Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2023, 20:14   #104
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Rzeka Amazonka, Brazylia.
28 czerwiec, 1930 rok.
Sobota, koło południa.

Towarzystwo na "Venture" podjęło decyzję, i zaczęto strzelać w wielkiego węża na brzegu, z nieszczęśnikiem w jego wnętrzu. Sprawa nie była wcale zaś prosta… statek płynął, poruszał się, przemieszczał. Podobnie owy cholerny wąż, pełzający na brzegu. Do tego owa odległość 20 metrów, no i jeszcze fakt, by strzelać wyłącznie w jego łeb, a nie cielsko, w którym tkwiła ofiara.

Rozległa się niezła kanonada.


Daniel trafił za pierwszym razem, potem było już gorzej, i gorzej, i gorzej. Kolejne kule chybiały ledwie o cale, ale jednak chybiały…

Podobnie u Mathew. Pudło, pudło, pudło, i kolejne pudło. Szlag by to trafił.

Ebenezer niemal identycznie. Ledwie o odrobinkę, ledwie minimalnie… nie trafił, nie trafił, nie trafił. I w końcu owszem. I chyba była to już finałowa kula, zabijająca ową bestię, boa bowiem znieruchomiał, i tyle.

Było po wszystkim?

- Zrzuć kotwicę na sterburcie!! - Krzyknęła kapitan.
- Zerwie ją?! - Odwrzasnął bosman.
- Spróbujemy! Dawaj! - Padła komenda, a następnie ostrzeżenie do towarzystwa na pokładzie - Trzymajcie się! Będzie niezła jazda!

Więc się każdy chwycił, czego umiał, a bosman zrzucił kotwicę w rzekę. Jednocześnie kapitan Jess mocno zakręciła sterem, i chyba nawet przełożyła napęd na wsteczny.

Łajbą ostro zarzuciło, kotwica spełniła swoje zadanie, i jej nie zerwało. "Venture" okręciło, wiele rzeczy na nim się poprzewracało, parę osób niemal również. No i w końcu statek przywalił po części bakburtą i rufą w nabrzeże, obróciło go bowiem o 180°!


~

Czy statek był uszkodzony? Czy mogli bez problemu płynąć dalej? Czy kapitan Jess była… normalna, tak wszystkim ryzykując, dla obcego dziecka? Te, i tuzin innych pytań, cisnęło się w głowach towarzyszy, jednak na wszelkie odpowiedzi, była jeszcze chwila czasu.

Teraz liczył się dalszy ciąg niesienia pomocy.

I tutaj zaskoczyła wszystkich Sarah, z torbą lekarską, wprost zeskakując z łajby na brzeg (ledwie 2 metry wysokości), i aż się przewróciła, ale szybko wstała, i pognała do wielgachnego węża… sama! Czy owa bestyjka na pewno była martwa??



Na szczęście dla panny Joyce, wąż był martwy.

Ebenezer już chciał skakać za nią, by ubezpieczać dziewczynę, i być może pomóc jej w dalszych czynnościach, słowa kapitan jednak nagle go wprost zamurowały, i aż zamrugał oczami. Wcześniej bowiem, gdy pytał, został jedynie zlustrowany spojrzeniem z góry do dołu, i padło dosyć chłodne "może". Tym razem jednak, po ledwie dwóch godzinach…
- Haha! Niezła zabawa! - Powiedziała rozbawiona wszystkim kobieta, po czym spojrzała prosto na Wielebnego, i nawet mrugnęła - Chcesz, to przyjdź do mojej kabiny.

Mathew nigdzie się nie śpieszył, skakanie na brzeg mogło się źle skończyć, lepiej spuścić jakąś drabinkę, i dopiero wtedy…

Daniel nie miał takich oporów. W końcu w życiu robił już bardziej zwariowane rzeczy, a Sarah od pewnego czasu baaaardzo zyskała dla niego na… "osobistych wartościach". A więc hop!


~

Wydostanie nieszczęśnika z wnętrza wielkiego węża było nie lada zadaniem, ale Sarah sobie poradziła. Było bardzo ciężko, jednak lekarka przeprowadziła cały zabieg bardzo zręcznie, rozpruwając na tyle ostrożnie gada, by nie uczynić krzywdy znajdującej się w nim… dziewczynki.

Na oko gdzieś sześcio-siedmioletnie biedactwo, całe połamane, i z czerwoną skórą od soków trawiennych, było nieprzytomne, i w fatalnym stanie, jednak żyło.

Z pobliskiej wioski zbiegł się spory tłum, to płaczących, i zawodzących z rozpaczy ludzi, to wiwatujących na sytuację, jaką zastali. Oczywiście byli i rodzice owego dziecka, którzy wprost odchodzili od zmysłów…


***

Radości nie było końca.

Wyglądało, jakby cała wioska, która zebrała się przy truchle węża, opiewała ratunek ze strony towarzyszy, najbardziej zaś samej Sarah, która wykroiła małą z wnętrzności bestii, a następnie opatrzyła (dziecko zaś w stabilnym stanie zabrano do miejscowego lekarza).

Wiwaty, śpiewy, oklaski, potrząsanie dłoni, klepanie po ramieniu, radość i wdzięczność, i… klepanie i szczypanie po tyłeczku? Heeeej!?

I prezenty.


Bolinhos de Bacalhau


Pastel


Acarajé


Baião de Dois

Żywność. Różnorodna żywność, miejscowe trunki, jakieś perełki, proste naszyjniki, chusta. Znosili masę wszystkiego, w podziękowaniu za uratowanie dziecka, wszystko zaś dla dzielnych herosów, którzy pomogli w potrzebie. Niby taka banalna, błaha sprawa, a jednak łechtało ego…








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline