Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2023, 21:56   #76
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 35 - 1998.02.26 cz popołudnie - wieczór

Czas: 1998.02.26 cz, popołudnie; g 17:30
Miejsce: Morze Karaibskie, Margarita Wschodnia; SJ Bautista; rancho Coralesów
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, gorąco (-1)



Zebranie u Coralesów



Stołówka w domu gościnnym Coralesów była już tradycyjnym miejscem spotkań nie tylko na posiłki ale i na wszelkie narady. Pozwalała pomieścić większą liczbę osób w wygodny sposób. Więc i tym razem gdy wczoraj po południu Buck i Mi zjawili się przed bramą rancha Coralesów i dali znać Carli, że chcieliby się spotkać z Miguelem ta przekazała to gdzieś dalej. Wieczorem przyjechał Carlos aby rozpoznać o co chodzi i umówić spotkanie. I umówili się na dzisiaj. Dzisiaj zaś wrócił i zjawił się też sam przywódca rewolucji razem ze swoją świtą. Jak jutro Buck chciał wracać z powrotem do Barcelony aby być tam na weekend na miejscu to wypadało aby jak najwięcej załatwić podczas dzisiejszego spotkania.

Atmosfera z początku była bardzo dobra. Bojownicy razem z ich wodzem byli zachwyceni dużą partią dostarczonej broni z kontynentu i gratulowali najemnikom sukcesu. Humory dopisywały podczas tego obiadu jaki przygotowali Coralesowie i ich pracownicy bo wyglądało na to, że mają pierwszy przełom w drodze do wyzwolenia ich wyspy. I były widoki na następne. Po wspólnym obiedzie przystąpili do omawiania detali różnych innych spraw więc to wymagało większej uwagi. Gdy talerze i sztućce zniknęły z długiego stołu zaczęli omawiać właśnie te aspekty.

- Tak, myślę, że znalezienie ochotników na te szkolenia z bronią to nie będzie zbyt trudne. Ale wciąż musimy zachować zasady konspiracji. Komuś mogłoby się rzucić w oczy gdyby nagle zaczęli znikać z pracy młodzi ludzie. Niemniej jak tylko doszły mnie wieści o tym transporcie broni poczyniłem pewne przygotowania. Więc pierwszą grupę będzie można zacząć szkolić już po weekendzie. Kolejne wkrótce potem. - co do szkolenia strzeleckiego to Cantano raczej nie obawiał się niedoboru ochotników. Raczej wolał to zorganizować z głową i przy zachowaniu ostrożności. Pewnym też limitem była pojemność miejsc w jakich można było urządzić strzelania. Gdyby mieli opanowany jakiś teren to co innego, można by było to robić legalnie i “w biały dzień”. Niestety w obecnych warunkach takie regularne, długotrwałe strzelaniny wiekszych grup osób mogły ściągnąć na kark policję. Na początek postanowiono wysłać mniejszą grupę na Isla de Coche i tam podsunąć ją w ręce byłego legionisty jaki znalazł tam pracę jako instruktor na strzelnicy. Drugą strzelnicę urządzono w jaskiniach pod Juangriego jakie znalazł Bronson który tam pracował jako przewodnik po starym hiszpańskim forcie i okolicy. Podziemia jaskini powinny wygłuszyć większość huku wystrzałów. Partyzanci mieli też jeden magazyn który można było użyć do strzelań ale raczej z broni krótkiej i na krótkie dystanse. Było też kilka obiecujących miejsc na mało ludnej Margaricie Wschodniej pośród wzgórz, wąwozów i porastających ich dżungli. Chociaż to były tereny bez żadnej infrastruktury. Najpewniejsza wydawała się jednak ta strzelnica na de Coche oraz jaskinie jakie rekomendował Michael. Tam można było trenować na raz łącznie dwie, może trzy grupy. Pewnie około pół setki. Ale zapewne nieco mniej jeśli brać pod uwagę, że trzeba było zachować dyskrecję oraz mowa o przynajmniej dwutygodniowym cyklu szkoleniowym. Z czego Miguel obiecywał około plutonu ochotników już po weekendzie.

