Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2023, 00:21   #17
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Dialog z Alex

Cała sytuacja z atakiem była dziwna. Thurgrun zbiegł do swojego pokoju ubierając się pospiesznie w to co miał pod ręką. Wliczały się w to świeże gacie, czarny skórzany pancerz i bluzkę z kapturem. Przeczesanie budynku od zaplecza nie przyniosło żadnego rezultatu. Nawet cyrkowiec nie wskoczyłby po tych murach, a to oznaczało dwie rzeczy. Albo użyto magii, która wywietrzała zanim przybył, albo...
Nie czekając ani chwili, zawrócił i pobiegł na górę.
ŁUP! ŁUP! ŁUP! rozległo się dość głośnie pukanie do drzwi Lary.
- Jesteś? - krasnolud przyłożył ucho do drzwi.
W odpowiedzi na łomotanie do drzwi Quatermain odłożyła swój notatnik, zeszła z łoża i zbliżyła się do drzwi. Uchyliwszy je, spojrzała znad wypolerowanych szkiełek na magusa i zapytała:
- Czym mogę służyć, Thurgrunie?
- Mam pewną teorię, mogę wejść? -

Młoda kobieta skinęła delikatnie głową i wpuściła stojącego u progu krasnoluda.
Ten wszedł do pokoju swobodnie podchodząc do okna. Wychylił się na chwilę, po czym odwrócił do archeolożki.
- Byłem na tyłach budynku. Ściany są gładkie jak dupka najdroższej kurdyzany, wysokie, bez możliwości podejścia. - wyłożył prosto z mostu. - Są dwie możliwości. Pierwsza jest taka, że magia ulotniła się zanim zdążyliśmy zbadać miejsce. Byliśmy chwilę po ataku, to nie mogła być złożona magia, ale mam też drugie wyjaśnienie. -
Thurgrun spojrzał dziewczynie prosto w oczy. Szukał w nich, czy domyśla się drugiego scenariusza.
- Drugie jest takie, że ktoś wszedł i wyszedł przez drzwi. -
- Jeśli chodzi o sprawy magiczne, to niestety niewiele mogę rzec - przyznała Lara, siadając na łóżku.
Nieco zaskoczona drugim wnioskiem Thurgruna od razu zapytała:
- Przepraszam, ale co chcesz powiedzieć przez to, że wyszedł przez drzwi? Sugerujesz kogoś z ekspedycji?
- Ekspedycji nie, ale kogoś z otoczenia tak. Kogoś z obsługi domu może? Nie wiem, ale odpowiadam za wasze bezpieczeństwo, więc wolałem się podzielić uwagami. Jak dobrze jesteś w stanie poradzić sobie z napastnikiem? -
zapytał prosto z mostu.
- Umiem się bronić - odparła po chwili medyczka. - Ale żadna ze mnie wojowniczka. Nie posiadam też innej broni poza muszkietem. -
Krasnolud skrzywił się. - Rozejrzę się po okolicy, ale miej się na baczności. - powiedział po chwili zastanowienia.
- Dziękuję - rzekła blondynka, kiwając głową. - Ty także miej się na baczności i postaraj nie narażać niepotrzebnie. -
- Jestem tu po to, żeby narażać swoje życie, żeby twoje było bezpieczne. - odpowiedział ze smutnym uśmiechem. Kierując się do wyjścia. Lara nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć, by nie wyjść na nieco protekcjonalną, więc sięgnęła po poczucie humoru.
- Owszem, ale to ja będę musiała cię potem składać do kupy. O tym już nie pomyślałeś? - założyła ręce na biodrach i wydęło wargi w udawanym oburzeniu, po czym mrugnęła figlarnie czarnym okiem w stronę krasnoluda.
- To jedyna pozytywna część tej całej popieprzonej sytuacji - uśmiechnłą się szerzej, tym razem szczerze dotykając się po piersi, niczym po piersi kobiecej. - HA! Dobre. - zaśmiał się w pół kroku. - Wiesz, naprawdę nieźle sobie poradziłaś z tymi dwoma bęcwałami. Bohatery! Najemniki! - zaśmiał się.
Quatermain poprawiła okulary na nosie i spojrzała na Thurgruna tak jakby się przesłyszała.
- Mówisz o Mykaelu i Rocco? - z niedowierzania kilkakrotnie zamrugała. - To nasi towarzysze podróży i na pewno byłoby milej, gdybyś był w odniesieniu do nich mniej obcesowy. -
