Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2023, 17:41   #357
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 85 - 2526.I.16; fst; noc

Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: światła pochodni, wnętrze piramidy na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, sła.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie


Bertrand



Bretończyk dołączył do szarży Amazonek skierowanej przeciwko straży zimnokrwistych. Z racji tego, że korytarz nie był przeznaczony do zbiorowych potyczek to na raz w linii mogło walczyć trójka wojowników w jednej z linii. Bertrand zaatakował stojącego w środku szyku saurusa, blondwłosa Maanena tego drugiego stojącego przy ścianie zaś jedna z łowczyń skinka flankującego środkowego saurusa. Gady chroniły się tarczami zrobionymi z jakiejś skóry i kości, te większe miały w dłoniach tą charakterystyczną dla tutejszych krain obsynitową broń zaś skink włócznię.

Początek walki był dość wyrównany. Mimo impetu uderzenia napastników gady przyjęły je na siebie z zimnokrwistą obojętnością. Bertrandowi dość szybko udało się trafić rapierem gdzieś w górny korpus saurusa, ponad jego zasłonę z tarczy. Gad zaryczał z wściekłości czy boleści ale nie wyglądało aby to go jakoś zbytnio ruszyło. Co więcej zaraz potem zdzielił swoją maczugą bretońskiego kawalera aż ten krzyknął z bólu. Zabolało! A w rozerwanej koszuli, skórze i mięśniach trysnęła krew barwiąc je i spodnie na czerwono. Co więcej cios go spowolnił i osłabił. Niezbyt miał okazję aby obserwować jak idzie flankującym go wojowniczkom, walczył dalej ze swoim przeciwnikiem. Okrzyk bólu liderki łowczyń i jej wojowniczki świadczyły, że też musiały oberwać.

Chwilę później udało mu się zrewanżować. Jego rapier znów trafił saurusa i ten zaryczał z bólu, na gadziej skórze pojawiła się żółta posoka ale mimo to nie opuścił miejsca w szyku. Chciał się zrewanżować Bretończykowi i jego obsynitowa broń świsnęła tuż nad jego głową. Temu udało się to wykorzystać i dźgnąć go rapierem w masywne ramię chociaż rana nie była zbyt poważna. I znów wrócili na swoje pozycje. Maanena stęknęła głucho gdy widocznie znów trafił ją saurus z jakim walczyła. Jej siostra po lewej stronie Bretończyka przebiła włócznią pierszego skinka jaki padł na posadzkę. Ale drugi natychmiast zajął jego miejsce. Tego jednak trafiła włócznią gdzieś w górną część klatki piersiowej gdzie powinny być płuca. Skink zasapał się, zaksrzeczał i odskoczył w tył znikając walczącym z pola widzenia. Za to jego miejsce zajął kolejny zwinny, gadzi wojownik.

Ciężko ranny Bretończyk znów zaatakował ciężko rannego saurusa. Rapier znów przebił się przez zasłonę gadziej tarczy i broni. Tym razem jednak tylko sie wygiął gdy tuż pod skórą przeciwnika trafił na jakąś kość czy coś takiego i nie zdołał przebić się w jego trzewia. Saurus zrewanżował mu się siekąc swoją maczugą na odlew i gdyby trafił Bretończyk mógłby mieć poważne tarapaty. Ale na szczęście ciepłokrwistego maczuga świsnęła blisko niego ale go nie sięgła. Tak blisko, że poczuł podmuch jej uderzenia. I znów udało mu się wykonać kontrę ale rapier ponownie ugrzązł w podskórnych kościach saurusa.

Wymieniali się tak ciosami i wyglądało na to, że Bertrand jest sprawniejszym szermierzem od gadziego przeciwnika. Ale nie dorównywał mu pod względem odporności na ciosy. Ten zaś walczył do końca. Pomimo tego, że ludzki przeciwnik trafił go po raz kolejny w udo ale niezbyt głęboko. Dopiero kolejny cios zakończył ten pojedynek. Gdy saurus zrobił wypad maczugą jakby chciał znienacka trafić w pierś przeciwnika i go przewalić temu udało się zejść z lini ciosu. I trafić go rapierem w grubą, gadzią szyję. Saurus zaryczał rozdzierająco, przez dziurę po rapierze zaczęła się pienić i tryskać żółta posoka, gad złapał się za tą szykę i zwalił się z łoskotem na posadzkę. Bertrand zdołał tylko zauważyć, że zakrwawiona Maanena po jego prawej ledwo stoi na nogach wciąż walcząc z drugim saurusem zaś łowczyni po jego lewej pojedynkuje się z kolejnym skinkiem. Też oberwała ale nie aż tak jak ich liderka. Skink zresztą też wyglądał jakby miał już dość.

