22-02-2023, 18:42
|
#22 |
| Karawanseraj
— Spokój! — Rayyan zakomenderował ostrym tonem, nieznoszącym sprzeciwu.
Szum i szmer jakie podniosły się na rewelacje o krwi znaczącej bramę do karawanseraju ucichły pod krótką komendą pół-orka. Każdy chwycił za oręż, jaki miał pod ręką, ale naukowa ekspedycja siłą rzeczy nie brylowała pod względem zdolności bojowych. Lekkie szpady i sztylety błysnęły miejscami, tam gdzie chwycono za nie dla kurażu, miejscami pozostając w pochwach, z dłońmi zaciśniętymi kurczowo na rękojeściach. Jedynie duet woźniców wyciągnął spod siedziska dwie ciężkie kusze i kołczan bełtów o czarnych lotkach, naciągając cięciwy z ponurymi minami. Riona sięgnęła ku rękojeści własnego cienkiego ostrza, czyniąc ruch jakby zamierzała ześlizgnąć się z siodła, ale powstrzymał ją Rayyan.
— Magister nawet o tym nie myśli — ostrzegł, zeskakując na ziemię i ściągając tarczę z siodła, przewieszając ją przez plecy. Najemnik chwycił własną kuszę, ładując weń bełt sprawnym ruchem. — Siedzicie cicho jak myszy pod miotłą, tak? My zobaczymy, co czai się w środku.
Pół-ork utkwił spojrzenie w Thurgrunie, kiwając głową w stronę uchylonej bramy. Duet powolnym, ostrożnym krokiem ruszył przed siebie z orężem w pogotowiu i czujnie wpatrując się w wierzeje. Reszta grupy obserwowała podejście wojowników otoczona namacalną wręcz aurą napięcia, ze strachem na niektórych licach i niepokojem na innych. Niecałe sto metrów nie było wielką odległością do pokonania, ale ostrożność i niepewność czyniły tutaj swoje, wykrzywiając percepcję czasu, który zdawał się rozciągać poza granicę możliwości. Gdy pół-ork i krasnolud wreszcie dotarli i przylgnęli do zamkniętego skrzydła, obserwatorzy zwiadu wstrzymali oddechy i ścisnęli mocniej bronie. Zwłaszcza gdy Rayyan powoli wychylił głowę zza drewnianej osłony, by wejrzeć w środek pasażu prowadzącego na dziedziniec karawanseraju.
Niektórzy słyszalnie - i nieco przedwcześnie - odetchnęli, widząc jak najemnik wymienił się miejscami z Thurgrunem, pozwalając magusowi na własny rekonesans. Zbrojni cofnęli się od bramy, wycofując już prędszym krokiem z powrotem w stronę oczekującej grupy, szeptając nawet między sobą.
— Hieny — krasnolud oznajmił zwięźle. — Żerują na trupach.
— Cztery, gwoli ścisłości — dodał pół-ork. — I żerują chyba na strażnikach, ale mam złe przeczucie. Czwórka zbrojnych nie dałaby się powalić padlinożercom. Coś tu jest nie tak.
Rayyan zerknął przez ramię ze ściągniętymi brwiami.
— Słyszałem też coś z wnętrza. Chyba.
— Może jacyś ocaleńcy? — Świteź zastanowił się na głos. — Ktoś się tym budynkiem chyba zajmuje?
— Stary Sahid z żoną i dziećmi — podpowiedział garbaty woźnica.
— Nie widzieliśmy innych trupów — Thurgrun wzruszył ramionami. — Może zaciągnęły trupy do środka i moszczą sobie barłóg.
— Możemy je sprowokować i przyjąć przy bramie — ton Rayyana przybrał rzeczowe nuty. — Thurgrun i ja trzymający linię, strzelcy za nami. Dopóki nie wiemy, czy coś nie kryje się w środku, lepiej nie zapuszczać się za daleko na dziedziniec. W pasażu są wejścia do obu skrzydeł. Zamknięte, ale...
— Spodziewacie się zasadzki? — Deirlial zapytał.
— Czwórka zbrojnych nie dałaby się powalić padlinożercom — pół-ork w odpowiedzi powtórzył jedynie własne stwierdzenie.
— Gnolle? — Lara domyślała się obaw najemnika. Gatunek hienowatych humanoidów miał w zwyczaju trzymać padlinożerców w charakterze zwierząt bojowych.
Rayyan jedynie skinął głową, z ponurym wyrazem wpatrując się w bramę.
|
| |