-OcHHHHHHHHHHHHHH....... moja głową- wystękał Edmure. Przewinęła mu się krótka retrospekcja ostatnich zdrzeń.
Berbeluch, nocny spacer, Gwóźdź z owieczką następnie coś, a potem... nie wie.
Baba nad uchem mu się drze, a krzykacze na ulicach głoszą , że Kapitana nie żyje.
~ Czekaj !? Co?- otępiały umysł Bosmana nagle się rozjaśnił i postawił na nogi.
Nie było czasy do stracenia. Trza lecieć na okręt.
Na odchodnym zostawił w splądrowanym domu większość tego co ostatnio zarobił i rzuciwszy dzieciakom na pożegnanie, aby słuchały się matki ruszył w tę pędy na Wilka.
W sumie dziatwa nawet do niego podobna, ale nie był pewien.
Żegnał go jednak potok serdecznych przekleństw Anny i mógł z dumą stwierdzić, że chociaż ktoś po śmierci będzie go wspominał.
Na łajbie działo się oj działo.
Kapitan jeszcze dychał, ale Kristin porwano kogoś tam jeszcze ubito i raniono.
Władzę tymczasowo przejął Książe co Manderly przyjął z zadowoleniem, a jako robotę co oczywiste kazano mu ogarnąć załogę.
Nic tak nie leczy kaca jak ciężka praca. Zagnał wszystkich do nawet niepotrzebnych robót byle tylko się poruszali, a sam skompletowawszy sobie ekipę roślejszych chłopa ruszył przepatrzeć miejscowe tawerny i burdele w poszukiwaniu maruderów.
Posłał również Hansoma, aby dokończył interesy z Berbeluchem i wyjaśnił sytuację.
Nie było czasu do stracenia, a patrząc na chaos całej tej opcji poluzował sobie swój toporek. Miał przeczucie, że co jeszcze im tu pierdyknie.