Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2023, 21:42   #5
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Isarn, Galt
19 Calistril 4714 AR


Kamienica przy Place de la Liberté - niegdyś zwanym Place Royale, zmiana nazewnictwa nastąpiła prędko po Czerwonej Rewolucji - z jednej strony, jak niemalże cały kraj, pamiętała lepsze czasy, co poświadczała chociażby fasada obrośnięta dawno nie przycinanym bluszczem, spękane mozaikowe płytki wewnętrznego dziedzińca czy kalejdoskopowa wielobarwność dachówek, którymi patchworkowo łatano dach wedle potrzeby. Z drugiej strony jednak, budynek był całkiem smakowitym kąskiem na stołecznym rynku nieruchomości - bynajmniej z racji bycia perłą architektury inspirowaną Wiekiem Przeznaczenia, wszak niemal całe Isarn, jak długie i szerokie, zbudowane było podle tychże nawiązań do zamierzchłych, wspaniałych czasów. Kamienica oferowała bowiem nie tylko centralną lokację, ale również doskonałe widoki na górujący nad miastem Monolit, świątynię Calistrii w elfickim stylu czy, patrząc o wiele bliżej, na liczne egzekucje jakie Rada Rewolucyjna przeprowadzała na Placu Wolności, które lokatorzy kamienicy mogli oglądać ze swoich okien, z wygodnego zacisza domostw. O ile rzeczone okna wychodziły na północny-wschód.

Cordelia Jamendir w poważaniu miała powyższe kwestie, a o wybraniu takiego, a nie innego lokum zadecydował zwykły pragmatyzm. Kamienica znajdowała się zwyczajnie w wygodnych odległościach od każdego punktu, który w jakikolwiek sposób interesował elfią uczoną - przepastne księgozbiory bibliotek i uniwersytetu, rezydencje nielicznych senatorów, domy radnych, sklepy najlepszych rzemieślników oraz Akademia dla Niezwykłych Młodych Dam Madame Robichaux. Bliskość tych wszystkich miejsc oznaczała, że przez dwie dekady jakie minęły od jej osiedlenia się w galtańskiej stolicy, Cordelia nie była zmuszona marnotrawić czasu na przedzieranie się przez ulice pełne pospólstwa i mogła oferować swoje magiczne usługi w dogodnej lokacji, z wynajętego dodatkowo pomieszczenia na parterze budynku, które przekształciła w gabinet. Aczkolwiek teraz, zasiadając za mahoniowym biurkiem i wysłuchując przeciągającej się perory siwego senatora, zaczęła rozważać czy aby nie zacząć poddawać swojej klienteli o wiele bardziej rygorystycznej lustracji.

Starzec wyczytujący swoje uwagi co do proponowanej wyceny usług nawet nie zwrócił uwagi na materializującą się znikąd nad blatem kopertę, którą Cordelia zręcznie chwyciła w locie i, nie zważając na kurtuazję, złamała pieczęć, nadal wysłuchując gościa jednym uchem. Uśmiechnęła się, widząc znajome pismo i czytając słowa zaproszenia na ślub swojej dawnej - a być może też jedynej - przyjaciółki. Kobiety nie widziały się od dawna i elfka podjęła decyzję bez głębszego zastanowienia. Wizyta w Taldorze i parę dni na szlaku były akurat tym, czego potrzebowała znudzona uczona. Ostatnie tygodnie pełne negocjacji oraz interesów z politykami zaczęły nadwyrężać jej cierpliwość.

Senatorze Emmerdant — Cordelia przerwała rozmówcy wpół słowa — obawiam się, że moje warunki, stawka oraz klauzula o neutralności nie podlegają negocjacji. Z należnym szacunkiem, lecz ta rozmowa jest bezcelowa, zwłaszcza że jestem zmuszona panu odmówić. Pewne kwestia wymagają mojej niepodzielnej uwagi oraz podróży na południe.

A-ależ, mistrzyni Jamendir...!

Cordelia powstała ze swojego miejsca, ucinając słowa sprzeciwu skierowaniem kroków wokół biurka i w stronę drzwi. Emmerdant, człowiek starej daty (acz nie tak starej jak Jamendir) i kulturalny, również podniósł się z krzesła i udał za czarodziejką, przekraczając próg gabinetu. Usta mężczyzny poruszały się bezgłośnie, jakby szukał języka w gębie, dłonie mięły pergamin, który jeszcze przed chwilą odczytywał.

Miłego dnia, senatorze.

Zamknąwszy drzwi na klucz, elfka pozostawiła starca samemu sobie na dziedzińcu. Podróż do Taldoru wymagała od niej przygotowań już teraz, nawet długie miesiące przed datą zaślubin. Przetasowanie grafiku, znalezienie zastępstw na czas jej nieobecności, et cetera - na szczęście koniec semestru w Akademii zbiegał się z początkiem lata, a planowana ekspedycja na Skradzione Ziemie, by zbadać pogłoski o ciążących nań multum klątw oraz przekleństw, była zaledwie we wczesnym stadium planowania. Pakowanie oraz organizacja lokomocji do Dalaston były w tym wypadku kwestiami pięciorzędowymi; o ile nie zupełnie nieistotnymi, biorąc pod uwagę zamiar wysłużenia się magią.

