Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2023, 19:40   #9
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Ach stolyca. Thurgrun wciągnął głębiej powietrze wdychając brud i smród ulic. Dokładnie tak jak zapamiętał. Życie na szlaku ma wiele zalet, szczególnie jeśli ktoś unika odpowiedzialności za zrobione dzieci, zawłaszczone mienie, lub skrócenie czyjegoś na tym padole stąpania. Thurgrun na szczęście nie miał wiele na sumieniu, jednak wędrowny tryb życia pasował mu idealnie. Nie musiał się zastanawiać nad ustatkowaniem, ani nad tym jak będzie zarabiał i któremu dzieciakowi dać w ciry za złe oceny. Nie musi się martwić o tę samą babę, ani słuchać tego samego narzekania co dzień.
No i raz na jakiś czas, może zobaczyć cywilizację! Krasnolud smarknął na bruk, podniósł tobołek i skierował się we wskazane w ogłoszeniu miejsce. Może i nie płacili dużo, ale ekspedycja wymagała ochrony, a archeolodzy to wątła kasta co z pędzelkiem w kurzu dłubie. Thurgrun zawsze myślał, że to robota dla kobiet, albowiem one lubowały się w grzebaniu w przeszłości i wynajdywaniu dawno zapomnianych (i słusznie!) sekretów. Niestety, pierwsze co zobaczył to pomarszczoną twarz elfa.

Mierząc ponad metr pięćdziesiąt, Thurg należał do jednych z największych przedstawicieli swojej rasy, a mimo to musiał zadrzeć głowę dość wysoko by spojrzeć Deirliarowi w oczy, co uczynił bez wahania.
- Thurgrun - przedstawił się niskim, basowym tonem wyciągając grubą jak konar prawicę. Mięśnie zagrały momentalnie na odsłoniętym przedramieniu, niczym wydmy przemieszczające się na pustyni.
Muskularny i masywny tors, szerokie bary. Był wypisz-wymaluj kwadratowy. Do tego długa blond broda zapleciona w kilka warkoczyków splatających się do jednego dłuższego. Błękitne oczy lustrowały spod krzaczastych brwi wszystko i wszystkich dookoła, aż wzrok nie spoczął na Larze.
- Mademoiselle wybaczy - zreflektował się, podchodząc do dziewczyny. - Thurgrun jestem i będę odpowiadać za wasze bezpieczeństwo na tej wyprawie. - dodał chyba jeszcze niższym basem.
Przywitawszy się ze wszystkimi, krasnolud zajął miejsce pod ścianą, gdzie oparłszy się wygodnie zaczął ćmić jakiegoś paskudnego skręta. Jemu najwidoczniej dym nie przeszkadzał, bowiem od czasu do czasu pykał w powietrze kółka dymu. Miał na sobie czarny pancerz skórzany, na którą narzucił lekką, przewiewną, ciemno-granatową tunikę z kapturem. Było to o tyle nietypowe, że większość przedstawicieli jego rasy preferowała cięższe pancerze. Choć z drugiej strony, mało kto będzie podróżował w upale w pełnej płycie, stąd może lekki pancerz nie był aż tak głupim pomysłem?

Wreszcie zjawiła się ona. Prowodyrka całego zajścia i szefowa we własnej osobie. Magister Bruin. I to nie sama, ale w towarzystwie maga! Thurgrun nie przepadał za magami, miał z nimi złe doświadczenia i wolał nie poszerzać swojej wiedzy i doświadczeń o kolejne, toteż pozostał w cieniu, starając się nie wychylać zbytnio. Na nic się to zdało oczywiście, albowiem pomimo tego, że nie został zaszczycony spojrzeniem, to przez portal przejść musiał.
- Psia kurwa - mruknął ruszając przez portal. Tego nie było w kontrakcie.
Chwila zamieszania później i wylądował w zupełniej innym miejscu.
- Witamy w Qadirze! -
Splunąłby, gdyby nie to, że przy kobietach nie wypada. Podrapał się więc jedynie po potylicy, podciągnął gacie, sprawdził czy plecak nadal jest na plecach, a toporek sprawnie trafia do ręki i ruszył za innymi.

* * *

Podróż statkiem była zwyczajnie nudna. Jako ochrona nie miał kompletnie nic do roboty. Znudziło mu się zarówno patrzenie na rzyganie archeologów, które nota bene nie ustało po pierwszych dniach, ani sikanie przez burtę. W pewnym momencie znudziło się nawet potajemne sikanie z wiatrem na rzygających archeologów. Już stanie w kolejce do "audiencji" (jak dziwnie w tym miejscu wymawiają słowo "haracz"), patrzenie na swoje buty i powrót przez rzekę ludzkich ciał było bardziej pasjonujące.
Snuł się więc po okręcie jak gówno w przeręblu a to zagadując, a to siłując się na rękę z marynarzami. Wieczorami pił, grał w karty, nawet śpiewał, choć talentu mu brakowało.
W spokojniejsze zaś dni, można go było spotkać z książką zawiniętego w zwoje cum gdzie wygrzewał się pochłonięty lekturą.

