Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2023, 18:47   #50
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Tonęła wśród ciał, zimnych ale poruszających się. Szepczących niewypowiedziane sekrety. Tonęła wśród trupów by umrzeć. Ale chciała żyć! Toteż z uporem przeciskała się przez oślizgłe zimne, ale ruchliwe zwłoki. Nie zważając na ich rozkład, nie zważając na ich śliskość. Nie przejmując się bólem i wysiłkiem. Pragnęła się wyrwać z tego piekła.
W końcu jedną ręką sięgnęła powierzchni, wyrwała się!
Obudziła z krzykiem. Kolejny koszmar, jeden z wielu… ale ten był… znajomy. Jak stare cuchnące ubranie. Obrzydliwe, ale przywykła do niego.



Gdy się przebudzili, maga już nie było. Mężczyzna jednak zostawił po sobie “pamiątki”. W pokoju głównym zostawił rozłożone na stole… nieduże płótna przedstawiające różne ów szpital psychiatryczny za dnia. Były to wykonane z pietyzmem pejzażyki z wyraźnie zaznaczonymi architektonicznymi szczegółami budynku. Namalowane pośpiesznie, ale fachowo. Dzieła niewątpliwie zdolnego amatora. To co je wyróżniało od innych typowych pejzaży, były machnięte krwistą czerwienią ezoteryczne symbole. Były też rozłożone plany budynku z zaznaczonymi trasami. Oraz dołączona do tego wszystkiego karteczka.
Cytat:
Gdybym zaginął, przesłać to wszystko wraz z moimi rzeczami na adres.
I poniżej był rzeczywiście adres. Jakieś miejsce na Florydzie.


Kolejne zebranie, które było naradą a nie spotkaniem towarzyskim. Ann miała wrażenie, że znajduje się w innym miejscu. Gdzie ulotniła się ta dawna atmosfera nieformalnego niedzielnego pikniku? Wszyscy byli poważni i skupieni. Każdy na miarę swoich możliwości, w końcu Garry był na lekkim haju, a Larry… był Larrym.
- Więc… - zaczął zebranie Smith rozglądając się po zebranej tu społeczności Kainitów. -... Nowy Jork w osobie Księcia i Primogenów zapewnia o bacznym obserwowaniu sytuacji i wsparciu… w rozmowach z Giovanni na terenie ich domeny, gdyby zaistniały jakieś tarcia i potrzeba negocjacji. Aczkolwiek, owo wsparcie nigdy nie zostało dokładnie sprecyzowane. I równie dobrze może oznaczać dyskretne poklepanie po plecach.
- Typowe… - prychnął Larry.
- I można się było tego spodziewać.- stwierdził William. - Oficjalne wtrącanie się jednego Księcia w sprawy Domeny drugiego byłoby... źle widziane przez innych Książąt. Skoro Nowy Jork miesza w Stillwater, to czemu nie mógłby chcieć ustawiać sprawy w Waszyngtonie?
- Mógłby nieoficjalnie…- stwierdziła ironicznie Lukrecja.
- Czyli po prostu Nowy Jork powiedział dyplomatycznie "sucks to be you, nie zawracajcie nam głowy". - dodała Ann bez zdziwienia sytuacją.
- Bardziej… “that’s not our problem”, ale… do tego w sumie się sprowadza.- potwierdził Smith.
- A jak tam rozmowy z Augusto? Primogen Tremere winien być zainteresowany odwiecznym wrogiem ich klanu tak blisko… tego co ty pilnujesz. - Szeryf zmienił temat zerkając na milczącą i obojętną na wszystko Nadię. Ta zaś spojrzała po wszystkich i następnie rzekła. - Primogen Tremere z uwagą będzie się rozwojowi sytuacji w Stillwater, ale w związku z obecną problematyczną sytuacją w samym Nowym Jorku i faktem, że klan Tremere jest w nią wplątany poprzez swoich członków…- głęboki oddech i wzruszenie ramionami. -... nie może udostępnić żadnego ze swoich zasobów, dopóki sytuacja w Nowym Jorku nie zostanie ustabilizowana. Takie jest oficjalne stanowisko klanu Tremere.
- To było do przewidzenia.- westchnął William. A Joshua dodał smętnie.- No cóż… spróbowaliśmy.
- Pozostają więc najemnicy. Przyda nam się zwiększenie szeregów.- Joshua spojrzał na Larry’ego i Garry’ego. Gangrel się uśmiechnął.
- Raze zgodził się za pół stawki, przenieść się tutaj i wesprzec nas tutaj.
Larry wzruszył ramionami.- Eehmm… Papa Roach… Wielki Karaluch dał wizję. Ktoś przybędzie tutaj. Detali nie znam.
Ann uśmiechnęła się krzywo.
- Groza z radością zgodził się podesłać swoich ludzi, ale na konkretną akcję. Nie interesuje go wynajem swoich podwładnych na dłużej. Niemniej, spokojnie załatwimy sobie trójkę jego Brujah, gdy będą potrzebni.- dodał następnie William.
Z miny Ann nie wyzierała radość na możliwość psów Grozy w Stillwater, a jedynie widoczne było pogodzenie się z sytuacją.
- A co ze znalezieniem go ? Moi ludzie nic nie odkryli. Ogień zatarł ślady.- stwierdził Smith przyglądając się zebranym tu wampirom. A szczególnie Williamowi. Blake potarł się po karku.
- Jaine… próbowała. Nie udało się jednak wywróżyć miejsca pobytu. Odkryła, że ów Tzimisce przyczai się w kryjówce i poczeka. Jest cierpliwy. Swoją zemstę rozplanował na stulecia.
- To nieco… pomoże… chyba.- stwierdziła ironicznie Lukrecja. A Smith kontynuował.
- A mag?
- Zainteresowany. Obiecał przyjrzeć się miejscu walki z Tzimisce.- odparł Blake i potarł kark.- Ale mistrzem… nie jest nawet adeptem Czasu, więc twierdzi że podać nam pozycji Tzimisce nie jest w stanie. No i ma jeszcze swoje obowiązki.
- Zawsze to coś.- ocenił Garry.
Ann odchrząknęła.
- Co do wizji, że ktoś przybędzie... To możemy mieć pewność, że przybędzie choć jedna osoba, którą wręcz pali potrzeba dorwania Tzimisce. Tego konkretnego. - l spojrzała na Lukrecję - Szkaradziec. Ale zaklinam wszystkich, jego imię to Arturo i nie myślcie używać tamtego przydomku. - pokręciła głową - Mówię szczerze.
Teraz spojrzenia wszystkich spoczęły na niej. A Szeryf rzekł.- A skoro już przy tym jesteśmy, to czas na to byś złożyła raport ze swojej misji. Co udało się ci dowiedzieć w siedzibie Giovanni? Jak zareagowali na ten drugi zgon w ich szeregach?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez Zell : 20-02-2023 o 12:45.
abishai jest offline