Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2023, 18:18   #8
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Dwa elfy i półork

T-tak, mój panie. Bezzwłocznie!

Młodziak, który z rozdziawioną gębą wspinał się na czubki palców w próbach dostrzeżenia dalej zawodzącej kobiety, najwidoczniej wziął Deirliala za kogoś ważnego. Chwycenia za ramię nie oprotestował, polecenie wydane stanowcznym tonem wziął do serca i, gdy palce elfa puściły ramię, wyrwał biegiem w stronę jednej z ulic przylegających do placu. Tłum wokół kobiety gęstniał z każdą chwilą i zaledwie garstka gapiów, bardziej chyba obyta, trzymała odległość od zamieszania, poprawnie uznając że tłoczenie się wokół kogoś w szoku nie było najlepszym pomysłem. A już na pewno nie przejawem kultury osobistej.

Parę figur zerkało też w stronę magazynu, z którego kobieta wybiegła jakby ścigała ją sama śmierć, prawdopodobnie - wiedzeni niezdrową ciekawością - mając ochotę zerknąć na wspomnianego trupa, ale jedno groźne spojrzenie Rayyana, jakim wojownik omiótł plac, skutecznie odwiodło ich od ruszenia w tamtą stronę. Przynajmniej na razie. Deirlial mógł przysiąc, że w spojrzeniu półork błysnęło coś na kształt rozbawienia, gdy ten zerknął przez ramię w stronę jego i Świtezia.

Półork pierwszy dotarł do magazynu i zamarł w progu, pchnąwszy drzwi dłonią na której wiła się srebrna siatka starych blizn. Dopiero gdy elfy zbliżyli się do niego, wycofał się i oparł o ścianę budynku, pozwalając im wejrzeć do środka. Kwadratowa szczęka zazgrzytała, plwocina zleciała łukowato na bruk.

Na słodki pocałunek Calistrii... — Rayyan sapnął ciężko. — Tyle krwi...

Trudno było winić najemnika za taką reakcję, gdy jej przyczyna ukazała się elfim oczom. Krwi w magazynie było naprawdę wiele - ciemna kałuża rozlewała się nie tylko po deskach, mieszając z piaskiem i pyłem nań zalegających, ale zaschnięte już wstęgi szpeciły także regały wokół i znajdujące się tam skrzynie, skrzynki i pojemniki z towarami na sprzedaż, oznaczone symbolem Błękitnego Konsorcjum. A pośrodku tego wszystko, jakby w makabrycznej inscenizacji jednej z figur z “Podróży Głupca” bądź jak półtusza u rzeźnika, na poprzecznej belce między dwoma filarami, wisiał trup.

Paskudnie zakrzywiony i ząbkowany hak musiał zostać początkowo wbity w łydkę, lecz pod siłą praw fizyki i ciężarem opasłego ciała osiadł dopiero w okolicach kostki, orając i rozrywając jednako materiał lnianych spodni, mięso i żyły. Szata w kolorze błękitu również poddała się grawitacji, zsunęła się fałdami aż pod ramiona, tym samym zakrywając połami twarz denata i odkrywając pełnię ran, jakie rozciągały się na nagim torsie. Szerokie cięcia i głębokie pchnięcia przestały już dawno broczyć posoką i tylko brunatne, zaschnięte strugi wiły się meandrująco owłosionymi zwałami tłuszczu. Złoty pierścień z szafirem błyskał co jakiś czas po elfich oczach, odbijając wdzierające się do pomieszczenia śmierdzącego śmiercią promienie słońca.

”Szarańcza pochłonie grzeszników” — wyszeptał Świteź.

Deirlial podążył za spojrzeniem pobratymca. Na ścianie po prawej lśniły słowa - groźby, ostrzeżenie, obietnicy - zapisane krwią.




Dr Quartermain

Dłoń stanowczo osadzona na klatce piersiowej medyczki drgała mimowolnie co jakiś czas, w rytm szarpanych oddechów. Powieki zatrzepotały i skryły jasne tęczówki, nieznaczne tylko kiwnięcie głowy było jedynym znakiem, że Mykael usłyszał polecenia wypowiadane delikatnym tonem. Oddechy w końcu, po paru długich chwilach, zaczęły się normować, tracąc na niebezpiecznej płytkości i pozbywając świszczących tonów. Dłoń w końcu opadła, wyswobodzona z uścisku doktor i po głębokim westchnieniu, przełknąwszy ślinę i strach jednako, Taldańczyk przemówił w końcu. Drżącym dalej półszeptem, ale już pełnymi zdaniami - kolejny znak, że atak paniki zaczął przemijać.

Rocco potrzebuje pomocy. My... rozmawialiśmy u niego w pokoju, kiedy nagle, ni z tego, ni z owego, stężał, pobladł. Nagle upadł, uderzył głową o kant stolika i... Zobaczyłem krew, ugh...

Jęk wydarł się z gardła młodzieńca, gdy jego spojrzenie spoczęło na własnej dłoni skalanej czerwienią i, oparłszy się plecami o chłodną ścianę korytarza, zjechał do pozycji siedzącej. Mykael podciągnął kolana aż pod podbródek, owijając wokół nich ręce i opierając się oń czołem, jakby zupełnie chciał uciec przed spojrzeniem Lary. Tudzież by ukryć szklące się oczy, wnosząc po charakterystycznym drżeniu, jakie wkradło się w jego głos, gdy ponownie przemówił.

Proszę mu pomóc...

Pewna, że zdrowiu Taldańczyka już nic nie groziło, Lara ruszyła w stronę pokoju Rocco, we wnętrzu którego zniknęli Riona i Thurgrun. Medyczka przekroczyła próg akurat gdy półelfka okrywała nagi tors młodziaka ściągniętym z łoża kocem, w miłym zaskoczeniu zauważając też naszykowane ręczniki i misę z wodą - o ile dobrze pamiętała, Stowarzyszenie Archeologów wymagało od swoich członków znajomości podstaw pierwszej pomocy i magister Bruin zdawała się dobrze pamiętać te nauki.

Andorańczyk zdążył już dojść do względnej przytomności, nie licząc jedynie nadal lekko zamglonego, rozkojarzonego spojrzenia. Krople potu skrzyły się na bladym licu, z burzą loków klejącą się do skóry, ale to lewy profil przyciągnął uwagę Lary, tam gdzie gęstwina włosów zbita była krwią. Mykael wykazał się trzeźwymi instynktami, owijając własną apaszkę wokół zranionej skroni, ale nawet na odległość wprawne spojrzenie dostrzegło, jak prowizorycznym i boleśnie amatorskim był tenże opatrunek. Całkiem dosłownie, materiał był zawiązany zbyt mocno.

Lara kucnęła przy Rocco, od razu poprawiając pomyłkę młodego Taldańczyka, przy okazji odchylając chustę, by przyjrzeć się bliżej ranie. Rozcięcie, ciągnące się przez lewą skroń i niknące w gąszczu włosów, szczęśliwie okazało się być zaledwie powierzchowne i młodziakowi nie groziło wykrwawienie. Co nie wykluczało gorszego urazu - humanoidalne czaszki były w końcu newralgicznym punktem - ale wnosząc po wyraźnej mowie, to ryzyko było odległe. Tylko gorąc bijący od skóry młodego Allayne’a niepokoił.

Nie wiem, co się stało — Rocco uprzedził pytania cisnące się na usta tercetu. — W jednej chwili czułem się normalnie, a w następnej... Miałem wrażenie, jakby coś tutaj było, jakaś niewidzialna obecność. I przyglądała się nam. Mi. Nagle oblał mnie gorąc i następne co pamiętam, to pańska twarz nade mną.

Ostatnie słowa chłopak skierował w kierunku Riony, która kucnęła przy nim, po drugiej stronie wyciągniętych nóg, z kubkiem wody w dłoni i zafrasowaną miną. Półelfka zerknęła przez ramię w stronę Thurgruna, który już na wspomnienie “niewidzialnej obecności” zaintonował pierwsze słowa zaklęcia. Krasnolud zogniskował energię szerokim gestem i puls magicznej energii rozlał po pokoju. Po chwili pokręcił głową.

Nie wyczuwam żadnej magii — oznajmił zwięźle.

Hm... — Riona tylko mruknęła w zamyśleniu.

Rocco z kolei odchrząknął, owijając się szczelniej lekkim materiałem w wyszywane słońca, jakby nagle czując się niezręcznie. Zerknął przelotnie w stronę Lary, ale spojrzenie zaraz wbił uparcie w czubki własnych stóp.

I jak, pani doktor? — Zagaił lekkim tonem. — Do wesela się zagoi?
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 30-01-2023 o 21:49.
Aro jest offline