Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2023, 19:34   #8
Halwill
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Naprzeciwko wyłamanych drzwi, po drugiej stronie holu znajdowały się schody prowadzące na piętro, gdzie dogorywał jeszcze jeden członek ochrony ale głośniej od jego żałosnych jęków była tylko kobieta na oko przed pięćdziesiątym rokiem życia. Z płaczu aż się zanosiła i krótkimi chwilami krztusiła, zaś grupka służek krążyły wokół niej próbując sprawić wrażenie przydatnych.
-To lady Luciana, żona Bazalarisa…- szepnął jeden z młodzieńców, którzy towarzyszyli Itkovianowi. Dopiero po chwili dostrzegli samego Bazalarisa, który leżał nieopodal płaczącej żony, trzymając w rękach stygnące wnętrzności. Był martwy, to było dla Itkoviana pewne. Doświadczony wojownik spóźnił się, a przynajmniej tak mu się teraz wydawało.

Itkovian zaczął się rozglądać po pomieszczeniu szukając zagrożenia. Gdy dostrzegł grupkę ludzi uspokoił się nieco wiedząc że w razie zagrożenia by uciekali.
-Zachowajcie czujność- powiedział do młodych strażników. -Wy dwaj zostajecie przy drzwiach i wypatrujecie zagrożenia-wskazał na dwóch młodzieńców. -Ty idziesz ze mną- zwrócił się do tego który poznał panią domu, po czym powolnym, spokojnym krokiem udał się w stronę Lady Luciany. Dostrzegłszy srebrne zbroje, a także egzotyczną broń zaczął się zastanawiać czy któraś mu w obecnej sytuacji by się nie przydała. Cały czas czujny dotarł do podstawy schodów.

-Co tu się wydarzyło?-zaczął spokojnym tonem, zwracając się do zgromadzonych przy trupie osób.
Luciana obrzuciła Itkoviana chłodnym spojrzeniem załzawionych oczu. Wojakowi trudno było nazwać emocje, które odczytał z jej wyrazu twarzy. Złość, pogarda, żal, żądza zemsty wymieszane z nutką zdziwienia płynącego z pytania kim do ciężkiej cholery jest człek stojący tu przed nią i zadający te durne pytanie.
-A na co ci to wygląda?- Spytała przez niemal zaciśnięte zęby -A wy konowały, gdzie żeście się podziewali?- syknęła zerkając na towarzyszących Itkovianowi strażników.
-Pani, alarm wzywał mych kamratów na pomoc na drugą stronę rzeki. To musiało być zaplanowane i ukartowane!- odparł na prędce ten najbardziej rozgadany strażnik.
-Zabili mojego męża i porwali moją córkę!- powiedziała Luciana wlepiając puste spojrzenie gdzieś w podłogę.
-Nie jesteś ze straży, co tu zatem robisz?- odezwała się po chwili do wojownika mrużąc oczy podejrzliwie.
-Wybacz mi Lady moje zachowanie, ale nie czas na konwenanse kiedy te potwory dalej stanowią zagrożenie. Przykro mi z powodu twojego męża, ale jeśli mamy podjąć próbę ratowania twojej córki muszę wiedzieć co tu się wydarzyło i dokąd się udali. - odrzekł wojak, jednocześnie szybkim gestem ręki uciszając tłumaczącego się strażnika.

Kobieta wzięła głęboki wdech i przez chwilę zdaję się chciała coś powiedzieć ale w końcu wypuściła powietrze przez nos z głośnym sykiem.
-Masz rację, wybacz.- rzekła nieco bardziej opanowanym tonem. -Wpadli tu frontowymi drzwiami… przyszli jak do siebie kurwie syny!- W jej głosie znów pojawiła się nuta pogardy i nienawiści. -Jedna ze służek- tu wskazała głową młodą dziewczynę -Widziała jak po uprowadzeniu mojej córki, wyskoczyli z jej izby na daszek tarasu, po czym przeskoczyli mur i ruszyli do portowej dzielnicy, skacząc po dachach magazynów i chat- kobieta zerwała się na nogi i podeszła do Itkoviana łapiąc go rozpaczliwie za nadgarstki -Tylko ona mi została. Odnajdź ją a obsypie Cię złotem człowieku.-
Był to rozpaczliwy krzyk o pomoc, choć brzmiało trochę jak rozkaz nie biorący pod uwagę odmowy.
-Czy domyślasz się kto to był albo dlaczego mogli porwać twoją córkę?- zapytał przed odejściem Itkovian.
- Mój mąż miał wielu wrogów. Głównie kupców, ale ich wojenki kręciły się wokół podkradania klientów, nie dzieci. Po za tym to były cholerne likantropy! Kto o zdrowych zmysłach mógł nająć hordę wilkołaków do takiego zadania?!- odparła znów puszczając wodze emocjom.
- Postaramy się ją uratować - odrzekł Itkovian i nie tracąc więcej czasu udał się wraz z strażnikami w wskazanym przez Lady Luciane kierunku.

-Czekaj!- krzyknęła za nim szlachetnie urodzona -W dzielnicy portowej, w burdelu U sprośnej Sue przebywa pewna kobieta, która winna była mojemu mężowi przysługę. Być może będzie mogła Ci pomóc. Te młokosy i tak nie opuszczą murów miasta jeśli będzie trzeba, więc nie wspomogą Cię w pogoni za likantropami.- Itkovian spojrzał przez ramię na młodego zbrojnego, który przyznał słuszności tym słowom przytakując głową.
- Pytaj o Var'ras O'Khaar.- dodała. Zanotował w pamięci imię dziewczyny po czym wraz z strażnikami udał się do dzielnicy portowej. Po drodzę próbował odtworzyć w myślach mapę miasta i porównać kierunek w którym się udali wraz z lokacją magazynu w którym się wszystko zaczęło. Zastanawiał się także czy porwanie ma charakter czysto zarobkowy, czy kryje się pod nim coś więcej. Ale póki co miał za mało informacji by wysnuwać sensowne wnioski. -Szlag by to - syknął poirytowany i przyśpieszył kroku.
 
Halwill jest offline