- Gotowa strzelnica i całe koszary są na Grenadzie. Tam przecież zostały całe koszary po Royal Navy. Tylko trzeba by tam jakoś przerzucić ochotników na te parę tygodni. - rzucił Arab zerkając po pozostałych. No jak już i tak Buck rzucił pomysłem o szkoleniu ochotników poza wyspą to Rosjanin z arafatą na szyi rzucił tym pomysłem. Zaletą wydawało się być to, że Grenada leżała po sąsiedzku no a AIM wynajęła byłą bazę Royal Navy na swoje potrzeby. I była tam potrzebna infrastruktura chociaż nieco zapuszczona. W końcu do tej pory Agencja trzymała tam zaplecze dla około plutonu lekkiej piechoty jaki zamierzała wysłać na Margaritę i odpowiednie dla niego zaplecze więc nie zabierała się za remont całej bazy. Wadą zaś mogło być to, że trudno było przewidzieć jak by zareagowały władze Grenady na szkolenie rewolucyjnych bojówek na swoim terenie. Wyspa była też jak najbardziej w zasięgu lotnictwa i marynarki Wenezueli więc miały one przynajmniej teoretycznie możliwość rozpoznania i ataku. Nie było pewne czy by się na to zdecydowały bo w końcu Grenada to był już oddzielny i suwerenny kraj i wciąż silne i przyjazne powiązania z Wielką Brytanią. O ile miejsce dawnej bazy Royal Navy wydawało się w sam raz na ośrodek szkoleniowy to trudno było oszacować jakie to by mogło przynieść konsekwencje.

- A co do tej Nikaragui co pytałeś wcześniej Buck to sprawa wygląda tak. - zaczął pułkownik Cantano wracając do tej sprawy jaką poruszył łysy Amerykanin. Z tego co mówił to wynikało, że Nikaragua od dekad była szarpana wewnętrznymi konfliktami i silną opozycją rządową jaka posiadała swoje zbrojne ramię w postaci grup partyzanckich. W 78-mym lewicowa partyzancka obaliła prawicowy reżim i wprowadziła swoje rządy. Potem wmieszał się tam Wuj Sam widząc zagrożenie komunistyczne wcale nie tak daleko od południowych granic swojego kraju co zaowocowało powstaniem słynnych obecnie Contras jakie stały się sławne dzięki aferze Iran - Contras. Niemniej wybory prezydenckie z 1990-go stanowiły niejako cenzus. Wszyscy mieli już dość tej wiecznej wojny i chcieli mieć święty spokój. Różne grupy partyjne, partyzanckie, społeczne, studenckie zaczęły szukać kompromisu i pokojowych rozwiązań. Wybory prezydenckie sprzed dwóch lat utrzymały ten trend i sytuacja tam zaczynała się powoli normować. Jedną z opcji polityki pojednania w narodzie była amnestia dla partyzantów. Jeśli złożyli broń i się ujawnili mieli obiecaną amnestię. I wyglądało na to, że wielu z nich z tego skorzystało. To sprawiało, że w całym kraju były liczne magazyny takiej postpartyzanckiej broni. Te większe zwożono do większych garnizonów wojskowych i posterunków policji. Ale na prowincji, taki zwykły posterunek policji to pewnie paru gliniarzy na krzyż, kiepsko uzbrojonych i zmotywowanych. Może nawet udałoby się coś odkupić od nich.

- No ale myśleliśmy o tej Nikaragui jako miejscu do zdobycia broni, takim wypadzie a nie jako miejscu do zakładania stałej placówki. Chociaż sam pomysł takiej placówki wydaje się całkiem ciekawy. Niestety jeśli brać pod uwagę Nikaraguę to właściwie nie mamy tam żadnej bazy ani ludzi. Trzeba by wszystko tam organizować właściwie od zera. - Cantano wydawał się być zaciekawiony pomysłem zagranicznej placówki szkoleniowej. Ale pod względem logistycznym czy finansowym nie mieli w tej materii żadnego zaplecza. Jak wygląda sytuacja w tamtym kraju to wiedział od jednego z marynarzy jaki pochodził stąd, z Margarity. Ale parę lat temu ożenił się i osiadł właśnie w tamtym kraju. Wciąż jednak trafiały mu się rejsy do Wenezueli, także tutaj na rodzinną wyspę. Nawet niedawno na święta przyleciał tutaj z rodziną stąd właśnie partyzanci mieli w miarę świeże informacje jak to wygląda. No ale poza tym jednym marynarzem trudno było o jakieś związki z Nikaraguą. Jakiś wypad po broń pewnie by pomógł zorganizować no ale zbudowanie placówki szkoleniowej to już grubsza sprawa wymagająca większego zachodu, wysiłku, osób i pieniędzy. Niemniej gdyby AIM się zdecydowała na taki ruch to Miguel obiecał wspomóc te wysiłki ale główna inicjatywa musiałaby leżeć po stronie wynajętych najemników.

