Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2023, 15:32   #1
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
W szponach mrozu [D&D 5ed. FR]



W szponach mrozu

Rozdział I: początek

Wieczór był mroźny i wietrzny a niebo skrywało się pod pierzyną ponurych chmur w kolorze stali. Targos było niegościnną mieściną - jednym z trybów tak zwanego Sojuszu Dziesięciu Miast. Jeśli ktoś tutaj przybywał to nie po to by odpocząć. Zakup ziemi pod uprawę też raczej nie wchodził w grę, choć ta w okolicach była bardzo tanią inwestycją to jednak skuta większą część roku lodem i śniegiem nie dawała obfitych plonów. Miasto trzech dzielnic leżące nad jeziorem Maer Dualdon trudniło się rybołóstwem, garbarstwem (wcześniej upolowanych zwierząt) oraz handlem z osiedlami położonymi na południe od Kopca Celvina.
W każdej z trzech dzielnic Targos ulokowany był szynk. Dzielnica portowa, wewnętrzna oraz górna nie różniły się od tych które można było zwiedzić w pozostałych dziewięciu miastach sojuszu, no może za wyjątkiem ich wielkości. Patrole straży miejskiej raczej nie miały zbyt wiele do roboty jesienną porą, ze względu na małą ilość ludzi wystawiających nosy po za zagrzane izby, biesiadną salę gospody, warsztat, czy sklep. Ci których nie było stać lub zwyczajnie skąpili miedziaków na nocleg, nie schodzili z pokładów cumujących w porcie rybackich kutrów czy handlowych galer, które przybywały tu z południa rzeką Shaengarne.

Ta sama rzeka stanowiła największą przeszkodę na drodze do bliźniaczego miasta Bremen zaledwie kilka mil na północny zachód od Targos. Nic nie zapowiadało przerwania mroźnej stagnacji do chwili gdy na ulicy nie poniósł się echem krzyk jednego z strażników miejskich.
-Ogień! Płomienie w Bremen!- krzyczał, a po chwili jego głos przytłumił donośny dzwon na wieży niewielkiego ratusza.
Sojusz Dziesięciu Miast stanowił układ handlowo-militarny i każde miasto obowiązane było wspomóc sąsiadów w razie problemów wyszczególnionych w podpisanych pakcie. Płomień na szczycie kamiennej wieżycy pojawiał się głównie gdy w okolicach krążyły grupy orków, lub ktoś ze szczytu palisady wypatrzył łodzie barbarzyńców. Płomień na strażnicy Bremen oznaczał jednocześnie wezwanie do pomocy oraz ostrzeżenie. ostrzeżenie widoczne na wiele mil i ostrzeżenie, które to najpoważniej musieli traktować mieszkańcy Targos, ze względu na niewielką odległość do sąsiedniego miasteczka.

W tym samym czasie do karczmy wchodził mężczyzna, otulony w płaszcz który najlepsze lata miał już za sobą. Nieznajomy płynnym ruchem ściągnął kaptur, ukazując swoje oblicze. Jego wiek można by było określić na 28 lat, lecz jego zielone oczy wskazywały na to iż widział w swoim życiu za dużo. Ogorzała twarz zdradzała oznaki trudów przez które ów mężczyzna musiał przebrnąć. Z wyglądu był niski ale grubej budowy. Jego twarz zdobił sumiasty wąs. W chwili gdy otwierał drzwi usłyszał w oddali krzyk oznajmujący iż w sąsiednim mieście dostrzeżono jakieś zagrożenie.
- Słyszę karczmarzu że u was w mieście nie ma chwili spokoju. Czy tego ponurego i mroźnego wieczoru znajdzie się strawa i pokój dla znużonego wędrowca?
- Ai, ai wędrowcze - odparł postawny jegomość o wydatnym brzuszysku. Blask naftowej lampy stojącej na blacie szynkwasu odbijał się od jego łysiejącej czaszki.
-Racz się uwalić - dodał wskazując gestem ręki jeden z kilku wolnych stolików - Zaraz ktoś do ciebie podejdzie - w biesiadnej izbie unosił się intensywny zapach zupy rybnej, czosnku i dymu wydobywającego się z kominka. Można tu było naliczyć kilkunastu gości porozsiadanych przy różnych stołach, a mimo to nie było tak gwarno jakby się można było spodziewać. Być może to dzwony znad miejskiego ratusza, wzywające straże na pomoc Bremen uciszyły towarzystwo.

- Ostały nam się tylko dwa pokoje z czterema łóżkami, każdy kosztuje srebrnik za noc. Gospodarz nie ma nic przeciwko spaniu w stajni, jeśli to za drogo. O ile nie będzie straszyć koni i nie wda się w bójki z innymi którzy tam będą spać…- służka w szarym fartuchu miała tłuste włosy opadające ciężko na jej czoło i policzki. Nie należała do urodziwych i nie należałaby nawet po kilku głębszych.
- Do jedzenia możemy podać zupę rybną, rybę smażoną albo rybę wędzoną. Do wszystkiego pajda chleba, kawał sera, pół cebuli i zapiekany kartofel w skórce. Każde z dań kosztuje pięć miedziaków. Wino też mamy choć nie jest to Czerwone z zasobów dawnych miast Cormanthoru. Piwo również, warzone tutaj, nie w podziemiach żadnej krasnoludzkiej twierdzy - oznajmiła na jednym wdechu jakby powtarzała te słowa od lat.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 13-03-2023 o 10:28.
Nefarius jest offline