Wszystko to Bretończyk ogarnął jednym spojrzeniem oka gdyż miejsce zabitego saurusa bez wahania zajął jeden z czekających do tej pory w drugiej linii skinków. Znów się zmierzyli ze sobą. Człowiek był zdecydowanie wyższy i masywniejszy od skinka. Ten jednak zdawał się tym nie przejmować. Śmiało i z zawziętością atakował go swoją włócznią. Bertrand zaś odczuwał to pierwsze trafienie saurusa i zdawał sobie sprawę, że jest wolniejszy i słabszy niż na początku walki.

Skink jednak atakował go może nawet zbyt śmiało. Bo udało mu się przebić przez jego tarczę i trafić go w brzuch. Mały gad zaskrzeczał po czym chciał się odgryźć. Wyskoczył w wypadzie do przodu aby dźgnąć go włócznią zakończoną kawałkiem zaostrzonego obsynitu ale Bretończykowi udało się wtedy trafić go z góry w grzbiet przebijając go rapierem na wylot. Mały gad ostatni raz zasyczał i upadł na posadzkę. Ale jego miejsce momentalnie zajął kolejny skink, w ogóle nie pomny na lod gadzich braci.

Bretońskiemu kawalerowi udało się go trafić gdzieś w górę piersi gdzie rapier zanurzył się prawie na jedną trzecią. Skink zapiszczał i odskoczył w tył. Ale to było za mało aby go wyłączyć z walki. Co więcej rzucił się do przodu tak niadspodziewanie szybko, że tym razem Bertrand okazał się odrobinę za wolny. I ostrze obsynitowej włóczni wbiło mu się w udo. Zabolało i zapiekło jakby ktoś mu tam wsadził rozgrzany patyk! Skink zaskrzeczał ze złośliwej uciechy. Tuż obok po prawej Maanena chwiejąc wycofała się przed naporem saurusa. Ale zanim ten zdążył postąpić za nią czy wejść na flankę Bertranda czekająca do tej pory w rezerwie Amazonka zajęła jej miejsce przyjmując to starcie na siebie.

Bertrandowi udało się wkrótce trafić skinka. Raz, potem korzystając z jego nieuwagi ponownie. Wreszcie padł w kałuży pomarańczowej krwi na posadzce. Ciężko dyszący Bertrand rozejrzał się. Obie wojowniczki osaczyły pod ścianą drugiego saurusa i jedna z nich wbiła mu swoją obsynitową włócznię w pierś. Gad zaryczał i próbował chlasnąć ją ogonem ale udało jej się uskoczyć. Co wykorzystała druga wojowniczka trafiając go w żebra. Jednak i jej ostrze zachrobotało tylko po kościach jedynie zostawiając krwawą, niegroźną rysę na skórze. To jednak zdeprymowało saurusa bo zamachnął się nad nią tracąc na moment z oczu drugą łowczynię. Ta wybiła się do przodu i wbiła mu od dołu włócznię tuż pod linię żeber. Ostrze i drzewce rozpruło wnętrzności w drodze ku płucom gada. Ta rana w połączeniu z poprzednimi przekroczyła gadzią wytrzymałość. Saurus zacharczał, wygiął się w łuk niosąc swoją skargę sufitowi i echu bezkresnych korytarzy piramidy. Po czym zwalił się jak ścięte drzewo na posadzkę. Amazonki zakrzynęły triumfalnie wznosząc do góry swoje zakrwawione włócznie.