- Nie ma się co oszukiwać Buck. My mamy pewne możliwości na naszej wyspie. Ale poza nią nasze możliwości są bardzo ograniczone. Co możemy to pomożemy ale póki nie możemy jawnie działać na naszej wyspie to mocno nam to krępuje swobodę manewru. - Cantano rozłożył ręcę na znak, że zdaje sobie sprawę z ograniczeń jakie narzuca im konspiracja jak i ograniczone zasoby. Sam pomysł utworzenia zagranicznej placówki szkoleniowej przypadł mu do gustu. Można było spróbować czy we wspomnianej Nikaragui, czy Gwatemali która miała podobną sytuację. Trwająca od początku lat 60-tych wojna domowa oficjalnie się skończyła dwa lata temu i też trwała tam ogólna demobilizacja wszelkich milicji, bojówek i partyzantek więc była okazja zdobycia broni a może jakichś kontaktów czy innych zasobów. A może Haiti? Ledwo co stamtąd wycofały się Błękitne Hełmy po kryzysie humanitarnym jaki tam panował. A znów z wolna zaczynał tam dominować chaos. Może coś by się udało na tym ugrać? No i tradycyjnie sąsiad Wenezueli czyli Kolumbia borykała się z wieloma problemami wewnętrznymi stając się wręcz synonimem matecznika karteli narkotykowych. Ale nie tylko. Pokłosiem czasów zimnej wojny była liczna i silna komunistyczna lub lewicowa partyzantka z jaką siły rządowe toczyły długotrwałą wojnę ciągnącą się już na kolejne pokolenie Kolumbijczyków. Kartele jednak jakoś potrafiły zorganizować przerzut narkotyków na światową skalę traktując choćby Wenezuelę a także Margaritę jako tranzyt do Zachodniej Europy i USA jakie były głównymi odbiorcami tej nielegalnej używki. I Cantano wcale nie ukrywał, że nie chciał aby jego ojczyzna była kojarzona z taką metką jaką miała Kolumbia. Zdawał się być zdania, że ten kraj jest pogrążony w jeszcze większym chaosie niż kontynentalna Wenezuela. Być może sprzyjało to założeniu tam jakiejś bazy szkoleniowej ale zapewne trzeba by podpisać pakt z jednym lub drugim diabłem.

- Co innego tutaj. Tutaj mamy pewne możliwości. Jakiś czas temu pytałeś o agentów jakich można by wysłać na kontynent. No i proszę, mamy pierwszych czterech ochotników. Pytałeś o miejsca do szkolenia i przygotowaliśmy ich parę. Podobnie będzie z ochotnikami na te szkolenia. Nie wszystko możemy mieć na dziś czy jutro. Pewne procesy wymagają czasu i przygotowań. Ale wiary w naszą sprawę i ochotników nam nie brakuje. But z Caracas nas ciśnie i wymusza sporo objazdów zamiast załatwić sprawę najprostszą drogą no i właśnie dlatego chcemy go zrzucić z siebie. Chcemy wolności i jesteśmy gotowi o nią walczyć. Ta broń co zdobyliście w Barcelonie to tylko pierwszy krok. Tak samo jak te szkolenia jakie zaczniemy wkrótce. Pytałeś o tych specjalistów. Tak, myślę, że znajdziemy takich. Może nie na dziś, nie na jutro ale popytamy i jestem pewien, że ochotnicy się znajdą. Podobnie jak z tą firmą przewozową do Barcelony. Rozumiem jakie to ważne dla sprawnych przerzutów promem broni czy czegokolwiek innego i zgadzam się, że to może nam się przydać wszystkim. Wśród naszych zwolenników znajdzie się ktoś kto mógłby mieć jakieś interesy do załatwienia na kontynencie a może już ma. Cierpliwości, na pewno ktoś taki się znajdzie. - Cantano co do spraw lokalnych, takie które dotyczyły jego wyspy, był o wiele pewniejszy co do swoich możliwości. Wydawało się, że o ile będzie miał swobodę czasu i manewru to o ile sprawa nie dotyczyła ściśle wojskowych spraw i broni z czym było wśród jego organizacji niezbyt wesoło to mógł sporo załatwić. Tych mechaników, włamywaczy i innych takich o jakich pytał łysy Amerykanin także.

- Ale przydałaby się jakaś akcja Buck. Tu, u nas, na wyspie. Wśród naszych rozeszła się wieść, że Miguel ściągnął zagranicznych najemników i wszyscy przyjęli to z radością i wielką nadzieją. No ale rozbudziło to oczekiwania. Zwłaszcza, że na wyspie widać coraz więcej mundurowych. I wojska i policji. Bojówki Partii Pracującej rzucają się coraz śmielej. Atmosfera jest napięta. Wszyscy się zastanawiają czy rząd wprowadzi stan wojenny. To by dało mu większą swobodę manewru na wyspie. Ale mogłoby wypłoszyć turystów a więc i ich euro, funty i dolary. Ludzie wykupują ze sklepów żywność, próbują się zbroić. Gangi zwietrzyły krew i robią się coraz śmielsze. Myśle, że jakiś popis waszych umiejętności w praktyce, jakaś akcja mogłaby podnieść naszych na duchu. Zwłaszcza wymierzona w gangi albo policję czy wojsko. Pomyśl o tym Buck. Nie musi to być na jutro ale dobrze by było abyście się jakoś pokazali. Waszą skuteczność. Także by mogło wpłynąć to na datki od naszych zwolenników bo póki nie mamy własnego rządu to musimy bazować na dobrowolnych składkach a z nich opłacamy między innymi was. Jak ludzie nie będą widzieć efektów waszych działań, nie przekonają się o waszej skuteczności, nie odczują poprawy sytuacji na własnej skórze z powodu waszych działań to coraz trudniej będzie mi ich prosić o cierpliwość i wiarę. I datki. Na razie jest dobrze ale sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Więc miej to na uwadze Buck jak będziecie planować działania na następne tygodnie. - pod koniec wódz wyspiarskich rebeliantów przyznał, że sytuacja na wyspie jest daleka od spokojnej. I jakiś efekt pojawienia się zagranicznych najemników na wyspie byłby mile widziany. Zrobiło się już sporo po południu na tych rozmowach. Gdy Carla zerknęła na zegarek i wstała od stołu.

- Jak chcecie zobaczyć zaćmienie Słońca to chodźcie do okna. - rzuciła do nich uśmiechając się lekko i sama podeszła do okna. Wiekszość zebranych także. Na dzisiaj było zapowiedziane całkowite zaćmienie Słońca. I właśnie zbliżała się ta pora.



https://upload.wikimedia.org/wikiped...1047401%29.jpg



Przez kilka minut można było obserwować jak tarcza słoneczna stopniowo jest przesłaniana przez ciemną tarczę Księżyca. Który z tej perspektywy wydawał się czarny. Stopniowo ją zasłaniał aż została ze Słońca tylko korona. Ktoś wyciagnął aparat albo kamerę i robił zdjęcia tego niecodziennego zjawiska atmosferycznego. Przez tą minutę czy dwie w środku dnia zrobiło się ciemno jak w nocy. Aż pełnia zaćmienia minęła i Księżyc zaczął powoli odsłaniać Słońce. Całość zjawiska nie trwała dłużej niż kilka minut więc już po chwili wszystko wróciło do normy.

---

Wieczorem Buck wysłał maila z raportem na Grenadę do Stanleya jaki z ramienia AIM patronował całej operacji na Margaricie. Dostał krótkie potwierdzenie odebrania raportu ale szef pewnie musiał się z nim zapoznać a potem przetrawić więc tak od ręki nie było co się spodziewać obszerniejszej odpowiedzi.

Wieczorem zadzwonił też Carabinieri. Z hotelowego telefonu. Nie rozdrabniał się za bardzo powiedział tylko, że w dzień spotkali się z Tweety z Ricardo i poszło tak wyśmienicie, że zostawił ich samych. No a potem Tweety wróciła do hotelu z pewnym interesującym nagraniem. Ale to jak już Buck wróci do miasta i hotelu to o tym pogadają i pooglądają. W każdym razie Włoch wydawał się być zadowolony, że nagranie powinno się wpisywać w oczekiwania “klientki”. No a na jutro dziewczyny planowały wizytę u fryzjera ale to jutro to jeszcze nie wiadomo co z tego wyjdzie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online