Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2023, 09:38   #5
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Nalla zrobiła głęboki wdech. Wiosna nadchodziła. Powietrze było cieplejsze. Było w nim też czuć rośliny, które już masowo wychodziły spod śniegu. Zresztą to śniegu było coraz mniej. Złamane Kły dotarły na miejsce po długim i forsownym marszu, ale teraz koniec. Teraz przyszedł czas na rozbicie obozu. No i nadchodził jej dzień.

Nalla był nastolatką. Miała za sobą czternaście wiosen. Ta była piętnasta. Najwyższy czas udowodnić w plemieniu swoją przydatność.

Niosła ze sobą wielki plecak. Jak wszyscy w klanie miała ze sobą cały dobytek. Wszystko z czym była związane musiało się mieścić na plecach.

Była bardzo zgrabna jak na goliatkę. Zazwyczaj była też uśmiechnięta. Często poprawiała swoje brązowe włosy. Włosy goliatek były raczej rzadkie. Bardzo często kobiety z plemienia goliły się na łyso, bo tak było łatwiej. Mężczyźni goliaci prawie nigdy nie miewali włosów na głowie. W każdym razie Nalla była zgrabna i drobna jak na goliatkę, a fakt posiadania włosów czynił ja atrakcyjną w oczach wielu mężczyzn. To, że była drobna oznaczało, że miała tylko cal ponad siedem stóp wzrostu. Jej ojciec Lo-Kag Poeracz Kamieni miał dla porównania ponad osiem stóp i był najpotęzniejszym i najstarszym przedstawicilem Turów. Plemienia zgromadzonego pod sztandarem Wydry.

Wśród plemion północy goliatów było dużo więcej niż wśród ludzi na południu.
Tutaj nikogo nie dziwili pólgiganci. Zresztą przy mamutach i innej megafaunie nie wyróżniali się tak bardzo.

- Czeka nas dziś ciepła noc - Nalla najpierw usłyszała głos, potem poczuła przyjemne dotknięcie na ramieniu. Vauena Patrząca w Niebo. Żona Lo-Kaga i matka Nalli chyba najlepiej ze wszystkich w plemieniu odczytywała znaki natury. Próbowała uczyć córkę tej trudnej sztuki, jednak Nalla nie chwytała tego tak szybko jak Vauena by chciała.
- Dobrze. Natura będzie cię słuchać, tak jak ludzie z plemienia.

Młoda goliatka poczuła napięcie. Dziś był jej wielki wieczór. Święto. Początek wiosny. Czas, gdy wszyscy pieśniośpiewacze zbierają się przy ogniu i śpiewają historię plemienia. Sześć pokoleń wielkich zwycięstw i doświadczeń wyciągniętych z porażek wyśpiewanych w jeden wieczór.

- Córeczko poradzisz sobie. Jestem tego pewna.
- Dziękuję mamo -
półolbrzymka przytuliła swoją mamę mocno. Zacisnęła powieki i poczuła jak pod powiekami zbierają się łzy. Cieszyła się, że wreszcie będzie przydatna dla plemienia. Liczyła na to, że już niedługo dostanie swoje plemienne imię.

- Dobra, idź pomóc braciom rozłożyć namioty. Nie chcemy mieć najgorszych miejsc.

Dziewczyna spojrzała w niebo, żeby powstrzymać łzy. Przez moment wydawało się jej, że widzi w górze wielkiego kruka. Tego samego, który nawiedzał ją w snach. Jednak ptak zniknął po mrugnięciu okiem. Nalla potrząsnęła głową odganiając od siebie niepokój wywołany obecnością kruka. Miała krok sprężysty. Niemal taneczny. Każdy, kto widział ją z daleka dostrzegał lekkość jej kroków. Do czasu aż mijała ludzi, którzy byli o dwie lub trzy głowy niżsi. Lekka włócznia, którą nosiła na ramieniu w rękach ludzi mogła aspirować do rozmiaru piki. Okrągła drewniana tarcza na jej plecach pozwalałaby krasnoludowi osłonic ciało od stóp do czoła. Lekka kusza zwisająca z plecaka od człowieka wymagałaby użycia dwóch rąk do naciągu. Zdobyła ją w starciu z grupą orków poprzedniego lata. A jednak wszystko to, podobnie jak lekka skórznia zdobiona kośćmi mamuta i zaopatrzona w kaptur było idealnie dopasowane do goliatki.

