Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2023, 13:25   #1
snaga
 
snaga's Avatar
 
Reputacja: 1 snaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputacjęsnaga ma wspaniałą reputację
[W poszukiwaniu Zamarzniętego Płomienia I] Księżyc Złamanych Kłów [18+]



ROZDZIAŁ I: OGIEŃ NA HORYZONCIE

* * *

Czas Syorn - smutku i umniejszenia,
Królestwo Mamucich Władców, północny Avistan,
wczesna wiosna



W brutalnej tundrze Krainy Mamucich Władców tylko najtwardsi ludzie są w stanie wytrzymać niesprzyjającą pogodę, wytropić niebezpieczną zwierzynę i odeprzeć wrogie plemiona. Członkowie plemienia Złamanego Kła przemierzali swój mały skrawek Królestwa we względnym spokoju. Każdego roku, przez prawie sześć pokoleń, plemię podążało za stadami mamutów w cyrkularnej migracji obejmującej większość zachodniego Królestwa. Ludzie przestrzegali tradycji przekazywanych od niepamiętnych czasów, w tym sztuki przetrwania w surowej krainie i rytuałów, które już wtedy były stare, choć świat jeszcze młody.

Za nimi była najdłuższa i najcięższa z zim, jaką przeżyli podczas swego istnienia. Nawet najstarsi członkowie grupy nie pamiętali takich mrozów i ciągnących się niemal w nieskończoność opadów śniegu. Zgromadzone na ten czas zapasy pozwoliły ledwo przetrwać ten ciężki okres, jednak wszyscy zdawali sobie sprawę, że kolejna taka długa zima może okazać się potężnym ciosem dla całego plemienia. Zwłaszcza, że podczas tych kilku miesięcy totalnej zmarzliny zwierzyny łownej było jak na lekarstwo. Pomimo tych trudności Złamane Kły podtrzymywały tradycje z dziada pradziada, w dużej mierze zaprzeczając realiom zmieniającego się wokół nich świata.

Zima zdawała się odejść na dobre, choć pogoda wciąż nie rozpieszczała, a północny wiatr niósł ze sobą wspomnienie tych ciężkich kilku miesięcy. Plemię dotarło w końcu do znanej wszystkim Równiny Gornok. Tutaj planowali rozbić obóz i obchodzić Noc Zielonego Księżyca – święto, podczas którego ludzie żegnali się z trudami zimy i świętowali nadejście wiosny. Podobnie jak w poprzednich latach, zgromadzenie zamierzało odprawić ceremonię pośród pierścienia zwietrzałych, stojących na pobliskim wzgórzu kamieni, zwanych Skalnym Krosnem. Niedaleko świętego miejsca założyli swoje obozowisko, mogąc odpocząć po trudach podróży i cieszyć się ciszą oraz spokojem.

Choć warunki z roku na rok były coraz cięższe, to nikt nie narzekał. Od dziecka wszyscy w plemieniu mieli wpajaną filozofię brania z tego życia co się da i nie poddawania się tej wymagającej i często śmiercionośnej krainie. Byli jednym z naturą, rozpoznając i chłonąc duchową esencję ze wszystkiego, co ich otaczało. Pozwalało to tropicielom obłaskawiać zwierzynę, skaldom przekazywać barwne opowieści o swoich przodkach, kapłanom manifestować moce zesłane przez Siostrę Cinder i innych bogów a wojownikom patrzeć śmierci w oczy z niezachwianą pewnością siebie. Złamane Kły jako jedyne plemię na tych ziemiach było otwarte na przyjmowanie pod swoje skrzydła nowych członków, jeśli ci będą respektować ich zasady.


Było niemal południe, gdy w cieniu Skalnego Krosna w harmonijny, zorganizowany sposób wzniesiono spore jurty, a każda z nich posiadała proporce z symbolami klanów plemienia: Sokoła, Łosia, Piżmowoła i Wydry. Niedaleko wypasano tuzin mamutów oraz ich młode a w całym obozie panowało zamieszanie - każdy wiedział, co ma robić i z czym sobie radzić. Przyjemny śpiew Argakoy, liderki Domu Wydry przecinał wciąż mroźne powietrze, zagrzewając wszystkich do pracy. Dziwnie milcząca była Nakta, uzdrowicielka i głowa Domu Łosia, wpatrująca się w strzelające w górę płomienie rozpalonego ogniska. Nieopodal dało się słyszeć chrapliwy głos krasnoluda Merthiga, przywódcy Domu Piżmowoła, który zawiadywał garstką młodych chłopców roznoszących worki z torfem. Był niegdyś potężnym wojownikiem a po tym, gdy stracił rękę w walce z ogrem, zaczął trzymać się bliżej pozostałych liderów klanów. Jego żona, Gagra, zawsze doglądała świętych ognisk, zapewniając Kłom przetrwanie kolejnej zimy.

I wreszcie Starszy Eiwa, przywódca Domu Sokoła, którego uchwyciliście siedzącego na szczycie pobliskiego, niewielkiego wzniesienia. Mówiło się, że pomimo faktu, iż decyzje na temat życia plemienia podejmowali wspólnie liderzy czterech Domów, to Eiwa był najbardziej szanowany i miał ostatnie słowo. Patrzył teraz z dumą, ale i smutkiem w oczach, jak prawnuk jego siostry, Pakano, rozstawiał po kątach członków klanu Sokoła, jakby sam był już Mamucim Władcą. Młody Kieł był pewny swoich umiejętności, ale oprócz tego nieco zbyt dumny i zarozumiały. Nie był zbyt lubiany. Nie od dziś wiedzieliście, że martwiło to Eiwę, który prędzej czy później odejdzie z tego świata, przekazując władzę właśnie Pakano.

Urządzanie obozu dobiegało powoli końca, a każde z was zajęte było własnymi sprawami, wymieniając co jakiś czas kilka słów z kręcącymi się tu i ówdzie członkami wszystkich Domów. Choć zima odeszła, powietrze wciąż było mroźne i póki co nic nie zapowiadało zmiany pogody.
 
__________________
The Black Order!

Ostatnio edytowane przez snaga : 21-01-2023 o 15:58.
snaga jest offline