Krasnolud wykorzystywał każdą okazję by zejść na ląd, nachlać się, poruchać, wygrać w kości i przynieść na pokład świeży zapas alkoholu i książek. Pomimo dość aroganckiej i prostackiej aparycji, Thurgrun dał się poznać jako całkiem inteligentny i elokwentny rozmówca wiedzący całkiem sporo o świecie. Zapewne lata spędzone na jeżdżeniu po świecie i wojaczkach sprzyjały przyswajaniu różnemu rodzajowi wiedzy. Barki pod tym względem stanowiły nieco jedynie lepszą alternatywę w postaci zmieniającego się krajobrazu, ale to mogło interesować jedynie architektów, badaczy i ...archeologów.

Gdy dotarli na miejsce, Thurgrun niemal pożałował całej wyprawy. Kilka zdań jakie wyszło z ust Rahata wystarczyło, żeby krasnolud miał ochotę zwrócić kolację. Od tej sztucznej kurtuazji już zaczynała boleć go dupa, a był pewien że ten urzędnik nawet nie zaczął się zabierać do włażenia w nią. Momentalnie przebiegła go myśl, czy w tym miejscu mają wazelinę, czy tą obrzydliwie śmierdzącą sztucznością i zepsuciem gadką wchodzą wszędzie bez niej. Rozejrzał się szukając kogoś z kim mógłby się podzielić swoimi przemyśleniami, ale właśnie usłyszał swoje imię.
~ Szlag! ~ pomyślał kłaniając się niezbyt głęboko. Tyle ile nakazywała etykieta.

Korzystając z utorowanej przez strażników drogi, Thur przyglądał się życiu tej odległej krainy próbując wyłowić z zachowania tubylców wzór, który pozwoliłby mu lepiej ich czytać, gdyby sytuacja się nagle zaogniła. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło i kokon wazelinowego pawia idącego z przodu był wystarczającym straszakiem by ludzie odsuwali się i dawali im przejść.

Trafili w końcu do miejsca docelowego. Chyba. Wojownik nie był do końca pewien, gdyż szczerze przestał słuchać przewodnika po pierwszym "Wielce czcigodnym...". Okazało się za to, że mają przed sobą dwójkę kolejnych duszyczek do stada. Krasnolud przedstawił się jak nakazuje etykieta oceniając bojową przydatność nowej dwójki. Podróż w sumie wyczerpała go dość mocno. Nie chodzi nawet o jej fizyczny aspekt, ale psychiczny. Miał nadzieję, że zaraz zacznie się coś ciekawego, albo uzna, że pieniądze nie były warte tej wyprawy.


Poczęstunek za to. HA! Poczęstunek był godny co najmniej kniazia! Thurgrun skosztował wszelakich potraw starając się wyczuć na podniebieniu wszelkie smaki. Nie to, że potrafił, ale czytał kiedyś, że tak robili wielcy podróżnicy. On się do takich nie zaliczał i w dupie miał to, ale zawsze warto było spróbować, czy ma się delikatne podniebienie? Przepłukał je dość sporą ilością słodkiego wina. Nie miał. Potrafił odróżnić słodkie, od cierpkiego, truciznę od jedzenia, ale nie miał talentu do rozkładania jedzenia na czynniki pierwsze po samym tylko zapachu i smaku. Cóż, nie wszystko było dla niego.

Po kolacji opędzając się nieco od obsługi poszedł zapalić na zewnątrz podziwiając Dom Mahmeda. Obszedł go sprawdzając ewentualne drogi wejścia i potencjalnej ucieczki. Różnie mogło być, trzeba zawsze być przygotowanym. Było ciepło, czuł to pod brodą, toteż dość szybko zmył się i skorzystał z dostępnej kąpieli, a potem chwili snu. Woda, niby jak woda. Mokra i dupę myje, ale ta była perfumowana! Thurgrun widział w życiu wiele i słyszał sporo, ale nie miał jeszcze takiej okazji. Przez jakiś czas jego gazy będą miały wysublimowaną nutę jaśminu i róży. Z łóżka postawił go na nogi hałas na zewnątrz. Owinął swoją nagą dupę szlafrokiem i chwyciwszy topór wyskoczył na korytarz. Coś tu było nie tak. Czuł, niczym pająk nici, że coś tu jest nie tak, ale nie wiedział jeszcze co. Szybko ruszył boso we wskazanym kierunku zostawiając doktor ze swoim pacjentem. Płask bosych stóp niósł się całkiem głośnym echem po korytarzu, skonstatował.

W drugim pomieszczeniu nie było zbyt wiele. Dziewczyny zajmowały się poszkodowanym, a krasnolud badał okolicę. Na prośbę Riony narysował w powietrzu runę, która zapłonęła niczym proch i rozwiała się magiczną mgiełką w powietrzu. Oczy krasnoluda nie wyłapały nic.
- Jeśli cokolwiek magicznego tu było, zdołało się ulotnić. - powiedział wyglądając za okno. Skoro magii nie było, pozostawały klasyczne metody. Ktokolwiek to zrobił, pewnikiem musiał być w pobliżu. Może skacze gdzieś po dachach? Albo zostawił ślad na kredowych ścianach?

Przerzucił topór z ręki do ręki.
- Trzymajmy się razem. - rzucił do Lary. - Oczywiście jak się ubiorę. - dodał po chwili szczerząc zęby niczym młokos.

https://orokos.com/roll/967309: 7, 5, 9, 16, 19

 

Ostatnio edytowane przez psionik : 30-01-2023 o 20:12.
psionik jest offline