Przeszła szybko przez obóz witajc tych, którzy pierwsi przybyli na miejsce. W trakcie wędrówki goliaci zazwyczaj trzymaali się z tyłu. Ich lud był wytrzymały. Gdy ludzie padali zmęczeni wędrówką, lub zwalniali tempo, to goliaci się dostosowywali. Plemię zawsze pozwalało najsłabszym podążać przodem. Oni nie zostawiali swoich. Nigdy. Gdyby goliaci prowadzili pochód, to wiele osób mogłoby nie wytrzymać tempa, a wtedy nikt by na nich nie zaczekał. Pewne rzeczy w plemieniu były oczywiste.

Jej rodzina rozbijała dwa duże namioty. Jeden zajmowała z rodzicami i dwoma braćmi. Drugi zajmował jej najstarszy brat - Vimak Ściskający Niedźwiedzia. Dorobił się syna. Dziecko miało niespełna trzy tygodnie. Rodziło się na koniec zimy, więc to dobry omen. Nie miało imienia. Goliaci nie nadawali imion dzieciom, które nie przeżyły pięciu zim. Tak naprawdę mało kto przeżywał pięć zim. Nalla miałaby trzy siostry i siedmiu braci gdyby było inaczej. Tymczasem przeżyła ich tylko czwórka. Vimak miał też starszą córkę. Vaulę. Dziewczynka dostała imię dopiero poprzedniej wiosny i była ulubienicą Nalli. Szkolona na pieśniośpiewaczkę goliatka wcisnęła dziewczynce garść suszonyh owoców, które prztrzymywała całą zimę. Teraz nadchodziła wiosna. Uzupełnią zapasy.

- Tylko podziel się z mamą. Ona musi mieć siłę, żeby karmić twojego braciszka - powiedziała czochrając krótkie włosy małej goliatki.


Lo-Kag pomagał rozbić namiot starszemu synowi, podczas gdy ich namiot był w powijakach. Zahil Lekkostopy i Dogar Twardogłowy znowu się kłocili. Między tymi dwoma braćmi był ledwie rok różnicy i cały czas konkurowali. A mieli w czym, bo byli zupełnie inni. Zahil był najlepiej skradającym się goliatem w plemieniu. Dogar zaś zyskał swój przydomek dlatego, że czołem zderzył się z kozica górską, a ta padła martwa. Obydwaj należeli do łowców-zwiadowców i zdawać by się mogło, że bez problemu rozłożą namiot. A jednak przepychanki i animozje stały na ich drodze. Było w tym coś dziecinnego, choć obaj byli o dekadę starsi niż Nalla. Dopiero gdy Lo-Kag swym zwyczajem przyzedł i na nich warknął zaczęli pracować jakby całe zycie zajmowali się tylko tym. Przekazywali sobie olinowanie i śledzie bez słów. Prwie bez patrzenia na siebie. A jednak każdy był dokładnie tam, gdie ten drugi potrzebował go w danej chwili. Nalla przynosiła im tylko skóry nowe elementy namiotu. W końcu odsunęła się.

Z daleka dochodził głos pieśni Argakoy. Golitka złożyła nogi i umieściła między nimi bęben z naciągniętą na niego skórą. Chwilę nuciła pod nosem aż uchwyciła harmonię z najstarszą pieśniopiewaczką w obrocie. A potem uderzyła w bęben. Znała tę pieśń. “Pieśń wiosennego obozu”. Pieśń, w której dziękowali za łaskę przetrwania zimy. Po chwili dołączyła do śpiewu w rytm uderzania o bęben.

Głos Nalli był niezwykły. Cieply. Kojący. Wszyscy goliaci mieli niskie głosy, ale jej wzbudzał wyjątkowo pozytywne odczucia. Słuchajac jej możn bylo zapomnieć, że jest goliatką. Uderzała w bęben z pasją. Wiedziała, że pieśń plemienia jest jej przeznaczeniem. A teraz, gdy zaczęła się jej piętnasta wiosna wieczorem miała wystąpić z innymi pieśniośpiewaczami. Była gotowa. Pień niosła jej duszę. I to pozwalało zapomnieć o ciężkiej zimie jaka się zakończyła. Teraz liczyła się jedynie Noc Zielonego Księżyca.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline