wyraźnie słychać było gniew.

Zanim bohaterowie otrząsnęli się z zadumy, usłyszeli dziwny metaliczny klekot i stukot. Zwracając się w jego stronę, zobaczyli jak przykryty płótnem kształt podnosi się, prostując się na dobre dwa metry wysokości. Gdy materiał zsunął się, dostrzegli metaliczną sylwetkę budzącą skojarzenie z ogromną modliszką. Jej liczne ramiona zakończone były przeróżnymi szczypcami, nożami i igłami, a łeb składał się jedynie z wielkiego, jarzącego się na czerwono oka, o spojrzeniu utkwionym w drużynie. Cała jego postać skąpana była lśniącej lekko, przejrzystej aurze, złożonej z setek niedużych sześciokątów, niczym żółwia skorupa.


Jace nie wiedział, jak dokładnie nazwać tą istotę, ale wiedział, że jest ona robotem - czymś podobnym do golema, ale wykonanym bez użycia magii, z technologią o stulecia wyprzedzającą nawet najbardziej innowacyjnych alkenstarskich wynalazców. Nagle jakiś obraz pojawił mu się w pamięci, prawdopodobnie wspomnienie które zachował z rozmowy z Voxem: podobna machina operująca chorego ze sprawnością kilku świetnych chirurgów. Tamta jednak wydawała się być w lepszym stanie - automaton stojący przed nimi swoje dobre lata miał już za sobą. Korpus miał pordzewiały, część kończyn wydawała się niesprawna, poruszał się znacznie wolniej i sztywniej, a Jace miał pewność, że uderzenia w czułe punkty, a także użycie magii błyskawic, wywołają kolejne awarie.
Robot wydał z siebie serię trzasków, które chyba usiłowały być mową, po czym ruszył w stronę bohaterów, wymachując ostrymi jak brzytwa nożami.

- Co to może być, Jace masz jakieś pojęcie? - zawołał do druha Rufus, szykując się do chyba nieuchronnej walki.
- Wygląda… jak… coś, co nie powstało rękami ludzkimi. - wykrzesał w końcu w odpowiedzi psionik. - To niemagiczne… stworzenie… powinno być podatne na elektryczność i celne uderzenia w stawy. Szkoda byłoby je zniszczyć, to może jedyne jakie jest na świecie i wątpie by ktokolwiek mógł to stworzyć - Beleren był szczerze zafascynowany. Mechaniczy golem wyglądał na coś, co na pewno nie mogło wyjść spod ręki Umbry. Z żalem patrzył na piękno robotycznego ciała wiedząc, że będą zmuszeni je zniszczyć. Wyjął księgę szukając odpowiedniego zaklęcia, ale nim się na tym skupił, rozejrzał się jeszcze swoim magicznym wzrokiem, czy nie ma żadnego przedmiotu, który mógłby służyć do sterowania tym czymś. To oszczędziłoby im czas, siły i być może “życie” tego czegoś.
- Wiesz jak to zatrzymać, czy mam to po prostu rozwalić? Przydałoby mi się spuścić trochę pary… - dorzucił Mikel, wyraźnie nadal poruszony zawartością pomieszczenia, a zdecydowanie mniej nowym przeciwnikiem

Zgodnie z informacjami od Jace'a, Rufus naładował swój topór magicznymi wyładowaniami i zaatakował robota. Szybkie i silne uderzenie zatrzymało się na czymś w rodzaju bariery ochronnej, takiej jaką czasem otaczają się magowie, ale ta była kompletnie niemagiczna! Z drugiej strony do robota doskoczył Mikel uderzając gradem ciosów, jednak z podobnym skutkiem. Robot natomiast nie pozostawał dłużny. W kilku szybkich ruchach uderzył w półorka zadając kilka drobnych, ale ostrych cięć. Zaskoczony Rufus nie wiedział jak się bronić przeciw takiemu przeciwnikowi, ale cokolwiek zostało wstrzyknięte przez jedną z kończyn, wydawało się nie mieć żadnego wpływu na silne ciało wojownika.

Jace tymczasem nie znalazł niczego co mogłoby sterować robotem, zajął się więc wertowaniem księgi w poszukiwaniu właściwego zaklęcia. Zanim ją zamknął, Rufus zdołał wyprowadzić potężny cios, który w normalnych okolicznościach urwałby metaliczne ramię, tu nie wyrządził żadnej szkody, jeśli nie liczyć ochronnego pola, które z dziwnym sykiem zgasło. Mieli nie tylko przewagę liczebną, Jace dołączył do walki dolatując do robota z wylądowaniem elektrycznym, które momentalnie przeskoczyło na przeciwnika. Robot zadygotał, a wokół rozszedł się zapach ozonu i rozgrzanego metalu. Nawet to jednak nie zmieniało ustalonego celu, jakim był Rufus. Automator z morderczą precyzją nacierał na wojownika z każdej strony tnąc ramionami zakończonymi skalpelami i kłując tymi zakończonymi strzykawkami. Cokolwiek się tam jednak znajdowało, nie miało żadnego wpływu na półroka.

Niecałe dziesięć sekund odkąd rzucili się na siebie, Robot leżał podcięty przez Mikela i okładany przez troje bohaterów. W pewnym momencie z korpusu wystrzelił czarny jak smoła dym. Mikel z Jace'm niemal się zadławili, łzy napłynęły do oczu, a gardło gryzło paskudnym smrodem. Nie widzieli kompletnie nic, ale nadal słychać było niezmordowanego Rufusa. Mężczyźni zagryźli zęby i zaatakowali ponownie. W ciemnościach nie widzieli nic, choć Beleren czuł kilka razy obok siebie ostrzam Mikelowej broni. On sam również przejechał błyskawicą, która na chwilę rozświetliła mrok i znalazła metaliczne ciało. Ciało, które przestało się bronić. Psionik próbował zawołać, ale zakaszlał jedynie paskudnie. Wycofał się by nie zostać trafionym przez towarzyszy i dopiero pod sufitem, gdzie dym był wyraźnie lżejszy udało mu się złapać powietrze. W tym czasie reszta też zorientowała się co się stało. Ubili go! Udało się, ale trzeba się było pozbyć dymu.

- Chyba go pokonaliśmy, trzeba coś zrobić z tym cholernym dymem! - zawołał Rufus, wycofując się w poszukiwaniu najbliższych drzwi. W sumie mógł je też otworzyć telekinetycznie. Problem w tym, że ich w ogóle nie widział, przez co nie był w stanie wpłynąć na nie magią.
- Chyba tak… trzeba otworzyć drzwi. - Mikel również skierował się do najbliższego wyjścia.
Otwarcie drzwi i kilkanaście sekund energicznego machania rękami rozwiało kłęby dymu na tyle, by bohaterowie zobaczyli leżące na podłodze smętne resztki automatona. Jace i Mikel szybko poczuli się lepiej, kiedy tylko mogli odetchnąć nieco świeższym powietrzem.

Nie było czasu na triumfowanie, Rufus rozejrzał się dookoła i wytężył słuch, wypatrując i nasłuchując kolejnych zagrożeń. Jednocześnie sięgnął po kolejną miksturę leczącą.
 
psionik jest offline