Wszyscy chcieli mieć już to za sobą. Obawy zostały więc zepchnięte na margines. Jak się mówi A to trzeba też powiedzieć i B. Może i coś jest nie tak, ale z drugiej strony, przy takiej akcji bez ryzyka przecież się nie obejdzie.
Wiśnia podjechał pod budynek zakładu medycyny sądowej. Kafar (a właściwie Paweł Kafarski – bo tak nazywał się Neosanata) machnął strażnikowi jakąś przepustką przed nosem, a ten bez słowa otworzył rogatkę. Tadek obserwował okolicę. Szlaban był lekki, jeśli byłaby taka potrzeba łatwo staranuje go furgonetką. Ale chyba takiej potrzeby nie będzie. Oby…
Wojciech i Witold wzięli się za nosze, na których spoczywały „zwłoki”, a w rzeczywistości Robert Dunin – Wilkosz.
- Znoście ich do prosektorium, wiecie gdzie? Jurek, pokaż im – koleś który otworzył im bramę wydał polecenie młodszemu pomocnikowi.
- Chodźcie ze mną - powiedział Jurek.
-
Zaraz, a drugi denat? Nie będziecie tam łazić dwa razy, przecież jest was czterech. Konwojent i kierowca mogą zanieść drugiego, nie? Będzie mniej łażenia. Z resztą w środku pewnie i tak wam się zejdzie. Doktorek lubi zadawać dużo pytań i dokładnie wypełniać wszystkie gówniane formularze, jak przyjmuje nowych nieboszczyków. Cholerny pedant – „odźwierny” chyba lubił trochę sobie porządzić. Nikt nie był jednak w nastroju do kłótni, toteż Wiśnia i Kafar złapali drugie nosze, na których leżał Tumak i poszli za Jurkiem. Ten daleko ich nie zaprowadził. Zaraz za zakrętem korytarza powiedział
- dalej prosto i trzecie drzwi po lewo – po czym odwrócił się i poszedł z powrotem. Ekipa po chwili była na miejscu.
-Dwóch denatów? Cholera. Dlaczego nikt mnie nie uprzedził? - marudził lekarz
–
zaraz wyciągnę tą całą papierologię i …- nie dokończył. Zamiast tego osunął się na podłogę, dość sprawnie ogłuszony przez Kafara.
- Wyłazić! - zakomenderował Wojciech. Robert i Kornel z ulgą opuścili worki. Cała ekipa szybko przebrała się w stroje ekipy sprzątającej, które również były tam ukryte. Wojciech był zaradnym i przewidującym człowiekiem. Pomimo, że Wiśnia miał zostać w samochodzie, to jednak strój sprzątacza był przygotowany również dla niego. Jak się teraz okazało było to słuszne posunięcie. Doktorek został w międzyczasie związany i zakneblowany. Ekipa natomiast już po chwili schodziła schodami do podziemnego kompleksu budynku prokuratury, w którym mieściły się obszerne archiwa.
- To gdzie teraz, panie Wilkosz? - zapytał Wojciech.