Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2023, 18:36   #48
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Koszmary jak zwykle ją dręczyły, ale tym razem były znajome. Pobudka więc była w miarę spokojna. Tej nocy Ann miała znów udać się do Nowego Jorku, tym razem z polecenia księcia Stillwater. Nie sądziła, że przyjdzie jej tak szybko tam wrócić. Niemniej tym razem wycieczka była krótka. Musiała wrócić z powrotem tej samej samej. I dlatego mieli kolejnego gościa, oprócz Vincenta…
Bob lub Luc… nie rozróżniała ghuli Larry’ego, mimo że miała okazję pracować z nimi. Czekał na nią z autem na lawecie. I gdy wyszła mu na spotkanie odczepił wóz znajdując się na niej. A następnie podszedł do niej z kluczykami.
- Niech cię nie kusi ściganie. Jego remont będzie bardziej kosztowny niż twojego motoru.- rzekł podając jej kluczyki.
Miał rację.

[media]https://i.pinimg.com/originals/aa/10/12/aa1012d8142ba1036aaa4f29c43bdfe5.jpg[/media]

Czarny podrasowany chevrolet camaro był z pewnością szybką maszyną, stworzoną do nielegalnych wyścigów. I bardzo drogą.
- Pozwoli ci uciec od kłopotów w razie czego. Ma nielegalne nitro zamontowane, przycisk jest na manetce zmiany biegów. Używać w ostateczności. Tak powiedział szef. - kontynuował pouczenie ghul, gdy caitifka oglądała cudeńku od Brujaha.


Giovanni mieli w porcie swoją siedzibę, ukrytą pod przykrywką towarzystwa przewozowego. Było to miejsce które każdy dostatecznie poinformowany Kainita omijał szerokim łukiem. Kto wszedł na tereny Giovanni bez ich pozwolenia, ten nie wracał “żywy”. I to bez względu na to jaką zajmował pozycję w hierarchii Nowego Jorku. Książę tę niepisaną zasadę tolerował, bo dzięki temu Giovanni nie wtrącali się w sprawy jego Domeny i nie włączali się w miejscową politykę. Giovanni z pozostałymi klanami nie łączyło nic poza… interesami prowadzonymi z niektórymi członkami klanów. A i w tej kwestii wymagali dyskrecji i sami zachowywali milczenie.
Tyle teorii, w praktyce Ann na ulicy słyszała plotki że Giovanni robili interesy nie tylko z członkami Camarilli, ale i anarchami oraz Sabatem. Opowiada o handlu organami ludzi i Kainitów, o krwawych rytuałach, o budzeniu zmarłych i wzywaniu duchów… o konszachtach z klanami tak zdeprawowanymi, że bano wypowiadać się ich nazwy… zwano ich Czcicielami demonów. Plotki dotyczyły też ich siedziby, ta część nadbrzeża miałą być nawiedzana przez upiory i topielców uwiązanych nekromantycznymi łańcuchami do tego miejca niczym psy podwórzone. Tych nieumarłych sług obawiano się najbardzej, gdyż powszechny był pogląd że większość klanowych dyscyplin po prostu na nich nie działa. A nawet potężni Kainici obawiali się istot, przeciw którym byli bezbronni.


Choć była tu kilka razy. Choć była nieśmiertelnym drapieżnikiem nocy, to jednak to miejsce nadal budziło ciarki na jej plecach. Z pozoru nic niezwykłego. Ot droga między budynkami magazynami, prowadząca do szlabanu za którym był plac do parkowania i budynki urzędowe. Niemniej nad całym tym miejscem wisiała upiorna atmosfera… wzmacniana nocną mgłą znad oceanu.


Która w okolicy gniazda Giovanni była wyjątkowo gęsta. Sama uliczka, była brudna i słabo oświetlona. Okoliczne budynki były opustoszałe, a magazyny porzucone. Ani ludzie, ani istoty świata mroku nie korzystali z tych miejsc. Coś wisiało bowiem w powietrzu. Coś niedobrego. Każdy kto tu przebywał czuł to podskórnie. Przy szlabanie była budka, w budce podstarzały otyły strażnik, pełniący bardziej rolę portiera. I zajęty czytaniem gazet. Nie on pilnował tego miejsca. Nie czyniły nawet tego kamery pozawieszane na słupach. Strażnicy byli inni, niewidoczni i nie do usłyszenia. I nie do zabicia, bo prawdziwie martwi. Tych nie można było spostrzec.

Innych tak. Ann przejechała całe miasto bez problemu i bez zaczepek. Teraz jednak dojeżdżając do celu swojej podróży natknęła się na problem. Niebieski Oldsmobille Toronado stał przy wjeździe do uliczki. Obok niego stali dwaj mężczyźni, niby zajęci pogaduszką i palący papierosa… ale ciągle zerkający na placyk przed siedzibą klanu nekromantu i na stające tam samochody. Obaj byli Kainitami, prawdopodobnie. Ann nie znała krótko obciętego blondyna w skórzanej kurtce, ale… drugi. Ten chudy i nieco zaniedbany mężczyzna w nieco w wytartej marynarce był jej dobrze znany. David Thorn, przydupas Quentina. Co on tu robi?
Tego Ann mogła tylko domniemywać. Zresztą ważniejszą dla niej sprawą, było to co ona sama zrobi? Jeśli po prostu pojedzie do nekromantów, to zostanie przez nich zauważona.
A przecież innej bezpiecznej drogi… nie było.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline