Mundurek sprzątacza uwierał miejscami, gdzieniegdzie nawet o wiele za dużo, ale cóż poradzić. Zagryzając zęby i powstrzymując przemożną chęć zrzucenia z siebie kombinezonu, który planował po tej całej akcji spalić w morzu benzyny, Kornel stukał w klawiaturę i przeglądał kamery, by wreszcie wybrać taką, której awaria wyciągnęłaby ciecia na znaczną odległość od pokoju ochrony.
— Bułka z masłem — sarknął pod nosem, wciskając laptop z powrotem do torby ze sprzętem.
Ale zaraz wyskoczyła kolejna przeszkoda do pokonania, w postaci zgredowatego strażnika, który nie opuścił oficyny. "Quelle surprise," westchnął w myślach Kornel, wysłuchując narzekań.
— Panie, kazali sprzątać, to sprzątamy! — Tumak uniósł się teatralnie, rozkładając ręce. — My tu nie rządzim, ze skargą to może pan iść do, tego... Jak mu tam... Uhhh...
Z twarzą pomarszczoną w wyrazie pozorowanego nagłego ataku amnezji wybiórczej, Kornel stukał czubkiem buta o podłogę i pstrykał palcami w stronę Dunina-Wilkosza, zrzucając na niego obowiązek splecenia jakiegoś kłamstwa. Prorok miał w tym większe doświadczenie. W końcu zbudował na tym swą karierę!