Długie tygodnie później, gdy śniegi zimy odeszły w odwilżach i lato zaczęło grzać w pełni, Cordelia leniwym ruchem teleportowała się do Oppary wprost ze środka własnego salonu.



Dalaston, Taldor
27 Sarenith 4714 AR


Niezbadane były ścieżki losu i przewrotne bywały koleje życia, czasami łącząc ze sobą diametralnie różne istoty i chociaż na Golarionie często istniały różne dziwne więzi, to ciężko było wyobrazić sobie, aby Cordelia Jamendir, mistrzyni magii, czarodziejka extraordinaire i ekspertka w dziedzinie maledyktologii (jak przedstawiła się nowopoznanym towarzyszom podróży), mogła mieć cokolwiek wspólnego z prostą najemniczką jaką była Marita. Elfka bowiem nie zyskiwała za wiele przy bliższym poznaniu, jakby celowo pielęgnując stereotypy swojej własnej rasy, z wysokości siodła przemawiając ze znudzoną obojętnością i uprzejmą rezerwą. Aczkolwiek to można było chyba połączyć z grymasem, jaki zawitał na jej twarzy gdy oliwkowo-zielone spojrzenie przejechało po symbolach stylizowanych na bożych patronów tercetu. Jamendir najwidoczniej nie pałała miłością do bóstw i ich sług.

Nie można też było pominąć faktu, że czarodziejka pasowała do szlaku niczym pięść do nosa, epatując aurą wyższości i ociekając bogactwem bardziej odpowiednim dla szlacheckich, jeśli nie książęcych, salonów, niż dla otwartego szlaku. Od czubka głowy do palców u stóp - od wytwornie ułożonej fryzury z ciemnobrązową kaskadą opadającą luźno po lewej stronie twarzy, trzymaną w miejscu szeregiem sprytnie ukrytych wsuwek oraz cienkim, złotym diademem; przez twarz obramowaną delikatnym makijażem; aż po bogate odzienie podróżne, uszyte wedle absalomskiej mody i skrojone na miarę, barwione na karmin i akcentowane zawsze elegancką czernią. Były i akcesoria, jakżeby inaczej - ciemna opończa stylizowana na ptasie pióra, oferująca więcej stylu aniżeli użytku, błyskające pierścienie na palcach, burgundowy lakier na paznokciach, sztylet z adamantytu przywodzący na myśl słowo “ceremonialny” oraz perfumy. Też drogie, o egzotycznych zapachach, acz podszytych nawet na świeżym powietrzu dziwną, słodko-mdlącą wonią.

Na widok ponuro pociemniałego nieba nad celem podróży i strug dymu przeplatanych ognistymi jęzorami Cordelia zareagowała w przewidywalny sposób. Cały ciężar uwagi przeszedł z wertowanej do tej pory księgi na sylwetkę miasta, acz wbrew słowom intrygującej ją Dae, czarownica nie przyspieszyła niespiesznego tempa jakim przemierzała drogę. Odnotowawszy pustkę wokół Dalaston, zaledwie wcisnęła wolumin do gustownie wykonanej torebki z ciemnej skóry zawieszonej na siodle, pod bramę zajeżdżając jakby zupełnie nie przejmując się pożogą za murami.

”Oto właściwi ludzie na właściwym stanowisku,” sarknęła w myślach na słowa gloryfikowanych cieci, odesłanych do strzeżenia bramy chyba tylko po to, aby nie kręcili się pod nogami przy gaszeniu pożarów.

Cordelia w milczeniu ześlizgnęła się z siodła, przewracając tylko oczami na zaklinanie się i powoływanie na Dziedziczkę oraz Gwiazdę Północną jednako. Torebkę przewiesiła przez ramię, nijakiego wierzchowca odwołując w nicość machnięciem dłoni i wyważonym gestem wygładziła odzienie, poprawiła koronkowe mankiety i strzepnęła wyimaginowane pyłki z ramion. Cordelia nie odezwała się choćby słowem, ale czy było to przejawem niechęci do interakcji z chamstwem na wałach, czy początku traktowania kleru jako własnego anturażu miało pozostać zagadką.

Poza tym, istniały inne drogi wejścia poza bramą i Jamendir, która dyrektywę jakiegoś opasłego hrabiego miała w nader głębokim poważaniu, nie zawahałaby się przed obraniem alternatywnej ścieżki.

Wszak nie przybyła do Dalaston tylko po to, aby pocałować kołatkę.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 21-02-2023 o 23:00.
Aro jest offline