Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2023, 00:21   #80
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 37 - 1998.03.02 pn południe - zmrok

Czas: 1998.03.02 pn, południe; g 13:45
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela; Barcelona; hotel “Punta Palma”
Warunki: restauracja, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, umi.wiatr, ciepło



Spotkanie z Ananquel






https://i.imgur.com/Vq6v3jM.jpg


- No i jest nasza sprytna pani księgowa. - mruknął pod nosem Carabinieri gdy dostrzegł wchodzącą do restauracji kobietę ubraną jakby dopiero co wyszła z biura. Elegancka, zadbana i pewna siebie śmiało by mogła czuć się gdzieś w wieżowcach Nowego Jorku, Londynu czy innego Paryża. Włoch pomachał do niej dłonią aby zwrócić na siebie jej uwagę a ona kiwnęła mu głową i obdarzyła lekkim uśmiechem. W końcu to on wczoraj do niej pojechał z taśmą i wieściami a jak wrócił to dał znać, że zgodziła się z nimi spotkać dziś w porze lunchu. W ten nowy tydzień pogoda była taka sobie. Z samego rana padał deszcz i było dość nieprzyjemnie. Potem jednak się rozpogodziło ale teraz za oknami modnego, 5-gwiazdkowego hotelu dla zagranicznych turystów znów było widać jak niebo zasnuwa się ponurymi chmurami. Nadal było jednak dość ciepło, zupełnie jak maj czy czerwiec gdzieś w europejskich krajach mimo, że był dopiero początek marca.

- Dzień dobry. Miło mi znów was widzieć w komplecie. - seniorina Solorio przywitała się przyjaźnie i była w dobrym humorze. Buck jej nie widział od czasu owej partyjki pokera na zapleczu “Mariachi” gdzie spotkali z grupą tubylców po raz pierwszy. Częściej kontaktował się z nią właśnie Carabinieri i raczej nie narzekał na tą znajomość. Buck jak już to częściej widywał się z Amim chociaż w pracowniku ratusza to bardziej z kolei “specjalizował się” kubański duet. Rozmawiali chwilę na tradycyjnie lekkie i przyjemne tematy zanim to się przeszło do załatwiania interesów. Ananquel pytała czy im się podoba w mieście, jak długo zamierzają zostać i tak dalej w ten deseń. Wczoraj zaś były włoski detektyw wyraził swoje zdanie, że nie jest pewien czy poruszać z nią temat owej sprawy gangu Suareza. Tak naprawdę to, że ona ma jakieś powiązania z jakąś tutejszą mafią to na razie mieli tylko poszlaki. Jakąś gazetę sprzed paru lat co był artykuł w sensacyjnym tonie o wzięciu szefowej firmy księgowej na świadka w procesie jakiegoś mafioza no i słowa Tonyego a ten chociaż wydawał się małym, obrotnym chłopcem to raczej znał plotki ulicy a nie jakieś nie wiadomo jak tajne dane. A jeśli nawet by obrotna pani księgowa miała jakieś powiązania z mafią to raczej z tym by się nie obnosiła. A jeśli tutejsza mafia to taka prawdziwa mafia to dla nich taka banda Suareza co tak dokuczała miejscowym sklepikarzom i właścicielom restauracji to były płotki nie warte wzmianki. Carabinieri zasugerował, że jeśli by użyć kontaktu z Ananquel to w jakiejś grubszej sprawie a nie z takimi płotkami. Tweety zaś dopowiedziała swoje w sprawie Falco.

- Buck zobacz jak wygląda ta kamera. - powiedziała gdy wskazała na leżącą na stole kamerę jaką nagrała swoje hotelowe baraszkowanie z Rodrigo.




https://i.ebayimg.com/images/g/3P4AA...awX/s-l500.jpg


- Wtedy w hotelu udało mi się ją wyjąć z torby, włączyć i ustawić bo poprosiłam Rodrigo aby otworzył wino a otwieracz był przy aneksie kuchennym to musiał na chwilę wyjsć z pokoju. No ale sam zobacz. Nie zorientowałbyś się, że na parapecie czy gdzieś tam masz obcą kamerę jakiej nie zostawiałeś? - zapytała go mocno wątpiącym tonem. Rozważała to na różne sposoby ale ostatecznie pozostała sceptyczna co do możliwości. Tak, obejrzała sobie zamki w tym zakładzie fryzjerskim i raczej nie uznała ich za zbyt wielkie wyzwanie. Powinna sobie poradzić aby w nocy się tam dostać do środka. Mogła zajrzeć do notesu z grafikiem aby na przykład sprawdzić kiedy seniorina Santiago. Mogła włamać się do gabinetu Falco i uszkodzić żaluzje. Chociaż wątpiła aby udało się tak precyzyjnie to zrobić aby spadły przy pierwszym pociągnięciu. Raczej trzeba było je przeciąć i liczyć, że Falco pewnie zauważy ale albo zleje temat albo nie zdąży ich naprawić tak od razu. Wtedy by okno zrobiło się widokowym. Mogła też umieścić kamerę no ale nie bardzo było jak ją włączyć aby wszystko nagrać. W praktyce ktoś musiałby tam być w środku co od razu by go zdradzało bo gabinet był za mały aby się tam bawić w chowanego albo ewnetualnie można by tam jakoś wejść, włączyć i wyjść na krótko przed wizytą senioriny Santiago. Zakładając, że się nie spóźni, nie odwoła wizyty czy inne takie nieprzewidziane okoliczności.

- A dziurę w ścianie, pewnie, można wywiercić. Wystarczy wziąć wiertarkę i jedziesz. Ale zobacz jaka ta kamera duża. To trudno by to było przeoczyć, że nagle masz nową dziurę w ścianie i to zapchaną obiektywem kamery. - pokręciła swoją ciemnowłosą głową na znak, że chociaż technicznie taki pomysł wydawał jej się jak najbardziej do zrobienia to wątpiła aby Falco nie zauważył dziury z kamerą jak tylko wejdzie do gabinetu. A dziury nie można było zasłonić bo przecież obiektyw musiał mieć czyste pole do nagrywania.

Rozważała jeszcze wersję czy by jakoś nie wywiercić dziury w suficie ale to właściwie było to samo jak ze ścianą. A na piętrze to chyba były jakieś mieszkania to raczej trudno byłoby się tam dostać i jeszcze komuś przewiercać podłogę i wsadzać tam kamerę.

- Słyszałam, że są takie specjalne szpiegowskie gadżety. Ale nigdy tego nie używałam. Nie jestem pewna jak to działa poza tym, że chyba są dość małe. Chociaż jeśli i tak trzeba je kliknąć to nam niewiele chyba by zmieniało. Może Ikebana by coś wiedziała więcej na ten temat, ona jest dobra w takie techniczne klocki. - rzuciła Tweety luźną uwagą. Ale na razie to japońska techniczka była na Margaricie więc nie dało jej się od tak od ręki zapytać. Ostatecznie zdaniem Tweety największe szanse na powodzenie były przy uszkodzeniu żaluzji, zdobyciu terminu wizyty senioriny Santiago i ustawienie się gdzies w budynku na przeciwko z kamerą. I liczenie na szczęście. Że Falco nic nie zdziała z tymi żaluzjami albo to zlekceważy zajęty amorami. No i, że mimo odległości coś się przez te okno da nagrać. Albo jakoś tam się dostać na zaplecze tuż przed wizytą żony Rodrigo i umieszczenie tam kamery. Chociaż to wydawało się nie tak łatwe do zrobienia w godzinach otwarcia salonu. Trzeba by nad tym pomyśleć i jakoś sprytnie to zorganizować.

- No to Marco mówił, że macie dla mnie kasetę z udziałem Rodrigo. Chciałabym ją obejrzeć. - tymczasem dzisiaj, w południe w luksusowej restauracji hotelowej szefowa wziętej firmy księgowej nie ukrywała swojego zainteresowania ową taśmą o jakiej wczoraj jej wspomniał Marco. Jeśli tam rzeczywiście byłyby uwiecznione zabawy jej konkurenta z jakąś panną to była chętna nabyć taką kasetę na własność.