Obcesowy? Krasnolud był nieco zmieszany. Podrapał się po gęstej, zaplecionej w warkocze, blond brodzie. Na jego twarzy malowało się zdziwienie.
- Nie rozumiem o czym mówisz. To Młodziki, niech ta “przygoda” nie namiesza im mocniej w głowie niż te rany.
- Nie masz z nimi zwady, więc nie widzę powodu, byś miał ich poniżać - Lara twardo obstawała przy swoim.
Wzruszył ramionami. Nie było sensu się kłócić. - Nikogo nie poniżam. Mówię prawdę. - Wziął głębszy oddech kiwając głową. - Źle to zaczęliśmy. Nie uważam, żebym nikogo poniżył, ani był obscesowy. Może to moje krasnoludzkie pochodzenie, proszę o wybaczenie… za moje grubiaństwo i brak wychowania. -
- Przeprosiny przyjęte - odparła wyraźnie rozpogodzona. - Mam nadzieję, że przyjdzie ci z tego jakaś nauka. Jako bardziej doświadczony wojownik winieneś być dla nich wzorem. A nie wykpiwać z nich i mianować bęcwałami. Słowo to w taldańskim jest pogardliwym określeniem oznaczającym głupca. To akurat dobrze pamiętam ze studiów. -
Thurgrun nie był pewien co sądzić o tej wymianie zdań. Wydawało się, że dziewczyna przywiązuje kobiecą uwagę do słów, podczas gdy mężczyźni, a zwłaszcza krasnoludzcy faceci używali różnych inwektyw w zupełnie niegroźnym i niepejoratywnym sensie. Ot, kolejna ciekawostka do kompletu.
- Czego w ogóle będziecie szukać tutaj? - spytał zmieniając temat.
- Falhajy - rzekła młoda doktor. - Zaginionego miasta znajdującego się najprawdopodobniej w południowej części Masywu Zho. Możliwe, że blisko Ward-Alsahary. -
- Dużo grzebania w pasku? Czego się spodziewasz? Ruiny do odkopania? Upiorne miasto widoczne tylko w określonych warunkach? Fata morgana? -
- Dużo grzebania w piasku - odpowiedziała czarnooka. - Mowa o pogrzebanym gdzieś, niemal zapomnianym mieście o nie do końca jasnej genezie. Ciężko mi powiedzieć coś więcej bez wchodzenia w domysły i spekulacje. Zwłaszcza że nie jestem ekspertką. -
- Hmm - zamyślił się krasnolud. Od zawsze wiedział, że kobiety mają smykałkę do archeologii, mają predyspozycje. Mało który facet lubi grzebać w przeszłości z taką skrupulatnością. Tym bardziej więc zdziwiła go odpowiedź Lary.
- A jaka jest twoja dziedzina ekspertyzy? - spytał.
- Mam doktorat z medycyny - wyjaśniła Quatermain.
- Czyli nie jesteś archeologiem? -
- Moi rodzice byli wybitnymi archeologami, więc moje życie w dużym stopniu kręciło się wokół tego tematu. Dlatego też jest mi bardzo bliski. Nie posiadam jednak formalnego wykształcenia w tym kierunku. Choć zamierzam to kiedyś nadrobić. -
Thurgrun mógł sobie tylko pluć w brodę, że nie zamienił zbyt dużo słów z Larą podczas podróży.
- Cóż, - chrząknął w zakłopotaniu głaszcząc brodę. - W takim razie… hmm… zbiłaś mnie z pantałyku… - powiedział zmieszany z rozbrajającą szczerością.
- Jakby co, to nie było to moim zamiarem - rzuciła żartobliwie medyczka, mrugając do magusa okiem.
- Tak, cóż… - gdyby nie bujna broda, z pewnością Lara zauważyłaby zarumienione policzki. - To ja już… to ja już pójdę. Tak, będę u siebie, daj znać jak będziesz mnie potrzebować… jakby coś się działo oczywiście. - chcąc uniknąć większej kompromitacji krasnolud wycofał się czym prędzej zamykając za sobą drzwi.

~ Skończony idiota! ~ pomyślał wychodząc. Nie rozumiał, jak to się stało, że nagle stracił język w gębie. Ba! Żeby tylko język. Co się właściwie wydarzyło? Krasnolud długo jeszcze zachodził w głowę jak mógł tak koncertowo spieprzyć prostą wydawałoby się rozmowę.

* * *

Podróż do pałacu nie była męcząca, ponieważ ktoś najwyraźniej mający co najmniej dwie szare komórki pomyślał i dostali zaproszenie gdy Słońce chyliło się już ku zachodowi. Gorąc nie bił już z nieba, ale z kamiennych domów i brukowanych ulic. Z góry zaś czuć było chłodniejsze powietrze delikatnie muskające wędrowców. Idealne połączenie.
~ Tak można by żyć ~ pomyślał krasnolud maszerując pomiędzy gwardzistami. Czuł się nieswojo mając własną obstawę, ale nie protestował. Dyskretnie zerkał na plecy Lary po raz kolejny układając w głowie alternatywne wersje rozmowy, w której zawsze wychodził na bardziej elokwentnego i obytego.

Cały ten przepych i złoto bardzo zastanawiało Thurgruna. Czy istnieje tu złodziejstwo, które znał z pozostałych rejonów Taldoru, czy też tutejszy przepych był tak powszedni, że nikt nie kwapił się z wypuływaniem szlachetnych kamieni stanowiących oczy niejednej statuły? A jeśli istnieje półświatek, to czym się zajmuje, jeśli nie paserstwem bogactw?
Te i inne ponure myśli towarzyszyły mu gdy wspinał się po stopniach do pałacu. Nie zauważył nawet kiedy stanął na szczycie. Spostrzegł jedynie, że zamyślił się tak bardzo, że stał się nieuważny.

Skarcił się w myślach po raz kolejny, gdy okazało się, że przyjdzie im czekać w do porzygu wypchanym bogactwem miejscu. Spędziwszy tu niemal godzinę, krasnolud wynudził się śmiertelnie. Obejrzał z bliska chyba każdy centymetr ściany, skosztował każdej potrawy i każdego napoju, toteż gdy musieli ruszyć czuł się strasznie ociężały i napęczniały. Miał tylko nadzieję, że nie dostanie sraczki w trakcie audiencji. Albo gazów. Głośne i dosadne gazy zapewne odbiły by się niezłym echem po pomieszczeniu i nie wzbudziły aprobaty zebranych.

No i znów Rahat z kołkiem w dupie. Pewnie nie śmiał nawet drgnąć, żeby kij mu się przypadkiem nie poluzował pomiędzy ściśniętymi pośladami. Thurgrun nie lubił takich miejsc i zdecydowanie zatęsknił do gorzałki wypitej ze wspólnego bukłaka gdzieś przy ognisku jedząc wędzone węgorze.

- Thurgrun o pani - przedstawił się z niskim ukłonem ukazującym ogoloną głowę. - Absolwent Akademii Sztuk Magicznych w Absalomie, a także sztuk wojskowych w mych rodzinnych stronach. Służę pomocą w kwestiach magicznych, a także w przetrwaniu i przeżyciu co bardziej kruchych członków wyprawy. - odpowiedział przekazując głos kolejnej osobie.
Zaciekawiło go co też się stało, jakież to zrządzenie losu sprawiło, że audiencja, a przez to i jego męki zostały skrócone do minimum? Ot, wrodzona ciekawość. Jeszcze tylko kilka ukłonów i wolność.
A nie, jeszcze nie. Musieli jeszcze omówić temat z Mukhatą, ale ona w przeciwieństwie do reszty była bezpośrednia. I chyba szczera. Thurgrun od razu poczuł nić porozumienia.


W samym gabinecie Thurgrum postanowił sprawiać wrażenie idioty i nie odzywał się, by nie rozwiać jakikolwiek wątpliwości. Powściągliwie przyglądał się pomieszczeniu w duszy radując się prostotą i ascetyzmem tego miejsca, tak różnego od tego co znajdowało się za drzwiami. Z tematów, które go interesowały były na pewno mapy terenu, dostępność wody, zapasów jedzenia, schronienia przed żarem i pustynnymi wiatrami. Część był w stanie wyczytać z przedstawionej mapy, część niestety musiał dopytać ignorując przy tym Rahata tak jak tylko się dało. Nie był natomiast w stanie wyłuskać z papieru informacji ile powinna potrwać podróż, jaki zapas zapasów mają i jak wygląda sytuacja w obozie, a zatem wszystko co nie dotyczyło bezpośrednio grzebania w ziemi w poszukiwaniu skarbów.
 
psionik jest offline