Pokonali gadzią straż część zabijająć część skinków ciężko ranna rzuciła się do ucieczki. Ale i sami ponieśli straty. Maanena była chyba w najgorszym stanie z nich wszystkich. Kilka trafień saurusową bronią sprawiło, że ledwo stała na nogach. Musiała opierać się o ścianę i swoją włócznię aby nie upaść. Było widać, że jest u kresu swoich sił i raczej nie będzie można liczyć na nią w kolejnym starciu. Bertrand i ta pierwsza łowczyni z warkoczykami ciężko dyszeli, krwawili i byli w ciężkim stanie. Tylko ta druga wojowniczka dla której początkowo zabrakło miejsca w korytarzu aby dołączyć do walki wyszła z niej bez widocznych obrażeń. Do tego rana od dźgnięcia włócznią skinka paliła Bertranda jakby utkwił w niej rozgrzany węgielek.

Ona właśnie krzyknęła coś krótko i wskazała na wejście. Jej siostry znieruchomiały też tam się wpatrując. Bębny ucichły. A ze środka było słyszeć odgłosy szamotaniny i walki. Kobiece okrzyki, jakieś gadzie piski, szczęk broni i tego typu dźwięki zwiastujące jakieś starcie.

Maanena krzyknęła coś krótko pokazując gest “naprzód”. Ocalała Amazonka ruszyła pierwsza podbiegając do wejścia. Jej ranne siostry ruszyły za nią. Po chwili cała grupka mogła zajrzeć do środka.




https://i.pinimg.com/564x/f1/44/aa/f...eaed0cdc68.jpg


Wewnątrz zastali chaos walki. Na środku pomieszczenia stało owalne, kamienne coś. Mistetnie rzeźbione a za nim i dookoła niego toczyła się walka. Grupka ciemnoskórej Majo musiała tu jakoś dotrzeć innym wejściem. Na przeciwko siebie widać było prawie nagie plecy dwóch łowczyń jakie zapewne powstrzymywały napór gadziej straży lub posiłków. Jedna z łowczyń stała za tym kamiennym, płaskim monumentem. Ciężko dyszała i krwawiła z jakichś ran. Na twarzy jednak malowała się nieustępliwa determinację. Osaczona przez trzy atakujące ją skinki trwała na swojej pozycji nie cofając się ani o krok. Chociaż łatwiej było walczyć czy to bronić się czy atakować gdy miało się swobodę manewru. Wojowniczka jednak broniła dostępu do pleców swojej liderki. Majo bowiem stała jak skamieniała. Jakby pozowała do jakiejś rzeźby atakującej Amazonki. Z włócznią skierowaną do ataku i uniesioną tarczą. Na jej twarzy też malowało się ogromne napięcie i wysiłek. Jednak nie stała tak całkien nieruchomo. Wydawało się, że centymetr po centymetrze forsuje jakąś niewidzialną barierę. Naprzeciwko niej, ledwo parę kroków stał bowiem skink. Ale inny niż do tej pory widzieli przybysze zza oceanu.




https://cdna.artstation.com/p/assets...jpg?1506720671

Ten miał błękitną skórę, ozdobny pióropusz, wiele złotych ozdób w formie dziwnych wisiorków i branzolet oraz liczne malunki albo tatuaże na swojej skórze. Do tego odziany był bogatszą i ozdobną przepaskę biodrową a nie takie dość proste jakie miały widywane do tej pory skinki. Albo i często obywały się bez nich. Do tego dzierżył jeszcze jakiś ozdobny kostur jaki przybyszom zza oceanu mógł się kojarzyć z magami, mędrcami, eremitami i uczonymi. Maanena dojrzała to wszystko w jednej chwili i krzyknęła rozkazująco wskazując włócznią na tego właśnie skinka. Obie jej wojowniczki bez wahania rzuciły się przez przewalone bębny i zabite skinki w kierunku tego błękitnego.

Rozległy się nowe kobiece krzyki. I gdy blond wojowniczka spojrzała w głąb korytarza ujrzała trójkę swoich sióstr jakie zostawili w korytarzu aby jak najszybciej dotrzeć do świątyni. Ta mniej ranna i ta co została aby opatrzyć im rany wlokły między sobą tą trzecią jaka ledwo powłóczyła nogami. Obie zranione bielały opatrunkami. Ale ponaglająco krzyczały coś do liderki pokazując za siebie. Maanena wyszła na środek korytarza próbując dojrzeć coś za ich plecami. Wyglądało na to, że uchodzące siostry mają na karkach gadzi pościg. Blondyka krzyknęła coś rozkazująco i cała trójka zatrzymała się. Teraz Amazonki ustawiły się w obronną linię włóczni i tarcz zamierzając powstrzymać gadzią odsiecz.



Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: - na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, sła.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie



Carsten



- No to zaczynamy bal. - Olmedo splunął gdzieś w tropikalną ciemność. Widocznie gady potrzebowały nieco czasu aby zareagować na tą nocną napaść. Ale gwałtowne dudnienie tamtamów, eksplozja prochu pod pomnikiem, coraz większa wrzawa czyniona przez straże oraz palby z marynarskich pistoletów odniosły skutek. Pomiędzy piramidami widać było coraz więcej ogonisatych, gadzich kształtów, coraz więcej pochodni, robiło się coraz głośniej od porykiwań i skrzeków gadzich bestii. Trudno było zaprzeczyć, że rozbudziło się całe miasto jakie do tej pory było uśpione. Nawet nie było co liczyć tego mrowia jakie tam biegało, zbierało się, organizowało albo biegało z rozkazami.

- Długo zamierzasz czekać? Albo pryskamy teraz albo w ogóle. Nie przebijemy się jak się wezmą za regularne oblężenie. - Olmedo zapytał cicho czarnowłosego Carstena. Z bliska Sylvańczyk widział jak tamten jest zaniepokojony rozwojem wypadków. Na razie po eksplozji i pierwszych salwach oddziału Zoji tam oraz ostrzelaniu z łuków skinkowych strażników tu, jakby o nich zapomniano. Chociać sytuacja na poziomie gruntu i w niższych piramidach wyraźnie mówiła, że jaszczuroludzie już wiedzą o intruzach i zbierają siły do kontrakcji. A, że był tu ich główny obóz to była ich tu cała chmara, oddziałków zwiadoców szkoda było do nich porównywać pod względem liczby.

- Jak dla mnie nie ma co tu czekać. Trzeba stąd pryskać. Albo do tej blondyny i rudej do piramidy albo przebijać się do Zoji. Nie mamy żadnej Amazonki co by nas poprowadziła. - wyraził swoje zdanie co powinni teraz robić.

- Tam na dole chyba się szykują na nas. - rzekł któryś z górali wskazując brodą w dół. Tam, na dole, wiele poziomów poniżej, u podstaw tej sztucznej, kamiennej góry widać było nieco podłużne kreski. Jakieś zbiorowisko gadów, chyba skinków ale z tej odległości i jak część z nich była poza zasięgiem światła z pochodni to nie można było być tego takim pewnym.

- Zoji coś też nie słychać. - mruknęła niepewnie Nora próbując coś wypatrzyć po drugiej stronie placu. Widać było ciemną, podłużną plamę przewróconego posągu. Ale drobne, ludzkie sylwetki w ciemnościach nocy nie było szans dostrzec. Wciąż można było usłyszeć gdyby prowadzili ogień. Tak jak wcześniej ich słyszeli.

- Pewnie się wycofali. Mieli wysadzić głowę a potem się wycofać. - rzekł smętnie jeden z górali jakby ostatni przyjazny element na tej planszy ich opuścił.

- Mieli osłonić nam odwrót póki dadzą radę. Może po prostu nie mają tam do kogo strzelać do siedzą cicho. - warknął na niego Olmedo ale sam chyba nie był do końca pewien co może oznaczać przedłużająca się cisza z drugiej strony placu. Cisza i miny jego ludzi mówiły wyraźnie, że w najlepszym razie są sceptyczni do takiej interpretacji ciszy.

- Ha! Mówiłem wam! Jeszcze tam są! - krzyknął ucieszony Olmedo gdy niespodziewanie dało się naraz słyszeć wystrzał z kilku pistoletowych luf na raz. Widać było jakiś ruch po drugiej stronie placu ale trudno było się zorientować co tam się dzieje.

- Ktoś idzie! - syknął ostrzegawczo Sergio który trwał na straży przy kotarze prowadzącej w głąb piramidy. Sytuacja powtorzyła się i grupka góali zamarła przy ścianach przedsionka aby wziąć z zasadzki nieproszonego gościa. Widok wyłaniającej się zza kotary bladolicej kobiety w nieco już pobrudzonej i rozdartej czarno - czerwonej sukni był chyba jeszcze bardziej zaskakujący niż jakiegoś skinka.

- Dobry wieczór państwu. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - powiedziała panna von Schwarz ze spokojem, elegancją i godnością jakby wchodziła do salonu pełnego szlachetnie urodzonych podczas jakiegoś balu czy spotkania.

- A gdzie reszta? - zapytał zaniepokojony herszt górali widząc, że poza nią nikt inny się nie pojawia. Posłał pytające spojrzenie Sergio i Novej ale ci zajrzeli za kotarę i pokręcili głowami na znak, że nikogo innego nie widać.

- Rozstaliśmy się. O ile się orientuję są na niższych poziomach piramidy. - odparła stirlandzka szlachcianka podchodząc do krawędzi piramidy aby zorientować się w sytuacji na dole.

- Żyją? - zapytał w końcu Miguel widocznie zdeprymowany taką odpowiedzią i tym wszystkim.

- Mam nadzieję, że tak. Słyszałam odgłosy walki z dołu. Sugerowałabym aby ich wspomóc. Gady znają inne wejścia do piramidy i nie muszą atakować tędy. Jak się zgromadzą dostaną się do środka i wyjdą tak jak ja, od tyłu. Rozdzielą was i odetną. Dlatego proponuję wam udać się na dół. Tam też są inne wyjścia z piramidy. Amazonki zapewne znają takie jakie prowadzą daleko w dżungle. Nie zdziwię się jeśli będą chciały ich użyć do ewakucacji. Nie muszą wracać tutaj na sam szczyt. - oznajmiła uczona gdy tak sobie popatrzyła na to całe zamieszanie na dole. Wyglądało jak uderzone kijem mrowisko.

- Jak to? Nie wrócą po nas? To do cholery po co my tu na nie czekamy!? Zostawiły nas! - krzyknął rozgniewanym tonem jeden z górali.

- Młodzieńcze nie wiem czy po was wrócą ani czy celowo to planowały od początku. Wiem, że są gdzieś na niższych poziomach piramidy a tam są inne drogi na zewnątrz. Jak jeszcze jaszczury by władowały się do środka to nie wiem czy miałyby w ogóle możliwość aby tutaj wrócić. - odparła mu szlachcianka. Chociaż z bliska, w świetle pochodni widać było, że te rozdarcie na dole jej sukni to jest raczej rozcięte niż rozerwane. A w czerwień i czerń materiału wsiąkała świeża, gadzia jucha.

- W każdym razie ja zmierzam na dół. Panowie jeśli macie ochotę dołączyć to będę zaszczycona. Jeśli nie to powodzenia. Obyśmy wszyscy ujrzeli nowy świt. - powiedziała dumnym tonem obrzucając Olmedo i Carstena miłym, eleganckim uśmiechem. Po czym odwróciła się w stronę wejścia do kanciastej świątyni aby spełnić swoje słowa.

Gdzieś poniżej, z drugiej strony placu dała się słyszeć nowa palba. Kislevitka i jej wilki morskie wciąż musiały gdzieś tam być przykuwając uwagę jaszczurów. Najkrótsza droga, schodami w dół piramidy a potem przez środek placu odpadała. Na dole było kilka grup jaszczurów które porządkowały swoje szeregi i pewnie decydowały co robić dalej, zbierały się gdy dołączali kolejni członkowie oddziałów. Ale maszerujących przez środek placu grupki ludzi to pewnie by nie przegapiły. Była jeszcze droga jaką tu dotarli, bocznymi drogami czy raczej przestrzeniami między piramidami i innymi budynkami. Zasłaniały ją właśnie te wszystkie budynki więc trudno było określić co tam się dzieje. Albo jak rozważał to Olmedo w ogóle dać nura w dżunglę i potem jakoś wrócić do swoich. Może i by się na to poważył ale przydałaby się chociaż jedna, tubylcza przewodniczka aby nie pobłądzić po nocy. No albo jak sugerowała teraz panna von Schwarz, udać się w głąb piramidy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline