-Kurwasz mać! Ależ wieje.- klął po drodze Bosman chcąc dopełnić obowiązków.
Wziął łeb w jakąś beczkę z deszczówką, albo liczył, ze to deszczówka i tak trochę orzeźwione poszedł się spotkać z resztą.
Towarzyszyła mu typowa późno nocna, albo wczesno poranna tortugańska otoczka.
Choć o ludziach z łajby wiedział sporo, ale widzieć, a widzieć to dwie różne rzeczy, a owieczka była nie wina, jednakże była robota do zrobienia.
-Kurwaaaaaaaaa!- ryknął w sposób co zbudziłby niedźwiedzia.
-Jaki kurlwa interes !? Po piersze i dwa słuchać się co teraz zrobimy.- tu zrobił puaze dla efektu
- Iziemy najpierw wzio co na klina potem obowiązki, zakup wszystkiego oprócz napitku, potem ściągamy kogo się do załadowania łajby, a ja dokańczam w międzyczasie resztę interesów.- zasapał się od gadania.
- Wszystko jasne !? Aaaaaaa teraz na przód! Czym się strułeś tym się lecz. Jak to mój staruszek mawiał- ewidentnie pomimo kąpieli, promil dalej mu we krwi szumiał.
Z drugiej strony to nie pierwsze robota lądowa na rauszu jaką odbębnia.
Dzięki piciu ląd mu się nie kołysze jak chodzi.
Ot taka choroba zawodowa starego wilka morskiego.