Czas: 1998.03.02 pn, zmierzch; g 18:25
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela; Barcelona; okolice magazynu Suareza
Warunki: wnętrze samochodu, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, d.sil.wiatr, umiarkowanie



Rozpoznanie okolic Suareza



- To tam. Ten duży, ten magazyn. - Dosieto siedział za kierownicą i wskazał brodą na jeden z budynków po lewej. Zatrzymał wóz przy krzywym chodniku kilka budynków dalej. Był siostrzeńcem Delgado jakiego ten wskazał na przewodnika. No i miał samochód. Co prawda jak się okazało gdy nim przyjechał na miejsce spotkania dość leciwy i raczej nim pewnie nie robił wrażenia na dziewczynach czy kimkolwiek innym no ale był i jeździł. Chociaż wielki Amerykanin czuł się ściśnięty jak w pudełku gdy siedział obok na miejscu pasażera. Jednak pojechali przez miasto i Dosieto zatrzymał się przy zdawałoby się przypadkowej bezimiennej ulicy, jednej z wielu jakie mijali do tej pory. Ale to było tu.





https://as2.ftcdn.net/v2/jpg/00/66/5...hDMegEEI.j pg


Sam widok nie sprawiał wrażenia solidności. Raczej był odpychający. Główny budynek z czerwonej cegły wydawał się z jakiejś lepszej epoki jakiej świetność minęła dawno temu. Ale był spory jak to zwykle z magazynami i hurtowniami bywało. Ściany porastał mech, plamy, zacieki, sporo okien było wybitych ale mury zdawały się być nieczułe na takie dobiazgi i stały nadal.

Dookoła budynku był plac i rampy przeładunkowe. Obecnie porośnięte mchem i trawą tam gdzie tej udało się wcisnąć lub wiatr nawiał nieco gleby aby mogła wyrosnąć. W swojej masie trawa mogła kogoś zasłonić, zwłaszcza jakby leżał albo kucał ale raczej w nocy albo w sprzyjających okolicznościach. W dzień, zwłaszcza z górnych okien, pewnie by było widać takiego skradacza. Przy jednej ze ścian stało kilka samochodowych wraków i trochę złomu na podwórzu ale raczej bliżej ścian niż ogrodzenia. Może one mogły dać jakąś solidniejsza osłonę podczas podchodów, zwłaszcza jakby kucnąć albo się położyć. Tylko trzeba było do nich dotrzeć.

Bo cały teren okalało ogrodzenie. Te wydawało się tak samo zaniedbane jak reszta obejścia. Ale ktoś tu jednak je łatał drutem zwykłym albo kolczastym. Na górze też był pociągnięty drut kolczasty. Wyglądał zdecydowanie nieprzyjemnie. A tam i tu gdzie widocznie oryginalna siatka już była do niczego sztukowano płot metalowymi ogrodzeniami z różnych zestawów, łatano dziury zwykłym drutem albo kolczastym czy też nawet montowano jakieś kraty, furtki czy bramy zabrane nie wiadomo skąd i dołączone aby stanowiły część ogrodzenia. Ale zapewne nożyce do drutu powinny sobie poradzić z takim płotem. Tylko z tego co mówili w sobotę drobni przedsiębiorcy a Dosieto potwierdził, ogrodzenie miało być pod prądem. Mogło tak być bo sam pamiętał jak kiedyś widział przysmażonego przy ogrodzeniu martwego psa. Do tego na podwórzu miały być pułapki i miny. Tego potwierdzić nie umiał bo nie miał ochoty włóczyć się po podwórzu Suareza i raczej nikt z tubylców nie chciał tego robić. A tak z daleka, przez szybę samochodu to nie było widać czy są tam jakieś podejrzane urządzenia czy nie. Jednak sam Suarez podobno w wojsku był saperem i nie raz odgrażał się, że wszystko u siebie ma zaminowane i jak ktoś coś będzie próbował - czyli zapewne chodziło mu o policję - to on wszystko i wszystkich wysadzi w powietrze. Zresztą niepokornym i spóźnialskim potrafił wrzucić petardę do lokalu czy sklepu albo koktajl mołotowa. Ponoć nawet kiedyś wysadził komuś samochód czy tam garaż. Więc coś mogło być na rzeczy.

A i Diego, Jose jak i dzisiaj Dosieto mogli mu powiedzieć jeszcze parę rzeczy na temat Suareza. Ilu miał ludzi? A to różnie. Pewnie z tuzin. Ale nie zawsze i nie wszyscy byli na raz w tym samym miejscu. Jak przy weekendach jak szli gdzieś się zabawić to i bliżej tej górnej granicy jak gdzieś tak tylko przechodzili to mogło być tylko paru, ot tak na jedną osobówkę. Ale mniej więcej cała banda to około tuzina. Jakby skrzyknął i rozpuścił wici no to może nawet więcej ale takich regularnych co z nim przestawali to właśnie około tuzina.

Czy ma broń? Tak, ma. Jakiegoś obrzyna strzelby ale też jakiś pistolet maszynowy. Taki “amerykańśki i gangsterski” jak to powiedzieli mu Jose i Diego. Ale nie znali się na tym to tylko ogólnie mu to wspomnieli bo potrafił nim wymachiwać jak komuś groził. Dosieto był nieco bardziej precyzyjny bo oglądał amerykańskie filmy to rozpoznał, że “to taki podobny jak Uzi tylko trochę inny”. No i oczywiście miał przy sobie klamkę. Bo tego obrzyna czy maszynówy to nie zawsze zabierał, raczej jak chciał komuś pogrozić czy szykować się na akcję. Ale klamkę to chyba zawsze miał przy sobie. Podkreślała jaki z niego mafioz no i, że nie warto z nim zadzierać no i, że ma władzę. No i te maczety i bejzbole co mówili wcześniej to też miał i on i reszta bandy. Reszta to chyba nie wszyscy ale chociaż część miała jakieś strzelby, ich obrzyny albo broń krótką.

Czy z nich korzystali? Chyba tak. Ale drobnki sklepikarze nie żyli gangsterskim życiem i porachunkami więc nie byli obeznani w temacie. Raczej po opłotkach i to w sumie od Suareza i jego bandy coś tam słyszeli, że “załatwili ich” czy też “dali im popalić” jak się chwalili jakimiś porachunkami. Więc trudno to było im zweryfikować. Ani jaki był tego wynik ani czy w ogóle coś było. Ale zdarzało się, że co jakiś czas jechali na akcję bo robili wtedy sporo zamieszania jadąc jak “kawaleria diabła” tymi swoimi samochodami przez ulice to trudno było przegapić. Z opisu wyglądało na to, że co do sklepikarzy to Suarez zwykle zadowoalał się zbieraniem haraczy, zastraszaniem niepokornych i zabawą w lokalnych klubach które uważał za swoje i zachowywał się jak udzielny władca. A jakieś porachunki z bronią w ręku i przemocą to raczej z innymi gangami. Ale sporo bandyckich grup, na całym świecie, działało na podobnym schemacie. W sprawie poczciwych obywateli najczęsciej ograniczali się do zbierania haraczu i jak to było spełnione to niezbyt im się pokazywali na oczy. Ale ten haracz Jose i Diego uznali za mocno uciażliwy i autentycznie obawiali się Suareza co ten znów odwali i kiedy mu sie uwidzi jakiś kaprys by im spalić lokal, pobic któregoś albo co. Zwłaszcza teraz jak chyba złapał Koyota to drżeli na myśl, że jakby się dowiedział kto go wynajął to mógłby się do nich pofatygować z zaproszeniem do swojego magazynu.

- I właśnie dlatego sądzimy, że Koyot… No może już nie żyć. Może go zabili go jak do nich poszedł albo jakoś szybko i nie zdążyli z niego wyciągnąć kto go najął. - powiedział w sobotę wieczorem Jose nieco się jąkając. Nie życzył wynajętemu Kolumbijczykowi źle, bynajmniej, zwłaszcza, że się przychylił do ich prośby. Ale jednak na myśl, że rozjuszony Suarez mógłby wpaść do jego domu i przykładnie ukarać, albo nawet jego rodzinę to aż mu się zimno robiło i oblewał się zimnym potem.

A ten magazyn jaki zajął to chyba był niczyj. W każdym razie nikt się jakoś nie zgłaszał, że jest właścicielem czy co. Stał latami pusty. Dzieciaki tam biegały, młodziki robili sobie ogniska i schadzki i tak dalej. No aż dwa czy trzy lata temu Suarez zajął to miejsce dla siebie. I nikt nie śmiał go ruszyć. Czy legalnie czy nie to w sumie nie było wiadomo. Ale żadnej firmy czy działalności tam nie prowadził. Ot mieszkał i tyle. Ale chyba nie wszyscy członkowie jego bandy bo część mieszkała tam gdzie mieszkała. A magazyn traktowali jako miejsce zbiórek, zabawy, główną siedzibę gangu i tak dalej. Jednak drobni sklepikarze nie byli pewni ile tam może nocować na stałe zwłaszcza, że to pewnie było płynne. Jakby mieli jakis ubaw to pewnie i większość mogła się tam pochlać i pospać ale trudno było powiedzieć coś więcej. Jak ubaw to mogły być jeszcze jakieś panienki. Albo dziwki albo jakieś ich konkubiny, dziewczyny i takie tam. Więc czasem był tam niezły ul. Żaden z nich nie był w środku to nie wiedzieli co dokładnie tam teraz jest i kto. Dosieto przyznał, że za młodziaka to też tam się bawił i ganiał z innymi to mniej więcej znał rozkład pomieszczeń jak tam jest w środku. Między innymi dlatego Diego go polecił na przewodnika. No ale też nie był tam odkąd Suarez zajął to miejsce to nie wiedział co mógł tam pozmieniać.

- Tam to tylko ci z jego bandy chodzą. Może ich kumple jakich zapraszają. Jakieś dziewczyny. Głupie blachary co lecą tylko na szmal i te ich tandetne łańcuchy i tatuaże a’la macho. No na pewno nie takich normalnych ludzi jak my. Zresztą nikt z nas by nie chciał tam chodzić. - Dosieto pokręcił głową wskazując brodą na budynek z czerwonej cegły widoczny przez przednią szybę samochodu. Niebo było co prawda pochmurne ale jeszcze dniało. Ale tu na ziemi, już było widać pierwsze zaczątki zbliżającego się zmierzchu.

W sprawie innych band to tubylcy nie wiedzieli. Nie mieli za bardzo z nimi do czynienia. Ich utrapieniem był Suarez a w okolicy tak, było parę innych im podobnych. Ale widocznie tamci też uważali, że ten teren należy do Suareza bo się tu nie pokazywali. A jak Suarez miał z jakimiś kosę to raczej się tym przed wyzyskiwanymi sklepikarzami nie chwalił.

- A oni rozprowadzają prochy. U Suareza zaopatrują się lokalni dilerzy. Ale nie wiem skąd bierze prochy. Właśnie dlatego zgrywa takiego wielkiego ważniaka. Chwali się, że ma powiązania z mafiozami i tak dalej, że lepiej z nim nie zaczynać. I handlują też kradzionym alkoholem i papierosami. Pędzą też bimber ale to chyba raczej na własny użytek. - zdradził w sobotę Diego ale niezbyt pewnym tonem. Właściwie to tylko co do tych narkotyków był w miarę pewien bo to, że lokalni dilerzy się zaopatrują u Suareza to było powszechnie wiadome. Co do reszty to tylko jakieś plotki się słyszało tam czy tu, że jakiś alk, że jakieś fajki i tak dalej.

- U nas policja to zwykle działa na korzyść tego kto im zapłaci więcej. No i my raczej go nie przebijemy. Poza tym nas się raczej nie obawiają a jego już mogą. Więc mamy przechlapane. Nie ma sensu po nich dzwonić. - Jose zmarkotniał gdy Buck zapytał o policję. Wydawało się, że te plotki o skorumpowanej policji w krajach trzeciego świata to właśnie w praktyce wyglądają tak jak to opisał te lokalne warunki. Obaj w pomoc policji w ogóle zdawali się nie wierzyć. Dlatego najpierw gadali z Koyotem o tym Suarezie a teraz z Amim i Buckiem.

- Znaczy ja nie sądzę, że z niego jest taki mafioz, że ma całą policję w kieszeni. Pewnie by była jakaś strzelanina u niego czy coś takiego i ktoś po nich zadzwonił no to by przyjechali. Ale kiedy i co by zrobili po przyjeździe to nie wiem. Nie sądzę aby miał aż takie plecy aby go nie capnęli jakby go złapali ze spluwą czy maczetą w ręku. Wtedy jak myśmy po nich zadzwonili to nie mieli gotowego nakazu ani powodów do interwencji. A może i on ich jakiś zagadał albo i w łapę dał. Ma gadane. To przyjechali, pogadali i pojechali. Ale jak jakaś strzelanina to to już trudno udawać, że nic się nie dzieje. Pewnie musieliby coś zrobić. - rozważał Diego. Spodziewał się, że w razie jakiejś awantury policja raczej przyjedzie sprawdzić co się stało no ale co dalej to trudno było mu zgadywać.

- A Koyot to przyjechał do nas z Kolumbii. Bo on Kolumbijczyk. Ja go poznałem na weselu mojej siostry. Ona wyszła za jego wuja i on też przyjechał na ten ślub tośmy się poznali. Taki wesoły, co lubi dziewczynki, wypić ale i parę w łapach ma. Trochę taki mafioz i gadał jakby pracował dla karteli tam, po tamtej stronie granicy. Chociaż wtedy to myślałem, że to takie tylko gadanie, żeby zrobić wrażenie na dziewczynach jaki to on twardziel. Nie brałem tego na poważnie. No rzeczywiście robił na nich wrażenie i, że tak powiem nie sądzę aby w tamto wesele spał sam. Ale potem wesele się skończyło i on razem z wujem wrócili do siebie do Kolumbii i raczej nam się kontakt urwał. Ale teraz jakoś przed świętami wrócił. I to tak na dłużej, za robotą się rozglądał, szukał gdzie by się załapać. No a my tu mieliśmy problem z tym Suarezem. No to zagadaliśmy mu o tym i się zgodził. Powiedział, że się tym zajmie. Trochę wątpiliśmy bo przecież ich jest cała banda a on był sam. Ale dał nam do zrozumienia, żeby się tym nie martwić i chyba zamierzał dorwąć samego Suareza w pojedynkę. No to mogło mu się udać. Jeden na jednego to mógł mu dać radę bo wyglądał na krzepkiego i nieźle machał tą maczetą. Ale widocznie coś mu poszło nie tak. - Diego który lepiej znał Koyota opowiedział jak i gdzie się poznali. Nawet jeśli miał jakieś wątpliwości co do moralności tego przyszywanego siostrzeńca to jednak na taki problem jaki mieli z Suarezem wydawał się w sam raz. Czy naprawdę miał jakieś powiązania z kartelami czy nie to nie miał pojęcia i niezbyt go to obchodziło. Jakby młody chciał zacząć tu nowe życie to był gotów mu pomóc. Zwłaszcza jakby im pomógł z Suarezem. No i to jakaś dalsza ale jednak rodzina. Chociaż nie był do końca pewny czy taka niespokojna dusza jak Koyot odnalazłby swoje miejsce za ladą, barem czy zmywakiem.

- Może i z niego nie był chłopak “do rany przyłóż” ale sprawiał wrażenie, że naprawdę chcę załatwić Suareza. W tą noc co na nich poszedł to wszystko zostawił w swoim pokoju. Swoje rzeczy, paszport, telefon i tak dalej. Bez paszportu trudno by mu było opuścić kraj. Albo załatwić cokolwiek większego. Tylko swoją maczetę i nóż zabrał. - latynoski drobny sklepikarz może nie dawał sobie ręki uciąć, że przyszywany siostrzeniec ich nie wyrolował ale raczej zdawał się wierzyć, że zrobił to co mówił. Czyli, że poszedł załatwić Suareza. I słuch po nim zaginął. No i powiązań raczej z nikim nie miał bo nie był stąd. Przyjechał przed świętami i głównie spędzał czas z nimi albo po różnych lokalach. Nawet jak kogoś tam poznał to chyba nie zdążyłby wsiąknąć w towarzystwo. A pieniędzy żadnych nie wziął. Miał je dostać po robocie. Więc chyba też traktował to niego jak przysługa rodzinna dla jakiegoś dalekiego wujka. I dlatego obaj bieznesmeni a także Dosieto byli skłonni dorzucić kolejny grzech na konto Suareza po jakim by wcale nie płakali. Z chęcią się go pozbędą na dobre i jakby ta banda się stąd wyniosła albo ktoś zrobił z nimi porządek to powitaliby taką wiadomość bardzo chętnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline